Była sfrustrowana
i zła. Właściwie nie zła, ale wściekła. Mimo, że kończył się marzec, nadal nie
natrafiła na chociażby śladowy trop zleceniodawcy ataków. Nie wiedziała kto za
tym stoi. Catherine także jej nie mogła pomóc. Albo nie chciała, królowa matka
nie pałała w końcu sympatią do bękarta męża. Aniela nie miała o to do niej
pretensji, jednak przywykła do tego, że jeśli ktoś coś obiecuje, to danego
słowa dotrzymuje. Najwyraźniej tutaj to się nie sprawdzało. Tu tylko wiele
rzeczy obiecywano i nic poza tym.
Wstała bardzo wcześnie, słońce
dopiero wychylało się zza horyzontu. Wstała ostrożnie, nie chcąc zbudzić swoich
służek. Nie cierpiała ich. Naprawdę, potrafiła sama się ubrać, uczesać,
umalować i wykąpać. To miłe, że pilnowały, aby w kominku palił się ogień, woda
w wannie była ciepła, na misce leżały owoce do przegryzania... doceniała to.
Jednak przywykła do większej samodzielności. I naprawdę nie lubiła kiedy ktoś
oglądał ją nago. Zakładając grubą bieliznę z wełny (była strasznym zmarzluchem)
przypomniała sobie sytuację z Sebastianem. Od razu zarumieniła się na samą
myśl, że widziała go w kąpieli. Co prawda tylko przez chwile, bo była zbyt
zajęta zabiciem skrytobójcy, a potem zniknięciem w tajnym przejściu, ale mimo
wszystko był bez ubrań.
Otrząśnij się. Masz wyjść za
tego, kogo wskaże ci Catherine de Medici. I na pewno nie będzie to Bash -
zganiła się w myślach, wciągając na siebie zieloną, grubą suknię pozbawioną
większych ozdobników. Potem narzuciła na siebie płaszcz, założyła buty,
chwyciła w ręce parę rękawic i cicho wyszła z pokoju. Zamek powoli budził się
do życia. Większość służby była już na nogach, przemykali się korytarzami,
spiesząc się, aby wypełnić swe obowiązki. Nie zwracała na nich najmniejszej
uwagi. Musiała coś zrobić. Bezczynność ją dobijała. Nie cierpiała siedzenia w
miejscu. Nie interesowały ją dworskie zabawy, plotki, ani udział w ucztach.
Wyszła na zewnątrz. Poranek,
mimo wszystko, był dość mroźny. Podszedł do niej jakiś mężczyzna i zapytał, co
może dla niej zrobić. Wpadła na pewien pomysł.
- Znajdź mi człowieka
odpowiedzialnego za pole łucznicze. Chcę poćwiczyć - odparła, a kiedy ten
dziwnie na nią spojrzał, dodała opryskliwie : - Jestem gościem królowej matki.
Naprawdę nie chcesz, abym powtórzyła swoją prośbę jeszcze raz- kiedy ten
odszedł, uśmiechnęła się lekko. Tak, łuk to dobra forma rozrywki. Będzie mogła
na chwilę skupić się na czymś innym niż błękitne oczy Sebastiana de Poitiers.
Po upływie kilkunastu minut
stała już, naciągając cięciwę. Wycelowała w tarczę i puściła strzałę. Ta ze
świstem pomknęła w kierunku celu, aby po chwili utkwić w jego centrum. Od razu
sięgnęła po następną. Wykonywała te ruchy mechanicznie, ale mimo wszystko sama
czynność absorbowała jej uwagę wystarczająco. Nie myślała o swoich problemach.
Usłyszała kroki zmierzające dość
szybko w jej stronę. Odwróciła się i dostrzegła samego króla. Kiedy Francis był
wystarczająco blisko, ukłoniła mu się.
- Wasza Wysokość... -
powiedziała, a on machnął jedynie ręką. Uśmiechnął się nieco.
- Proszę... darujmy sobie tytuły
kiedy jesteśmy sami. Mów mi Francis... obserwowałem cię dłuższy czas. Naprawdę
dobrze strzelasz, moja droga - odparł. Spojrzała na niego uważnie. Był nieco
drobniejszy od starszego brata, urodę odziedziczył zdecydowanie po matce. Nie
miała przyjemności spotkać króla Henry'ego osobiście, ale widziała go na
portretach i żaden z dwójki jego starszych synów nie był do niego podobny.
Według niej, na szczęście nie. Obaj mieli gęste włosy, jasne oczy, nie byli aż
tak barczyści. No i nie mieli takiego mniemania o sobie jak ich ojciec.
