środa, 16 września 2015

Rozdział 8

                    Anthony starał się przystosować do życia na dworze. Wspaniała posiadłość Diany de Poitiers została niedawno najechana, splądrowana i częściowo spalona. Wymagała remontu, więc Sebastian nie mógł odesłać tam brata. A Francis, aby przymusić brata do przysługi (o ile to nadal można było tak nazwać), obiecał mu nowe włości, jeśli ten poślubi Milenę. Sprawy więc toczyły się wyjątkowo nie po myśli młodego Zastępcy Króla.
                Chłopak zwiedzał zamek. Był ogromny, pełno w nim było różnych ciekawych pomieszczeń, które można było podziwiać. Jak chociażby wieża astronomiczna, stare laboratorium nadwornego alchemika czy też zbrojownia. Chociaż najbardziej lubił spędzać czas w bibliotece. Siedział między regałami, pochłaniając kolejną książkę. Jakoś zawsze, kiedy zainteresował go jakiś tytuł, to nie chciało mu się z nim stąd wychodzić - siadał na podłodze i czytał tak długo, aż nie został wyproszony, nie zgłodniał albo nie skończył danego dzieła. Kiedy pochłaniała go lektura, nie zwracał uwagi na otaczający go świat. Po prostu jakby wszystko inne przestawało istnieć w danym momencie. Lubił wszelkie pamiętniki z podróży czy pieśni o przygodach odważnych rycerzy, jednak nie gardził też bardziej ambitnymi rzeczami, takimi jak traktaty polityczne. Może i wychowywał się na wsi, ale był wykształcony i inteligentny.
                Zauważył ją dopiero, kiedy szturchnęła jego kolano czubkiem pantofla. Zaznaczył linijkę, na której skończył palcem i uniósł wzrok.
                - To musi być wyjątkowo dobra książka - powiedziała Paulina, uśmiechając się do niego lekko. Ona również kochała czytać i często przychodziła do biblioteki, chociaż jego chyba nigdy wcześniej nie widziała.
                - Bo jest. To ,,Boska komedia" Dantego. Naprawdę jest to pozycja warta uwagi - wstał z ziemi. Miał na sobie szaty z dobrych jakościowo materiałów, ale pozbawione zbyt wielu zdobień. Wyglądał co najwyżej na syna jakiegoś pośredniego szlachcica. Bash nie chciał, aby rzucał się w oczy zbyt drugim strojem. Cały czas starał się znaleźć miejsce, gdzie mógłby brata odesłać, ukryć go. Przed Catherine de Medici i innymi swoimi wrogami, których najwyraźniej miał sporo.
                - Czytałam. Ciekawe, ale nie jakieś fenomenalne - stwierdziła. Ona miała na sobie suknię z turkusowego aksamitu, haftowaną złotą nicią na gorsecie i górze spódnicy. Dziewczyna miała już osiemnaście lat, nie była jeszcze mężatką, chociaż zaręczono ją w dzieciństwie. Spodziewała się, że po powrocie z Francji wyjdzie w końcu za mąż. Dlatego chciała przeżyć tu jak najwięcej - aby potem stać się już stateczną, zamężną kobietą.
                - Ach tak? - uniósł do góry jedną brew, patrząc na swoją rozmówczynię uważnie. Była od niego starsza, ale dostrzegł jej piękno. Jej duże, orzechowe oczy, gęste, długie, proste włosy, ładną twarz, wąską talię (zapewne zawdzięczała ją gorsetowi, ale i bez niego musiała być dość wąska), spory biust... naprawdę mu się spodobała. A fakt, że znała się na literaturze działał na jej korzyść. Gdyby tylko nie różnica wieku i, zapewne, pochodzenia...
                W końcu on był jedynie bękartem króla, nie miał nic. Tytułów, ziem, sławy, pozycji... nic. A ona musiała być córką kogoś ważnego, skoro nosiła takie stroje. Postanowił, że nawet nie będzie próbować z nią flirtować, bo to nie ma najmniejszego sensu, z jej punktu widzenia był dzieciakiem znikąd.
                - Tak. Z włoskich dzieł najlepiej czytało mi się ,,Księcia" Machiavellego - powiedziała i zdjęła rzeczone dzieło z półki. - Właśnie po to tu przyszłam. Chcę przeczytać to ponownie - uśmiechnęła się lekko. - Nie przeszkadzaj sobie - dodała, chcąc odejść.
                - Czekaj! Może... porozmawiamy jeszcze kiedyś? - spytał, nieco się jąkając, czym był zaskoczony. Odwróciła się i spojrzała na niego, uśmiechając się szeroko.
                - Chętnie - odparła. - Możesz przyjść do mnie po obiedzie. Siedzę tylko w komnacie i słucham rozmów moich kuzynek, chętnie rozerwę się rozmową o literaturze. Mogę ci powiedzieć, dlaczego ,,Boska komedia" nie do końca mi się podoba.
                - Brzmi cudownie - nawet nie kłamał. Naprawdę chciał się jeszcze raz z nią spotkać i wymienić poglądami na temat tej książki. - Tylko... zdradź mi swe imię, inaczej cię nie znajdę.
                Roześmiała się.
                - Jestem Paulina. A ty? - spojrzała na niego uważnie. Wydawało jej się, że nie widziała go na żadnej uczcie czy balu, a jego akcent nie wskazywał na to, aby przyjechał z daleka, czyli powinna go już wcześniej spotkać.
                - Anthony - uśmiechnął się lekko.
                - Zatem do zobaczenia - powiedziała radośnie i odeszła. Bardzo długo czuł jeszcze w powietrzu zapach jej słodkich perfum.

