piątek, 27 listopada 2015

Rozdział 12

                Sebastian powoli wracał do siebie. Rana w końcu się zagoiła, a on zaczął normalnie funkcjonować. Nadal, oczywiście, nie mógł się nadwyrężać. Długa jazda konna czy ćwiczenie walki mieczem były dla niego nadal nieosiągalne, jednak mógł już zajmować się spokojniejszymi rzeczami, co go cieszyło. Miał dość leżenia w łóżku i patrzenia w baldachim. Wzory na nim wyszyte były piękne, nie przeczył temu. Jednak znał je na pamięć już po kilku dniach. Każdą nić, każdy zawijas misternego wzoru. Mógłby po prostu chwycić kartkę i dokładnie to wszystko rozrysować.
                Siedział w swoim gabinecie i czytał różne doniesienia kierowane do niego przez lordów, sołtysów, hrabiów... wszędzie to samo. Czarownice, poganie, spory o krowę, o kawałek ziemi i inne pasjonujące rzeczy. Czasami żałował tego, że poprosił brata o tą posadę. Miałby spokój i swoją wolność. Niby ją miał, ale od dłuższego czasu odczuwał jej brak. Niby nic go tu nie trzymało, a jednak nie mógłby ot tak, na kilka dni, jechać do Paryża. Już jego choroba sprawiła, że miał sporo zaległości. W dodatku nie mógł się skupić. Cały czas myślał o swoim bracie. I Anieli. Zniknęła niedawno. Podejrzewał, że szukała Anthony'ego, jednak zawsze dawała mu znać o dłuższych wyprawach. Czuł się dziwnie, kiedy nie było jej na dworze, chociaż nie przebywała przecież tutaj od zawsze. Przyzwyczaił się jednak do jej obecności, do jej śmiechu, jej zachowania, które go zaskakiwało...
                Tęsknił za nią. Po prostu za nią tęsknił. Stała już mu się na tyle bliska, że bez niej czuł się dziwnie. W dodatku była jego obrończynią, czuł się wiecznie zagrożony i wszędzie chodzili za nim strażnicy. Nawet teraz stali po obu stronach drzwi. Dostawał już powoli małej paranoi, z której naśmiewał się jego starszy brat. Jednak, o dziwo, na razie ataki ustały. Obawiał się jednak, że to cisza przed burzą. Zasypiał z nożem pod poduszką i mieczem przy łóżku, jego jedzenie było próbowane przez specjalnie zatrudnionego w tym celu testera, nie chodził nigdzie sam.
                Usłyszał jakieś poruszenie na dziedzińcu. Odłożył pióro, którym właśnie kończył pisać odpowiedź na list i wstał. Podszedł do okna. Zobaczył jak strażnicy zdejmują kogoś z konia. Kogoś bardzo drobnego, ubranego, mimo niezbyt wysokich temperatur, jedynie w koszulę. Rozpoznał w tej niewielkiej sylwetce młodszego brata. I konia Anieli, jej ukochanego, czarnego ogiera, Wincenta. Wystraszony nie na żarty chwycił swój płaszcz i wybiegł z gabinetu. Jego osobiści strażnicy ruszyli za nim. W biegu zapiął grubą klamrę podtrzymującą wierzchnie odzienie i wypadł na bruk dziedzińca, równocześnie ze swoim przyrodnim bratem.
                Anthony był półprzytomny. Przemarznięty i wygłodniały nie miał sił, aby wydusić z siebie słowo. Zemdlał i upadłby na kamienie, gdyby strażnicy go nie pochwycili.
                - Bash... - Francis chwycił go za ramię. Tony był w kiepskim stanie, a fakt, że przyjechał samotnie na koniu Anieli, przy którego siodle nadal był jej łuk, oznaczał, że dziewczyna, najprawdopodobniej nie żyła.  Nie chciał nawet wiedzieć, co musi teraz czuć jego starszy brat.
                - Zabierzcie go do medyka - powiedział, strącając dłoń młodego władcy i ruszając w kierunku strażników. - A konia odprowadźcie do szatni. Musiał gnać długi czas - dodał, a potem ruszył w stronę zamku.
                Nie myślał tak jak Francis. Aniela musiała żyć. Poczułby, że zginęła. Na pewno. Wiedziałby. Była za dobrą wojowniczką. Była za mądra, aby ot tak dać się zabić. Poza tym... mogła puścić Tony'ego przodem i tyle. Sama pojawi się w zamku za kilka dni... i wszystko będzie jak dawniej.

