niedziela, 20 września 2015

Wielka przygoda Basha i Francisa cz. I

                To był ciepły, słoneczny dzień. Lato w tym roku było wyjątkowo upalne, wszyscy starsi ludzie mówili, że nie pamiętają takich temperatur. W zamku nadal było przyjemnie chłodno, toteż kto mógł zostawał w jego murach. Ogrody więc były prawie puste, nie licząc ogrodników i gromadki dzieci, bawiących się beztrosko piłką. Wszystkim, którzy mieli mieć lekcję, odwołano je, zwolniono również z obowiązku dzieci służby. Wszystkie biegały, krzyczały, śmiały się pod czujnym okiem dwórek. Były w różnym wieku, różnie poubierane, jednak wszystkie cieszyły się pięknym dniem.
                Najstarszy z całej gromadki był dziesięcioletni chłopiec z ciemnymi włosami i jasnymi oczami. Ubrany był w dobrej jakości ubrania, chociaż pozbawione ozdób. Nie biegał za piłką z pozostałymi, tylko pilnował, aby nic nikomu się nie stało. A zwłaszcza jego młodszemu, przyrodniemu bratu, którego energia rozpierała chyba najbardziej ze wszystkich. Czuł się za niego odpowiedzialny, chociaż nikt nigdy tego od niego nie oczekiwał. Chociaż mieli tego samego ojca, każdy z nich żył zupełnie inaczej niż drugi.
                W końcu złotowłosy chłopiec się zmęczył. Zszedł z trawnika i usiadł obok brata.
                - Dlaczego się z nami nie bawisz? - spytał. Jakaś służąca przyniosła młodemu Delfinowi kubek wody. Ten niemal od razu go opróżnił. Zabawa sprawiła, że był bardzo spragniony. Wytarł mokre usta rękawem swoich pięknych szat.
                - Francis... jestem za duży na zabawę - odpowiedział Sebastian, uśmiechając się lekko. Siedzieli pod dużym, rozłożystym drzewem.
                - Kiedy zostanę królem, wszyscy chłopcy będą mogli się bawić. Bez względu na wiek - powiedział nadąsany chłopiec. Bash się roześmiał i potargał jego złote loczki.
                - Oczywiście, że tak będzie, Francis - powiedział. - Ale jeśli chcesz, to możemy pójść pobawić się w lesie - dodał, ściszając konspiracyjnie głos do szeptu. Damy dworu rozmawiały ze sobą, siedząc na ławkach w cieniu i haftując. Nie zwracały szczególnie uwagi na synów króla.
                - Ale nie wolno nam tam chodzić... tata nam zabronił - zauważył mały Delfin. Słowa ojca brał zawsze na poważnie, nigdy nie łamał jego zakazów. Wiedział jednak, że jego brat robi, co mu się podoba i nigdy nie wpada z tego powodu w żadne kłopoty.
                - Nikt nie zauważy, że nas nie ma, zobaczysz - obiecał starszy chłopiec, uśmiechając się szeroko. Może i nie biegał już za piłką, ale nadal był dzieckiem. Lubił robić to, czego dorośli mu zabraniali. To było dla niego jak wyzwanie. Lubił wyzwania.
                - Ale jak? - Francis szeptał podekscytowany. Jego niebieskie oczy aż błyszczały, usta wyginały się w szerokim uśmiechu. - Jak chcesz wyjść z zamku bez opiekunek? Przecież wszędzie są strażnicy...
                - Nie wszędzie, zapewniam cię. Znam jeden sposób, aby wyjść lub wejść do zamku niepostrzeżenie - mrugnął do niego. - Spotkajmy się za godzinę w moim pokoju. Tylko musisz jakoś wymknąć się swojej niani. Powiedz, że cię brzuch boli albo coś... - poradził Bash, który często oszukiwał, że mu coś jest. Wtedy, co prawda, dostawał te strasznie niedobre lekarstwa, od których nieraz naprawdę go mdliło, ale miał pół dnia spokoju. - Jeśli jakaś niania albo twoja matka będą chciały siedzieć przy twoim łóżku, to powiedz, że chcesz spać. U mnie to zawsze działa. Wiem, że dasz radę. Do zobaczenia - wstał i ruszył w kierunku zamku.