***

                Niedawno wydała na świat dziecko. Dziewczynka była śliczna, jednak jej matka nie potrafiła jej pokochać. Nie lubiła się z nią bawić, uśmiechać się na jej widok, opiekować się nią. Nie chciała tego dziecka. Przez nie straciła jedynego mężczyznę, na którym jej naprawdę zależało. I co najważniejsze - on także naprawdę ją kochał. Popełniła błąd, ale sądziła, że ją zrozumie, że jej wybaczy. Pomoże im. Teraz nie miała męża. Była zhańbiona i samotna, ale mimo wszystko nie potrafiła zrzucić winy na męża, który ją odtrącił i się z nią rozwiódł. Mogła za to winić tylko siebie. Mierzyła zbyt wysoko, jej ambicje nie miały granicy. Jej upadek był wręcz spektakularny. Kiedyś była faworytą króla Henry'ego. Potem żoną obecnego Zastępcy Króla. Ostatecznie nie miała nic. Nie wylądowała na ulicy tylko dzięki uprzejmości Mary. To królowa podarowała jej niewielkie mieszkanie w Paryżu, gdzie obecnie mieszkała z córeczką. Całymi dniami siedziała na parapecie, patrząc na ulice, a właścicielka kamienicy zajmowała się małą Alexandrą. Jej ojca stracono za zdradę, nie było nikogo, kto mógłby je przygarnąć pod swój dach. Nie mogły też wrócić do Szkocji, do jej domu, bo rodzina się jej wyrzekła.
                - Lady Kenno, powinnaś sobie znaleźć jakieś zajęcie - powiedziała pewnego razu kobieta, kiedy przewijała małą. - To niezdrowe tak tylko siedzieć i rozpamiętywać. Trzeba ruszyć dalej - była osobą energiczną, wesołą i prostolinijną. Czasami jej zwyczaje i język bywały prostackie, ale Kenna naprawdę ją polubiła.
                - Wiem, Rosalie, wiem...- westchnęła, podchodząc do nich. Na stole stał nietknięty przez dziewczynę obiad. Rzadko kiedy była w stanie cokolwiek przełknąć. - Problem polega na tym, że nie umiem niczego takiego... całe życie spędziłam w pałacach, nie umiem pracować, ani robić czegokolwiek pożytecznego.
                - Na początek, lady, możesz spróbować pracy jako sprzątaczka. Na karczmarkę jesteś nieco za drobna, nie uniosłabyś tacy z piwem. A gdybyś potrafiła zajmować się własnym dzieckiem, to poszukałabym ci roboty jako opiekunka, ale to wykluczone - czasami bywała nawet wredna. Kenna jednak wiedziała, że kobieta mówi to w dobrej intencji i nie żywiła urazy. Zwłaszcza, że Rosalie miała sporo racji. Gdyby potrafiła zając się własną córką, to może mogłaby znaleźć pracę jako niania. Była wykształcona, mogłaby nauczyć dziecko pisać, czytać czy liczyć.
                - Nie powinnaś mówić do mnie ,,lady". Nie jestem nią już - mruknęła jednak tylko. Odkąd Bash ją wygnał była pogrążona w czymś na kształt depresji. Nic jej nie przynosiło szczęścia, nie potrafiła się już bawić, miewała huśtawki nastrojów. Ile to nocy przepłakała? Ile razy chciała wrócić na zamek, aby błagać go na kolanach o przebaczenie?
                Nie chciał jej. Zdradzała go, ukrywała przed nim ciąże, a potem zaciągnęła do łoża, aby wierzył, że to on jest ojcem. Zasłużyła sobie na to, co jej zrobił, ale mimo to nie potrafiła przestać go kochać. Myślała o nim. Zastanawiała się, co robi. Czy czasami wspomina ją? Tęskni? A może już znalazł sobie nową kobietę? Nie, to nie w jego stylu. Sebastian nie jest tak kochliwy, nie zapomniałby tak szybko o niej.
                - Nikt nie wie, jak potoczy się jego los, lady. Może pewnego dnia będziesz królową. Albo żebraczką. To wie tylko Bóg. A teraz chodź. Moja córka zostanie z Alex, a my pójdziemy do mojej znajomej, która nauczy cię sprzątać. Trzeba iść naprzód i nie patrzeć na przeszłość. Tylko w przyszłość - poklepała ją po ramieniu.