***

                Nie pojawiła się. Dni mijały, a ona nie wracała. Jego niepokój o nią rósł z każdym dniem. Coraz częściej zaczynał myśleć o tym, że zginęła. Musiał jednak poczekać, aż jego brat dojdzie do siebie, aż odzyska przytomność. Tylko Anthony wiedział, gdzie ona jest i co się dokładnie stało. Chłopak jednak nadal był za słaby, aby mówić. Sebastian przychodził do pokoi medyka w każdej wolnej chwili w nadziei, że ten w końcu nabierze sił. Niestety, za każdym razem czekało go rozczarowanie.
                Minął tydzień zanim udało mu się z nim porozmawiać. Kiedy usłyszał, jak potoczyły się wydarzenia pobladł i zacisnął mocno pięści.
                - Bash... przepraszam - wymamrotał na koniec Anthony.
                - Zostawiłeś ją. Ranną. Ona ratowała ci życie, a ty ją tak po prostu tam zostawiłeś?! - krzyknął Bash oburzony. Takie zachowanie nie mieściło mu się w głowie. Dobrze, jego uczucia to jedno, ale zwykłe poczucie honoru i godności? Jak można zostawić swojego wybawcę na pewną śmierć?
                - Nie miałem broni... nie miałem szans jej ocalić... - wyszeptał Tony, patrząc na niego błagalnie. - Ja...myślałem, że szybciej tu przyjadę, że zdążycie...
                - Zamilcz! - krzyknął, a potem wyszedł. Wpadł na korytarzu na Mary. Królowa spojrzała na niego zaniepokojona. Widziała jego wściekłość. Chyba nigdy nic nie wyprowadziło go z równowagi. Usłyszała jego krzyki nieco wcześniej.
                - Sebastianie...- zaczęła niepewnie. Spojrzał na nią, a ona poczuła strach. Wyglądał tak, jakby był gotowy zabić teraz każdą osobę, która stanie mu na drodze. Szybko doszła do wniosku, że rozmowa z nim teraz nie przyniesie rezultatów. Był zbyt wzburzony, aby słuchać racjonalnych argumentów, zresztą... Co miałaby mu powiedzieć? Że jej przykro?
                Chwyciła go więc za ramię. Spojrzał na nią, uspokajając się po chwili. Wystarczyło, że spojrzał w jej brązowe, sarnie oczy, aby złość mu minęła. Nie powinien wymagać bohaterstwa od swojego młodsza brata. Nie każdy człowiek jest honorowy. I odważny. Anthony był tylko przerażonym dzieciakiem. To, że postąpił zupełnie inaczej niż postąpiłby na jego miejscu Sebastian. nie czyniło z niego złego człowieka.
                - Ona na pewno żyje, Mary - powiedział. - Nie wierzę, że dałaby się zabić tak łatwo. Nie ona...
                Uśmiechnęła się lekko, aby dodać mu otuchy. Miała na sobie wspaniałą, brązowo-złotą suknię, a w jej ciemnych włosach połyskiwał diadem z topazami.
                - Skoro tak myślisz, to ruszaj na poszukiwania, Bash. Może ją znajdziesz. Całą i zdrową. Tylko przemarzniętą i przerażoną - odpowiedziała mu. Zdziwiła się, kiedy jej rozmówca zaczął się śmiać.
                Przerażona Aniela? Musiał to być ciekawy widok, ale wątpił, aby kiedykolwiek go ujrzał. Dziewczyna wydawała mu się być nieustraszona. Skoro sama jeździła po lesie, to na pewno się tego nie bała, także o to był spokojny,
                - Oczywiście, Mary - skinął jej głowę. - Zbiorę więc konnych i wyruszę najszybciej jak się da. Zajmij się w tym czasie moim bratem. Proszę - odwrócił się i niemalże pobiegł do stajni.