***

                Zrobił dokładnie tak, jak kazał mu starszy brat. Powiedział, że boli go głowa. Medyk podał mu okropne w smaku leki i kazał wszystkim wyjść, aby mały książę mógł odpoczywać. Kiedy został sam, zeskoczył z łóżka, ubrał się pospiesznie, a potem wyszedł z komnaty i pobiegł tymi mniej uczęszczanymi korytarzami do pokoju brata. Sebastian zajmował jedną, niewielką komnatę, w której były skromne, proste meble, kilka książek, duża mapa Francji, a najbardziej ozdobną rzeczą w całym pomieszczeniu był gruby dywan. Nawet nie miał łoża z baldachimem. Królowa Catherine robiła wszystko, aby bękart jej męża i jego matka mieli jak najtrudniejsze życie. Teraz, kiedy króla nie było w zamku, Diana i jej jedyny syn nie mieli lekko. Jednak niewygodne komnaty, skromne meble, wszelkie inne nieprzyjemne sytuacje nie były w stanie skłonić kobiety do wyjazdu. To była próba sił, obie zdawały sobie z tego sprawę. Jednak żadna nie chciała ustąpić drugiej.
                Wszedł nieśmiało do środka, bez pukania. Bash siedział na parapecie okna i patrzył na las. Wiatr szumiał w koronach drzew, pokrytych soczyście zielonymi liśćmi. Widział ptaki latające w przestworzach. Były takie... wolne. Czasami zazdrościł im tej wolności. Chciałby móc latać tak jak one. Móc dotykać nieba. Przemieszczać się, dokąd chce i kiedy chce. Oczywiście, zdawał sobie sprawę, że jest w o wiele lepszej sytuacji niż jego przyrodnie rodzeństwo. Nigdy nie będzie księciem ani królem. Nie będzie miał tylu obowiązków, ani nie będzie dzierżył w ręku takiej odpowiedzialności. Miał dziesięć lat, ale sporo już o świecie wiedział. O tym jak działa. I o tym, jakie życie czeka go jako bękarta. Dzieci z nieprawego łoża były nic nie warte, nie chciane. Ich pozycja zależała od humorów królewskiego rodzica i jego następcy.
                Jednak nie był przebiegły. Jego sympatia do Francisa nie była wynikiem sprytu. Naprawdę chłopiec kochał swojego młodszego braciszka. A teraz chciał przeżyć największą przygodę życia razem z nim. Przez tę godzinę udało mu się zakraść do kuchni, po jakieś jedzenie na drogę oraz do zbrojowni, skąd zabrał dwa, niewielkie noże. Mogli wyruszać. Byli gotowi.
                Odwrócił głowę, słysząc kroki braciszka. Uśmiechnął się i zeskoczył na podłogę.
                - A już sądziłem, że stchórzyłeś - powiedział i podał mu niedużą torbę z płótna. - W środku masz jedzenie, broń i kawałek liny. Jak prawdziwy podróżnik. A teraz w drogę! - zakrzyknął wesoło i podszedł do ściany.
                - Bash...ale drzwi są tam - powiedział młodszy chłopiec, nieco zdezorientowany poczynaniami brata. 


____________________________________
Z okazji moich urodzin wpadłam na pomysł napisania dla Was opowiadania, które nie jest związane z resztą fabuły, jest raczej lekkie, łatwe i przyjemne. Jest to bardzo krótka publikacja, ponieważ chciałam Wam tylko na razie nakreślić postaci małego Basha i Francisa. Jak widzicie, ich charaktery wtedy były zupełnie różne niż wtedy, kiedy byli dorośli. Jeśli Wam się podoba taki przerywnik, to przy każdej innej okazji mogę pisać kolejne dwie sceny Wielkiej Przygody. To bedzie taka forma małego prezentu ode mnie dla Was :)

PS. Kolejny rozdział pojawi się najpewniej jutro. 

6 komentarzy:

  1. Wszystkiego najlepszego! Przede wszystkim. A po drugie, jakież to było cudne. Taka lekkość i świeżość biła z tego przerywnika. Nie było tu żadnych intryg, polityki i bezsensownego utrudniania sobie życia. Charaktery dzieci nigdy nie są z gruntu złe. To życie czyni dorosłych takimi, a nie innymi. To było świetnym na to dowodem. Nie była to część o królu i bękarcie, tylko o dwóch podróżnikach, udających się na największą przygodę życia.
    Pozdrawiam,
    candlestick z crownsjewel.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się spodobał ten mały bonusik. Biłam się z myślami co napisać, bo obiecałam sobie, że z okazji moich 20 (! tak, jestem stara...) urodzin musi być coś dodatkowego. W końcu stwierdziłam, że skoro głowne opowiadanie robi się coraz smutniejsze i mroczne, to bonus powinien być wesoły i lekki. A z tym kojarzy mi się dzieciństwo, stąd też pomysł na krótką opowieść o chłopcach :)

      Usuń
  2. Naprawdę urocze oby jak najwięcej przerywników:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem ile ich będzie i kiedy będą się pojawiać, jednak skoro się podobają czytelnikom, to postaram się pisać ich więcej :)

      Usuń
  3. Przepraszam za spóźnienie ;*.
    Wszystkiego, wszystkiego najlepszego :*. Dużo zdrówka, szczęścia i spełnienia najskrytszych marzeń.Oczywiście masę weny i pomysłów ^^.
    Ten przerywnik bardzo mi się podobał, tak lekko się go czytało. Cieszy mnie, że chłopcy od dzieciństwa mają ze sobą tak dobre kontakty. Miło jest wiedzieć, że mieli siebie nawzajem, mogli na siebie liczyć :).
    Mam nadzieję, że takich przerywników będzie więcej...

    Pozdrawiam ciepło :*.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za życzenia :)

      Ciesze się, że ten przerywnik, będący eksperymentem, przypadł wam do gustu :) Na pewno postanie kilka części tego opowiada, ale nie jestem w stanie podać żadnej konkretnej liczby. Nie chcę, aby to był długie opowiadania, tylko właśnie takie krótkie, lekkie i łatwe publikacje stanowiące lekkie oderwanie od głownej historii, dość mrocznej i zagadkowej.

      Wyczerpana pakowaniem do wyprowadzki
      Rój Pszczół

      Usuń