                To był naprawdę ciężki okres w jej życiu. Gdyby wcześniej ktoś jej powiedział, że będzie uczyła się, aby zostać sprzątaczką, wyśmiałaby tą osobę. A teraz pod czujnym okiem jakiejś starowinki szorowała podłogę, wycierała kurze, myła okna, zamiatała, układała porozrzucane zabawki... i faktycznie podczas pracy nie myślała o tym, co było. Po jakimś czasie, mimo obolałych mięśni, zaczęła to lubić. A kiedy w końcu znalazła sobie stałą pracę, była wniebowzięta. Dzięki temu mogła sobie odłożyć nieco pieniędzy na lepsze ubrania. A może uzbiera sobie na jakiś piękny diadem? Mary opłacała jej mieszkanie, więc tym nie musiała się martwić. Pełna zapału poszła pod wskazany adres, została zaprowadzona przed oblicze gospodarzy i... zamarła, widząc królową matkę.
                Catherine de Medici uśmiechała się ironicznie przypatrując się dziewczynie, jej zniszczonym od pracy dłoniom, skromnej odzieży, spiętych włosach. Nie wyglądała już jak dama, a przecież niegdyś sypiał z nią sam król Francji.
                - No proszę... chyba pierwszy raz w życiu słowa ,,cieszę się, że cię widzę" wypowiem szczerze - powiedziała, wstając z fotela i podchodząc do niej. - Lady Kenna... królewska nałożnica, żona Zastępcy Króla, kochanka książąt i lordów została sprzątaczką. Zawsze sądziłam, że twoja głupota przyniesie ci zgubę, ale nie sądziłam, że aż tak nisko upadniesz.
                Słuchała jej cierpliwie. Nie wiedziała w końcu czego Catherine od niej chce. A na pewno czegoś chciała, skoro tu przyjechała. Nie zrobiłaby tego, gdyby nie przyświecał jej wyższy cel.
                - Czym więc zasłużyłam sobie na wizytę samej królowej? Och, przepraszam...byłej królowej Francji? - spytała. Może i jej zachowanie było zbyt śmiałe, ale nadal miała swoją dumę. I chociaż nie wstydziła się swojej obecnej sytuacji materialnej i życiowej, to nie chciała sobie pozwolić na takie traktowanie. Nikomu.
                -  Jak wiesz, gdybym nie miała w tym jakiegoś interesu to nie byłoby mnie tu. Nie cierpię Paryża. Ciebie także, Kenno. Zawsze byłaś głupiutka i nie potrafiłaś myśleć o konsekwencjach swojego postępowania. Jednak byłaś urodziwa i bogata, dzięki czemu jednałaś sobie mężczyzn. Potrzebuję takiej kokietki jak ty.
                - Po co? - spytała, nie całkiem rozumiejąc, dokąd ta rozmowa zmierza i o co kobiecie mogło chodzić.
                - Będziesz moim szpiegiem. Na dworze króla Nawarry. Z tego co pamiętam, chyba cię lubił, prawda?
                Zamrugała oczami, oniemiała. Po co Catherine chciała ją wysłać do Nawarry? Co działo się w pałacu, że postanowiła zwrócić się o pomoc akurat do niej?
                - Owszem, ale...- urwała. Nie wiedziała do końca jak ma sprecyzować te myśli. Z jednej strony to była ogromna szansa. Znów będzie blisko wpływowych ludzi, może znajdzie sobie męża i będzie mogła wynieść się z tej dziury i zacząć normalnie żyć. - Nie całkiem rozumiem, czemu chcesz mi pomóc.
                - Nie musisz, Kenno. Oczywiście, zawsze możesz odmówić i być sprzątaczką - Catherine obserwowała dziewczynę. Czytała z jej twarzy jak z otwartej księgi. - Obie na tym zyskamy. Ja zdobędę, mam nadzieję, ważne informację, ty, być może, odzyskasz chociaż w jakimś stopniu swoje dawne życie, które tak kochałaś...
                - Zgoda - przerwała jej, wzdychając. Nie wiedziała, czy ma się cieszyć, czy zastanawiać, w jakie kłopoty wpakowała się tym razem.