                Pokręciła głową. To był właśnie Bash. Działał czasami zbyt impulsywnie, emocje zmieniały się u niego jak w kalejdoskopie, ale to czyniło z niego wspaniałego człowieka. Był szczery, prawy, obowiązkowy i... prawdziwy. Po prostu prawdziwy, we wszystkim co robił. W każdą akcję wkładał całego siebie, jeśli coś robił, to na sto procent.
                Weszła do komnat medyka i podeszła do łóżka, na którym leżał Anthony. Nie widziała go wcześniej z bliska. Był dość podobny do brata, ale o wiele bardziej niż on przypominał ich matkę, przynajmniej z wyglądu.
                Spojrzał na nią uważnie. Miał niebieskie oczy, takie same jak Sebastian. Jednak nie było w nich tej siły. Widziała w nich strach. Starł szybko łzy w policzków. Na pewno słowa brata musiały go zaboleć. Było jej go żal.
                - Bash jest porywczy - powiedziała. - Wcale cię nie nienawidzi, zapewniam cię, Anthony - powiedziała. Uśmiechnęła się lekko.
                Patrzył na nią uważnie. Nie miał przyjemności jej poznać wcześniej, nie oficjalnie. Wiedział, kim była. I jak duże zagrożenie dla niego stanowiła. Była katolicką królową. Takich jak on paliła na stosie. Nie wyglądała na tak okrutną osobę. Wydawała się być całkiem miła. W końcu tutaj była. Z nim.
                - Wiem... nie musisz tu być, Wasza Wysokość. Nie jestem chyba aż tak ważny, aby królowa Francji musiała się o mnie martwić - wymamrotał, odwracając od niej wzrok, jakby w obawie, że ta po samym spojrzeniu rozpozna w nim poganina.
                Zaśmiała się. Miała bardzo przyjemny głos.
                - Twój brat jest mi bardzo bliski, Tony. Mogę tak do ciebie mówić? - zapytała, a kiedy pokiwał głową, kontynuowała : - Poprosił mnie o opiekę nad tobą podczas swoją nieobecności. Myślę, że skoro odzyskałeś już przytomność i nie gorączkujesz, to możemy przenieść cię do twoich komnat. Jeśli chcesz mogę poczytać ci jakąś książkę albo pośpiewać...
                - Dam sobie radę, naprawdę - przerwał jej. - Na pewno jako królowa masz lepsze zajęcia niż umilanie czasu królewskiemu bękartowi - dodał po chwili.
                Zdziwiła ją ten dystans, jaki chłopak między nimi budował. Unikał kontaktu wzrokowego. Zaczęła zastanawiać się nad przyczyną takiego zachowania. Nie wydawał się być osobą nieśmiałą, to nie pasowałoby zresztą do niego, biorąc pod uwagę jego geny. W końcu ani król Henry, ani Diana de Poitiers tacy nie byli.
                Rozwiązanie wpadło jej do głowy po dłuższej chwili. Niepewnie podniosła do góry rękaw jego koszuli i dostrzegła wypalonego na jego ramieniu jelenia - znak pogan. Spojrzała na chłopaka uważnie. Ten pobladł, jego oczy zrobiły się wielkie ze strachu.
                - Wiem o tym, Tony. Bash mi kiedyś powiedział - wyszeptała. Zasłoniła jego przedramię. - Ale dla własnego bezpieczeństwa...
                - Powinienem się ochrzcić. Tak, wiem. Sebastian chciał to zrobić tamtego wieczora, kiedy mnie porwano - przyznał. Obserwował ją uważnie. Mary wyglądała jednak nadal bardzo pogodnie. Jakby to nie zrobiło na niej większego wrażenia.
                - Im szybciej to zrobisz, tym lepiej, Tony - dodała. - Jeśli chcesz, mogę być twoją matką chrzestną. I cię wszystkiego nauczyć - wstała. - Pójdę po księdza. Nie ruszaj się stąd - nie przemyślała tej wypowiedzi. Chłopak zaczął się śmiać.
                - Raczej się nigdzie nie wybieram, Mary - odparł ze śmiechem. Królowa zawtórowała mu, a potem wyszła.