***

                Sebastian od kilku dni bił się z myślami. Z jednej strony chciał pomóc bratu i tej dziewczynie, ale z drugiej nadal miał w pamięci swoje poprzednie małżeństwo. Nie chciał żenić się ponownie z dziewczyną, do której kompletnie nie pasował. Milena kochała Francisa albo jego władze, nie jemu to oceniać. Tak czy siak było pewne, że ślub nic by dla niej nie znaczył. Pewnie ich romans trwałby w najlepsze, a on sam nic by na tym nie zyskał. Musiał znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji i to szybko. Jak na złość, do głowy nie przychodził mu nikt, za kogo mogłaby wyjść faworyta jego brata. Zawsze też Francis mógł ogłosić ją oficjalnie swoją faworytą, jednak obaj wiedzieli, że wtedy Mary zwróciłaby się przeciwko niemu. Być może nawet wróciłaby do Szkocji i wywołała wojnę, na którą oba królestwa nie były gotowe. Zwłaszcza teraz, kiedy Elżbieta rosła w siłę. Jednak oszalała z powodu złamanego serca dziewczyna byłaby w stanie to zrobić.
                Usłyszał ciche kroki. Siedział w fotelu przy kominku, jedząc wczesny obiad. Planował małą wycieczkę po okolicy, oczywiście w asyście swojej straży i Anieli. Miał już na sobie strój do jazdy konnej, chciał spożyć posiłek i poczekać na swą towarzyszkę. Odwrócił się, słysząc jak się zbliża. Uśmiechnęła się do niego lekko. Miała na sobie gruby płaszcz z wełny w czarnym kolorze, zieloną, wełnianą suknię i rękawiczki z kreciej skóry. Wyglądała ładnie, chociaż i tak najbardziej lubił ją, kiedy ubierała się po męsku. Spodnie i broń naprawdę do niej pasowały. Teraz wyglądała jak nie ona.
                - Smacznego, BB - powiedziała, podchodząc do okna. Westchnęła. - Niedługo będzie wiosna, a ja nadal nie wiem, kto chce cię zabić. Nie mam nawet najmniejszego tropu...
                - Nie szkodzi - przerwał jej szybko. Odłożył talerz z niedojedzoną kaszą i podszedł do niej. - Doceniam twoje starania. Zawdzięczam ci życie. Nie wymagaj od siebie zbyt wiele. To może trwać latami. Możliwe też, że nigdy się tego nie dowiemy - mówił. Stanął za nią.
                - Słyszałam, że będziesz się żenić. Mam pogratulować? - odwróciła się przodem do niego i spojrzała na niego. Kiedy się dowiedziała, myślała, że pęknie jej serce. Podkochiwała się w nim. Naprawdę jej się podobał. I chociaż doskonale zdawała sobie sprawę, że nie ma najmniejszych szans, aby byli razem, poczuła ogromny smutek.
                Zauważyła jednak, że jego usta już się nie uśmiechały, a z oczu zniknął radosny blask. Coś było nie tak. Martwił się czymś.
                - Nie bardzo. Wolałbym, abyś pomogła mi wybrnąć jakoś z tej sytuacji, bo sam nie wiem, co zrobić. Chcę pomóc bratu, ale nie chcę jej poślubić...
                - Więc tego nie rób - wzruszyła ramionami. - Jesteś już chyba dorosłym mężczyzną, prawda? Możesz sam podejmować decyzje.
                - Owszem. Ale nie chcę, aby wyglądało to tak, jakbym nie pragnął pomóc bratu. On mi zawsze pomaga, jeśli może...
                Westchnęła i położyła mu dłoń na ramieniu.
                - Jest królem. Ma inne możliwości. Po drugie, nie ma prawa zmuszać cię do ślubu. To ty jesteś starszy. Nie wiem, wymyśl coś. Musisz znaleźć powód, dla którego nie możesz poślubić Mileny. Inni niż to, że jest próżna i głupia, chociaż moim skromnym zdaniem to jest wystarczająca przyczyna.