***

                To zdecydowanie nie była najmilsza pobudka w jej życiu. Czuła okropny ból w ramieniu, w które została trafiona zatrutą strzałą. Kto, na Boga, używa w Europie trujących strzał? Owszem, wiedziała, że jest to praktykowane w innych kulturach, w końcu Bractwo było międzynarodową organizacją, a wszyscy jego członkowie poznawali różne techniki używane na świecie. Jednak nie spodziewała się, że ktoś trafi ją taką strzałą we Francji.
                Otworzyła oczy po dłuższej chwili. Dostrzegła nad sobą niewielką lampę oliwną. Zobaczyła drewniane belki, dość surowe. W pomieszczeniu było ciepło i sucho, czuła nawet zapach jedzenia. Chyba gulaszu. Może z królika? Na samą myśl poczuła, że ślina napływa jej do ust. Jak długo tu leżała? Miała nadzieję, że Anthony jest bezpieczny...
                - No i w końcu się obudziła nasza śpiąca królewna - rozległ się rozbawiony głos. Zmarszczyła brwi. Znała jego właściciela. Nawet za dobrze.
                - Alex, ty szujo - odparła Aniela i przekręciła głowę w bok, aby na niego spojrzeć. Syknęła z bólu, który rozpierał jej czaszkę. Musiała podczas upadku uderzyć się w głowę, chociaż tego nie pamiętała.
                Przy niewielkim kominku siedział czarnowłosy, młody mężczyzna. Jego orzechowe oczy dokładnie ją obserwowały, a wąskie usta rozchylały się w nieco wrednym uśmieszku. Nie był zbyt umięśniony, w sumie był dużo drobniejszy od niej, chociaż urodził się trzy lata wcześniej niż ona. Miał na sobie zwykłe ubrania, niczym nie wyróżniające się na tle strojów mieszczan.
                Alexander Gardon, bo tak brzmiała jego godność, był synem garbarza z Paryża. Poznali się, kiedy dziewczyna zaczynała swoje szkolenie. Alex uczył ją łucznictwa. W całym Bractwie nie było lepszego łucznika, potrafił trafić w każdy cel, bez względu na odległość czy własne położenie. Mimo takiego osiągnięcia pozostał nadal skromnym rzemieślnikiem, który miał już narzeczoną, jednak nie chciał się żenić. Ślub oznaczał koniec służby. W Bractwie nie wymagano przestrzegania celibatu, a jednak Mistrzowie zawsze uważali, że rodzina jest zbyt dekoncentrująca. Dlatego nie było problemu, aby zawrzeć małżeństwo i mieć potomstwo, jednak wtedy przechodziło się na swego rodzaju emeryturę i działało się jako osoba współpracująca. Lub od czasu do czasu dostawało się wezwanie, ale to w wyjątkowych sytuacjach i tylko w stanie najwyższej potrzeby. Alexander za bardzo kochał to, co robił, aby z tego rezygnować, nawet dla pięknej Giselle, córki piekarza. Chociaż coraz częściej myślał o tym i postanowił, że to jest ostatni rok, a na przyszłą wiosnę weźmie ślub i się ustatkuje.
                Oboje mieli trudne charaktery, dominujące. Dlatego trudno było określić ich relację. Czasami traktowali siebie wzajemnie jak największych wrogów, a czasami byli najlepszymi przyjaciółmi.
                - Milutka jak zawsze... myślałem, że na dworze nauczysz się trochę dobrych manier, Anielo - odpowiedział tylko. Wziął niewielką miseczkę i nałożył do niej trochę gulaszu. Podszedł z jedzeniem do dziewczyny. Usiadł na krześle obok łóżka, na którym leżała.
                - Cóż... nie wygląda na to, abym była w zamku, więc nie muszę się zachowywać jak dama - mruknęła. Podniosła się, mimo ogromnego bólu. Usiadła i spojrzała mu w twarz. - Możesz mi powiedzieć na jaką cholerę strzeliłeś do mnie? I to jeszcze zatrutą strzałą? - spytała, wyraźnie zła.                         Westchnął. Podał jej obiad i, kiedy dziewczyna jadła, on starał się ułożyć swoje myśli w głowie w sensowne zdania. Brzmiące logicznie. I nie doprowadzające jej do furii.
                - Wielki Mistrz nie jest zadowolony z tego, co zrobiłaś... - zaczął niepewnie, jednak zamilkł od razu, gdy zobaczył wściekłość w jej zielonych oczach. Pięknych, swoją drogą. Zawsze uważał, że zielone oczy są najładniejsze, jego ukochana też takie miała.
                - Wiesz, ile razy uratowałam Sebastianowi życie? Co chwile ktoś go atakuje... robię co mogę, ale nie udało mi się natrafić nawet na trop tego, kto za tym stoi.
                - Nie o to chodzi... opuściłaś zamek. Na wiele dni. Zostawiłaś go samego. Ja wiem, że chciałaś mu pomóc i uratować jego brata. Rozumiem to. Jednak nie powinnaś tak postępować, Anie - tylko on zdrabniał jej imię w ten sposób. To w sumie było urocze, jednak w tej chwili była za bardzo zła i rozgoryczona.
                - Sam został ranny, nie mógł osobiście szukać Anthony'ego, a uwierz mi, robiłam to dla dobra Sebastiana - próbowała się bronić. - Nie było mnie wtedy, kiedy zostali zaatakowani, musiałam mu to jakoś wynagrodzić.
                - Musisz bardziej się przyłożyć. Robisz głupie błędy, to do ciebie nie podobne. Mówię to jako twój przyjaciel, posłuchaj więc moich rad. Ogranicz kontakty ze swoim podopiecznym do niezbędnego minimum. Miłość cię chyba zaślepiła, nie myślisz racjonalne. Pamiętaj, że jeśli Zastępca Króla zginie, ty też stracisz życie.
                - Nie zginie. Obronię go - odparła i skończyła jeść. - Poza tym...
                - Skąd wiem? - Alex uniósł do góry brwi. - Bractwo wie wszystko. Obserwują cię. Cały czas, Anie. O tej rozmowie pewnie też się dowiedzą. Jeśli nadal nie będziesz mogła znaleźć spiskowców, dostaniesz wsparcie. Będę się starał o to, aby wybrali mnie. Bo mi chyba ufasz, prawda?
                Zamrugała zaskoczona.
                - Cóż...- spojrzała wymownie na swoją rękę. - Powiedzmy, że tak. Napiszę polecenie, aby mi przydzielili ciebie do pomocy. Ale pod jednym warunkiem, Alex...
                - Tak, wiem...- zaśmiał się tylko. - Więcej już do ciebie strzelać nie będę. Chciałem jednak jak najszybciej z tobą porozmawiać, a wiedziałem, że ten dzieciak nie będzie bawił się w bohatera i cię zostawi.
                Trucizna przestała działać i ból zdecydowanie zelżał. Odstawiła na stolik nocny pustą miskę i spojrzała na swojego rozmówcę uważnie.
                - Jeśli masz jakieś zioła na wzmocnienie to daj mi je, proszę - powiedziała Aniela. - Muszę jak najszybciej wrócić na dwór. BB się pewnie o mnie zamartwia i już wysłał ludzi na poszukiwania...
                - BB? - spytał zdziwiony, nie wiedząc o czym ona mówi. Aniela zaśmiała się tylko.
                - To zabawna historia...