                Roześmiał się. O to jej chodziło. Aby się nieco rozweselił. Próbowała zrozumieć, czemu po prostu nie powie Francisowi, że nie chce się żenić. Miał do tego prawo.
                - A co jeśli się ożenię... ale z inną? - spytał, patrząc jej w oczy. Wzruszyła ramionami, jak to miała w zwyczaju robić. Nie umiała się tego oduczyć ku utrapieniu ciotki.
                - Możesz to zrobić, jeśli masz odpowiednią kandydatkę... i po co klękasz? - spytała, zaskoczona jego postępowaniem.
                - Anielo...- spojrzał na nią swoimi błękitnymi oczami. Mogłaby na nie patrzeć już do końca świata. Były takie piękne. Serce biło jej jak oszalałe, czuła, że zaraz zemdleje. Albo się rozpłacze. Albo zrobi coś jeszcze głupiego. Chwycił ją za rękę. [muzyka
                Już wiedziała, co chciał zrobić. Cofnęła się gwałtownie, biorąc głęboki wdech. Wyrwała mu swoją dłoń. Zamrugał zaskoczony.
                - Nie mogę, BB. Przykro mi. Nie mogę cię poślubić. Ani teraz, ani nigdy - powiedziała. Patrzył na nią kompletnie zaskoczony, nie rozumiejąc, o co jej chodzi. Lubili się. Chyba nawet kochali, przynajmniej on już teraz wiedział, że nie wyobrażał sobie bez niej życia. Spędzali ze sobą mnóstwo czasu. Jego zdaniem była idealną kandydatką. To nie byłby już mezalians, bo dostałby od brata ziemie po ślubie. A tytuły już miał. Był baronem i Zastępcą Króla. 
                - Dlaczego? - spytał i wstał. Objął ją i przytulił do siebie. Chciał ją jakoś uspokoić. Może to faktycznie był głupi pomysł? Za bardzo się pospieszył i ją przestraszył. Może jak to przemyśli...
                - Mówiłam ci. Obiecałam Catherine, że wyjdę za tego, kogo ona mi wskaże w zamian za informacje - wyszeptała cicho dziewczyna. Była tak blisko niego. Wciągała jego zapach, uwielbiała te ciężkie perfumy, których używał.
                - A otrzymałaś jakieś informacje od niej? Bo wydaje mi się, że nie. Anielo... przemyśl to - poprosił, patrząc jej w oczy. - Pomyśl tylko, jacy moglibyśmy być szczęśliwi...
                Pokręciła tylko głową.
                - Nie mogę, Bash. Dałam jej swoje słowo. A ja nie łamię obietnic - wyswobodziła się z jego objęć. - Nawet nie wiesz, jak mi jest przykro z tego powodu - wyszeptała, a potem minęła go.
                Westchnął, przymykając oczy. Czuł pustkę. Rozpacz. Miał ochotę coś zniszczyć, kogoś skrzywdzić. Chyba nigdy nie czuł takiej wściekłości, a najgorsze było to, że nie wiedział skąd ona się wzięła i jak powinien ją ukierunkować.
               Aniela wyszła z jego komnaty. Po policzkach płynęły jej łzy. Czuła się okropnie. Gdyby tylko mogła, z radością powiedziałaby ,,tak". Kto wie, może przeżyłaby swój pierwszy pocałunek? A tak po raz pierwszy w życiu miała złamane serce. I wiedziała, że on też cierpi. To było okropne. I niesprawiedliwe. Może i miał rację z tym, że skoro Catherine nie wywiązała się z umowy, to nie może żądać wypełnienia zobowiązania przez dziewczynę.  Starała się powstrzymać płacz, ale nie mogła. Nie potrafiła. I chyba nawet nie chciała. Szła tak szybkim krokiem, że nikt jej nie zatrzymywał. Dotarła do swojej komnaty, gdzie padła na łóżko i wtuliła twarz w poduszkę.
               Chyba nigdy w życiu nie płakała tak długo.