***

                W całym zamku panowało poruszenie. Już od kilku dni trwały poszukiwania Anieli, a jednak do tej pory jej nie znaleziono. W dodatku pogoda im nie sprzyjała - było chłodno, wietrznie i ciągle padał deszcz. Sebastian robił się coraz bardziej nerwowy, w końcu zdecydował się na to, aby osobiście pokierować jedną z trzech grup poszukujących śladów Anieli. Ubrany w swój płaszcz i z mieczem u boku szedł korytarzem, kiedy nagle wpadł na swojego brata.
                - Bash! - powiedział Francis, uśmiechając się szeroko. - Jak dobrze, że cię widzę. Właśnie chciałem z tobą porozmawiać...               
                - Nie teraz, Francis - odparł. - Muszę jechać na poszukiwania. Nie wierzę, że zginęła. Musi żyć. Może mnie teraz potrzebować.
                - To zajmie maksymalnie godzinę. Proszę, to bardzo ważna sprawa. Chodzi o remont posiadłości twojej matki. Musisz w końcu zdecydować się na to, kto będzie dostawcą poszczególnych surowców, inaczej Mary ich nie zamówi...
                - Moment, czekaj - spojrzał na niego zdziwiony. - Zleciłeś ze względu na moją niedyspozycję, jak byłem ranny, odbudowę tego pałacu Mary? Dlaczego akurat jej? - spytał. Mary od dłuższego czasu go unikała. Owszem, miewała czasami takie dni, że mu w czymś pomagała, chociażby wtedy, kiedy była z Anthony'm w pokojach medyka. On w tym czasie pokłócił się z Francisem o wyruszenie na wyprawę poszukiwawczą. Król zabronił mu wtedy jechać, z uwagi na to, że Sebastian dopiero co stanął na nogi. Teraz odnosił wrażenie, że monarcha dalej gra na zwłokę, aby Bash nie mógł wyjechać.
                - Sama chciała. Poza tym, jest kobietą...
                - Cóż, z uwagi na to, że jesteś jej mężem biorę to za informację pewną - przerwał mu ze śmiechem. Francis uderzył go lekko w ramię, chociaż sam zaczął się śmiać.
                - Zrobi to lepiej niż ja, a wątpię, aby moja matka chciała się tym zajmować. W końcu ten pałac jej się marzył, a nasz świętej pamięci ojciec, aby zrobić jej na złość, podarował go twojej matce.
                - Wobec tego, niech Mary sama podejmie decyzję co do dostawców. Mi to jest naprawdę obojętne - powiedział. - A teraz wybacz, ale muszę ją znaleźć...
                - Znaleźć kogo? - usłyszał pytanie za swoimi plecami i odwrócił się szybko.
                Aniela stała za nim rozbawiona. Ubrana w ciemnoniebieską suknię ze złotymi haftami wyglądała naprawdę ładnie. Złociste włosy miała upięte w misterny kok, w uszach błyszczały kolczyki z perłami pasujące do kolii na jej szyi. Uśmiechała się szeroko.      
                Był zaskoczony jej widokiem. Przez kilka sekund po prostu stał, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Myślał, że nie żyje. Szukał jej, miał nadzieję, ale gdzieś z tyłu głowy cichy głos powtarzał mu, że to bez sensu. A teraz stała tam, jakby nigdy nic, piękniejsza niż kiedykolwiek.
                Kiedy pierwszy szok minął uśmiechnął się szeroko, a potem po prostu do niej podbiegł i wziął ją w ramiona, nie zważając na obecność Francisa, służby, dworzan... Liczyła się tylko ona. I to, że tu była. Z nim. Bezpieczna.
                Nie sądziła, że ją podniesie. W końcu nie była tak drobna jak reszta dziewcząt. Zaśmiała się tylko, a kiedy postawił ją na ziemi i przytulił do siebie, wtuliła się w niego ufnie.
                - Bash, ale ja lubię oddychać. Zgnieciesz mnie - powiedziała rozbawiona, chociaż jego uścisk wcale nie był aż tak silny.
                Odsunął się od niej, radosny jak nigdy wcześniej.
                - Dobrze, że tu jesteś - odparł Bash. - A ty... ty wiedziałeś! - spojrzał na brata oskarżycielsko.
                Francis jedynie wzruszył ramionami.
                - Chciała zrobić ci niespodziankę - odpowiedział król. - Miłego dnia. Ja wracam do swoich obowiązków - dodał i odszedł. Aniela chwyciła Sebastiana za rękę.
                - Chodź, mój bohaterze - powiedziała. - Powinieneś jeszcze odpoczywać, a nie dźwigać takie ciężary jak ja. Musisz odwołać ludzi, a potem wracasz do łóżka. I bez dyskusji - jak zwykle była pewna siebie i władcza wobec niego. Nie przeszkadzało mu to w sumie.
                - Nawet nie wiesz, jak bardzo za tobą tęskniłem. 


______________________________

Wiem, że rozdział był nieco monotematyczny, przepraszam, nie chciałam jednak dłużej ciągnąć motywu zaginionej Anieli i poszukiwań. Zaraz grudzień, czyli zaczyna się okres zaliczeń i egzaminów, niestety :( Przez to rozdziały mogą być dość rzadko, bardzo przepraszam z tego powodu, ale jednak studia są ważniejsze niż blog. Mam nadzieję, że spodobał wam się Alex, mam co do niego konkretne plany :P Do napisania! 

8 komentarzy:

  1. Aw.... :3 To zakończenie było takie słodkie i urocze. Uwielbiam takie sceny! Mogłoby być ich trochę więcej. Wiem, że ty takich nie lubisz, ale choć troszkę... <3

    Jak dla mnie wszystko dzieje się troszkę za szybko, ale ja chyba po prostu mam tendencję do przeciągania wszystkiego i zamęczania ludzi opisami emocji itp. :D

    Czekam na ciąg dalszy, bo postać Alexa (to imię <3) zapowiada się wyjątkowo interesująco. Właściwie to ja już go lubię i chcę więcej! ^^

    Twoja najkochańsza i najwspanialsza fanka
    Strażniczka Przecinków i Władczyni Czerwonych Wstawek
    NOX

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Urocza, słodziutka scena specjalnie dla mojej Pysi :) Staram się, aby ich trochę było, ale nie chce przesadzać. W końcu fabuła opiera się na atakach skrytobójców, taka wielość szczęśliwych scen mi nie pasuje do ogólnej tematyki. Po prostu. Wiem, że to wyjście do fajnych kontrastów w scenach, ale nie chcę przesadzić :P

      Musi się dziać! Myślę, że tylko ty chciałabyś czytać pracę magisterską na temat uczuć Basha do Anieli XD Ja tam kocham jak się dużo dzieje w rozdziałach ^^

      Do Alexa mam dość określony plan i wątpię, aby był w tym ff długo :P Więcej nic nie powiem!

      leniąca się na kanapie zamiast brać się za coś produktywnego
      Rój Pszczół

      Usuń
  2. Szkoda będzie mi brakowało Anieli jak już ten "plan" zrealizujesz ;) ale ja też lubię akcję :P mimo to nigdy za wiele romansów :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh, z Anielką się jeszcze długo nie rozstaniemy, uwierz mi :P Za bardzo ją polubiłam i mam dość dobrze zaplanowany wątek jej i Sebastiana :D

      A ja właśnie nie przepadam za romansami w zbyt wielkiej ilości. Trochę ich musi być, ale bez przesady. Niestety, nie jestem romantyczką :P