______________________________________________
Tak wiem. Ja też płacze, nawet nie wiecie jak, ale nie może być za bardzo lukierowo i słodko, bo się rozchorujemy od nadmiaru słodyczy. To chyba pierwszy rozdział, z którego jestem naprawdę zadowolona, mam nadzieję, że wam tez się podobał. Do napisania! :D 

6 komentarzy:

  1. Jak mogłaś to zrobić mojej ulubionej parze? Tonę w łzach. A tak poważnie: naprawdę mi się łezka zakręciła w oku. Mam nadzieję, że ta sytuacja jednak się rozwiąże. Może Katarzyna w końcu na coś się przyda i wskaże Anieli własnie Basha? Ale nie, to by było zbyt łatwo. Ty przecież lubisz wszelkiego rodzaju intrygi. Doskonale to rozumiem, bo sama się w tym odnajduję ;P.
    Kolejna sprawa, bardzo podoba mi się wątek Kenny. Jak ona mnie nieziemsko irytowała w tym serialu, a mimo to ją lubiłam. Podoba mi się to, że nie sprawiłaś, że przeżyła nagłe oświecenie i stała się kochającą matką i cudowną kobietą. Nadal jest... no Kenną. Ciekawa jestem, cóż takiego wydarzy się w Nawarze.
    Czekam niecierpliwie i pozdrawiam,
    candlestick z
    crownsjewel.blogspot.com
    i
    buzzingblood.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wiem! Sama ryczałam jak pisałam, głupia ja, bo przecież wiedziałam, że bedzie taka scena, jaki będzie jej finał i jakie są dalsze losy Basha i Anielci. A i tak łzy ciurkiem po twarzy leciały :( Ale może to też dlatego, że muzykę sobie puszczałam przez cały czas jak pisałam i mnie to tak nastroiło. W końcu Say Something jest bardzo smutnym utworem. Oh, oczywiście, że nie będzie im łatwo, już ja się o to postaram! Intryg będzie sporo, bo je kocham <3

      Nie cierpię jej. Tak jak Mary jeszcze do 1x13 lubiłam (bo złamała serce Bashowi i wyszło, że go w sumie trochę wykorzystała), tak Kenna działała mi na nerwy od samego początku. Chociaż obserwuję Caitlin na insta i wydaje się być całkiem w porządku osobą. Ale ta postać, grrr...
      Tak, staram się, aby postaci były jak najbardziej prawdziwe i zbliżone do tych serialowych, jeśli są kanoniczne. Chociaż mój Bash jest nieco bardziej roztrzepany, tak sądze, jednak w Reign był bardziej rozgarnięty i oddany swoim obowiązkom, muszę go nieco ulepszyć w kolejnych publikacjach.
      Sama jestem ciekawa - jak mówię, piszę opowiadanie dość spontanicznie, wpadnę na jakiś pomysł i na bieżąco z nim pracuję. Nie wiem co może Kenna robić w Nawarze, ale jak się dowiem, to znów będzie odpowiednia scena :p

      Oh, sądzę, że przy takim tempie pisania i publikowania rozdziałów nie musicie być bardzo niecierpliwi :D

      Zmęczona, ale szczęśliwa po dzisiejszym dniu
      Rój Pszczół

      Usuń
  2. Nie bardzo wiem, po co pojawił się wątek Kenny, ale wierzę w to, że niedługo się dowiem. Bo przecież to nie jest tylko jednorazowe wspomnienie o jej istnieniu, prawda...? Mogłaby jeszcze troszkę namieszać w życiu Basha :)

    Szkoda mi Anielki. Biedne dziewczę całe życie ma pod górkę :( Aż mam ochotę ją przytulić. Choć tak w sumie to chyba bym jednak wolała przytulać Basha... <3

    Trochę mało dramatyzmu w tej scenie ,,prawie oświadczyn''. Ja bym więcej podramatyzowała i poroztrząsała uczucia bohaterów, ale to tylko moje osobiste zdanie.