      Nie mogąca się doczekać dzisiejszego wieczorku z grami
      Rój Pszczół

      Usuń
  3. Hej ;)
    Dawno mnie u Ciebie nie było. Wybacz mi to. Ale jestem teraz.
    I jestem bardzo usatysfakcjonowana. Lubię zakończyć dzień czymś dobrym do poczytania, a to było naprawdę fajne.
    Nawet Mary nie przedstawiasz tak demonicznie, jak zazwyczaj. Przyznam, że wraz z rozwojem trzeciego sezonu jakoś tak bardziej ją polubiłam. I u Ciebie też mniej mnie irytuje.
    I też muszę przyznać, że tylko dzięki Twojemu opowiadaniu przełamałam się co do Franka. Jakiś taki bardzo pozytywny nasz król się zrobił.
    Jestem ciekawa, czy Aniela na pewno może ufać Alexowi. To znaczy, zawsze robię się podejrzliwa, jak ktoś mówi: "no przecież mi możesz powiedzieć/zaufać/zdradzić sekret". Ale może to tylko mój wyczulony zmysł detektywistyczny xD.
    Bardzo lubię Bashnielę. Jetem ciekawa, czy Bractwo dopuści do wyjątku i pozwoli im być razem. Czy oni w ogóle będą tego chcieli. No i czy nie dojdzie do takiego trudnego wyboru: Bractwo, czy Bash.
    Coś czuję, że Anielę czeka jeszcze dużo przygód. A ja chętnie je wszystkie poznam!
    Pozdrawiam,
    candlestick z buzzingblood.blogspot.com i crownsjewel.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aw :3 To miłe, ze ktoś nazywa moją pisaninę dobrym tekstem do poduszki <3
      Ja tam nadal Mary nie lubię i szczerze powiedziawszy jeśli nie rozwiną jakoś wątku Basha to chyba skończe swoją przygodę z Reign po tym sezonie. Strasznie nudno jest. Poza 3x05. Ale tak to jest takie o niczym nieco.
      Alex jest w sumie dla dwóch motywów, także nie zrobię z niego postaci nawet drugoplanowej będzie bardziej epizodyczny i tyle w jego temacie ;)
      Bractwo działa tak, że są Wojownicy, którzy aktywnie właśnie bronią podopiecznych oraz Mistrzowie i osoby współpracujące. Kiedy Wojownik decyduje się na założenie rodziny to automatycznie przestaje być aktywnym członkiem bractwa i przechodzi na coś na kształt emerytury. Jednak Bractwo w wyjakowych sytuacjach może go zawezwać (jak zrobiono z Piotrem). Alex jest zaręczony, ale jeszcze się nie ożenił, bo chce jeszcze być Wojownikiem. Jednak ponieważ na Wojownikach spoczywa duża odpowiedzialność nie dopuszcza się do tego, aby aktywny, powiedzmy nawet pełnoetatowy Wojownik miał rodzinę. To rozprasza. Dlatego z chwilą zawarcia związku małżenskiego traci się tą rangę i zostaje się osobą współpracującą. Która moze np. szukać rekrutów, udzielać informacji, pomagać Wojownikom w inny sposób. Tak to działa. Także jeśli Anielka zechce wyjść za Basha, albo kogokolwiek innego, to przestanie być Wojownikiem. Jeśli jednak się rozwiedzie, albo jej małżonek umrze, a ona będzie bezdziena to jest możliwość, aby znów była Wojownikiem. Tak to widzę :P Także w pewnym momencie ona wybierze ślub, to mogę zdradzić :D
      Oh tak, ja się dopiero rozkręcam z ich przygodami, to w końcu dopiero 12 rozdział :P

      studentka, która jak zaraz nie pójdzie spać to rano nie wstanie na wykład z prawa restrukturyzacyjnego
      Rój Pszczół

      Usuń
  4. Jeeej, cieszę się, że wszystko ostatecznie dobrze się skończyło. Aniela jest cała i zdrowa (swoją drogą nie spodziewałam się, że stoi za tym jej przyjaciel... XD nieźle). Nawet jakoś mi się tak szkoda Tonego zrobiło i miło jest przeczytać, że Sebastian ma dla niego wiele zrozumienia. Podobała mi się też scena między Tonym a Mary. Fajnie przedstawiłaś królową, jestem pod miłym wrażeniem. Dobrze, że chce pomóc Tonemu w sprawie chrztu i w sumie tobciekawi mnie, czy będzie między nimi jakaś dalsza relacja :). Może przyjaźń? ^^
    Życzę dużo weny i pozdrawiam ciepło :*.

    OdpowiedzUsuń