    I tak wyszło Ci cudownie *__*

    zawsze kochająca i wspierająca
    Strażniczka Przecinków
    Nox

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że nie pojawiła się bez przyczyny i na chwilę! Nie jestem sama pewna, co chcę z nią zrobić, ale na pewno nie odpuszczę takiej okazji, aby dowalić Bashowi kolejnego problemu. Wiem, ja zła i niedobra, znęcam sie nad biednym Sebastiankiem....

      A kto mając ich dwoje do wyboru nie chciałby pocieszać Basha?! Biedaczek, co się zakocha to kicha wychodzi, jak ma żyć? Jednak za bardzo ich lubię, aby długo sie smucili.

      Tym razem nie było UCZUCIA!!! MAJĄ ZŁAMANE SERCA!!! po Twojej korekcie, więc wiń siebie, bo jak czujesz niedosyt to mogłaś zwrócić na to uwagę :P Postaram się w kolejnym rozdziale nieco pociągnąć ich małe załamanie, w końcu coraz bliżej rok akademicki, jesień...taki depresyjny nastrój mi się udziela. No i Say Something też zrobiło swoje, bo nie planowałam już tej sceny. Jakoś tak samo wyszło.

      Oczywiście, że wyszło mi cudownie! Wątpiłaś w to?!

      Posiadająca w końcu dres silnej i niezależnej kobiety
      Rój Pszczół

      Usuń
  3. Jeej... naprawdę brak mi słów. Nie spodziewałam się tego. Eh, z jednej strony Anieli pękało serce, że Bash mógłby ożenić się z Mileną, z drugiej nie potrafiła się zgodzić, kiedy nieoczekiwanie postanowił się jej oświadczyć. Sama nie wiem, co o tym sądzić. Owszem, moja romantyczna natura chciałaby, żeby Bash poślubił Anielę bez względu na wszystko, żeby uciekli od obowiązków i żyli razem długo i szczęśliwie xD. Rozumiem jednak, że Aniela ma swoje zobowiązania, które ma obowiązek wypełnić. To piękne, że trzyma się pewnych zasad, ale i smutne zarazem. Bo co to za życie? I jeszcze teraz, kiedy wie, że szansa małżeństwa z Sebastianowem przeszła jej koło nosa. Wyobrażam sobie, że musi jej być ciężko i jestem niezmiernie ciekawa, jak będzie wyglądała ich relacja teraz. Może być niezręcznie.
    Co do Kenny, to nie mam jeszcze jakiegoś zdania o niej. Wątek oczywiście bardzo ciekawy, jej postać też świetnie przedstawiłaś, bo intryguje od samego początku. Spodziewam się po niej wiele. Zobaczymy, do czego dążysz :). Nie mogę się doczekać :).
    Życzę dużo weny, kochana i pozdrawiam Cię cieplutko :*.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno będzie odrobinę niezręcznie, jednak mam na nich określony plan, którego nie zdradzę wam od razu, zostawię to zapewne na epilog tej części ^^. Aniela jest mimo wszystko dziewczyną z zasadami, skoro obiecała coś Catherine to musi to zrobić, niezależnie od tego, czy królowa wywiąże się ze swojej umowy (chociaż wysłanie Kenny na dwór króla Nawarry jest krokiem, który podjęła, aby pomóc Anielci).
      Kenny nie cierpię w serialu, jednak musiałam ją jakoś do fabuł wprowadzić, a ten pomysł wydał mi się dobry. Zobaczę, co mi z tego wyjdzie.
      No i radzę zajrzeć tu jutro, bo szykuje się coś fajnego :D

      Przygotowująca się do powrotu do Poznania
      Rój Pszczół

      Usuń