- Dziękuje, wasza... Francis -
roześmiała się. Cóż, to przyzwyczajenia robią z człowiekiem.
- Musiałaś mieć dobrych
nauczycieli - kontynuował temat, a ona zastanawiała się dokąd tak naprawdę
zmierza ta rozmowa. Po co król wstawałby tak wcześnie i przychodził tutaj,
zamiast zjeść śniadanie w ciepłej komnacie, a potem zająć się własnymi
obowiązkami. Najwyraźniej też go coś trapiło. Albo ktoś. W sumie mogłaby
wymienić dwa imiona. Milena. I Mary. Och, oczywiście, że wiedziała o jego
romansie i tym całym planie. Uważała, ze to głupie i egoistyczne z jego strony,
że chce dla kobiety zostawić tron, rodzinę... praktycznie wszystko. Francja była
naprawdę w kiepskiej sytuacji i to było, zdaniem dziewczyny, zwykłe tchórzostwo
i ignorancja. Ale sama nigdy nie była zakochana. Więc wolała nie oceniać, skoro
sama nie doznała miłości i nie wiedziała o niej nic.
- Owszem, nie narzekam.
Chociaż to dziewczęcy kaprys, nic takiego - mówiła lekceważącym tonem,
wzruszając przy tym ramionami. Nie chciała, aby nabrał podejrzeń. Co prawda
Bractwo wyraziło zgodę na to, aby młody monarcha poznał sekret ich istnienia,
jednak ona wolała poczekać, bo, jak widać, podzielenie się tą informacją z
Catherine nic jej nie dało, poza niewygodnym zobowiązaniem. Nie chciała drugi
raz popełniać tego samego błędu. Co prawda wątpiła, aby Francis chciał coś w
zamian za pomoc przy dotarciu do ludzi, którzy chcą zabić mu brata, ale na
razie wolała się nie ujawniać. Przynajmniej dopóki nie będzie to naprawdę
konieczne.
- Nauczysz mnie tak strzelać? -
spytał, a ona spojrzała na niego zdziwiona. W życiu nigdy nikogo niczego nie
uczyła. Nie umiała. Była na to zbyt niecierpliwa. Poza tym... czy on naprawdę nie
powinien mieć czegoś lepszego do roboty? W razie czego bronić go będą
żołnierze, a już strzelał na tyle dobrze, że, jej zdaniem, powinien dać sobie
radę.
- Z całym szacunkiem, ale nie
wydaje mi się, abym była do tego najodpowiedniejszą osobą - odpowiedziała
spokojnie i skinieniem głowy przywołała chłopaka, któremu oddała łuk.
- Nalegam, Anielo - nie
ustępował. Ona westchnęła. I co miała zrobić? Była jego gościem. Dziewczyną.
Przymknęła na chwile oczy, aby się uspokoić, bo naprawdę miała mu ochotę
powiedzieć, że powinien wracać do obowiązków, a jej dać spokój. Tyle, że zza
krat celi w lochach na pewno nie pomogłaby Bashowi. A tam by trafiła, gdyby
wyraziła swoje myśli na głos, w końcu obraziłaby króla.
- No dobrze, Francis. Zobaczę, co
robisz źle i spróbuję to naprawić. Ale niczego nie obiecuję.
Był doprawdy zaskoczony tym
listem. Nie sądził, że Bractwo, które opuścił rok temu tak szybko znów się o
niego upomni. Ożenił się. Jego żona nosiła pod sercem ich pierwsze dziecko, a
on musiał wyjechać. Znowu. I to tak daleko, bo do samej Francji...
A najgorsze było to, że nie
wiedział, po co. Napisano mu, że dowie się na miejscu, ale ma to związek z jego
rodziną. Aniela wyjechała do ciotki kilka lat temu, niedawno ojciec posłał tam
też i najmłodsza z rodzeństwa, Annę. Czy groziło im jakieś niebezpieczeństwo?
Czy to o nie chodziło? Miał je bronić?
Zbyt wiele pytań pozostawało bez
odpowiedzi. Wiedział jednak, że musi tam pojechać, czy mu się podoba, czy nie.
Odchodząc zdawał sobie sprawę, że nie da się w pełni przestać być Bratem. Że
kiedyś w końcu los sprawi, że znów trafi w ten czy inny sposób na tą
organizację. Wstąpił do niej jako dziecko. Ich ludzie byli wszędzie, jeden z
Braci zauważył go na królewskim dworze. Chłopiec ćwiczył tam walkę na miecze, a
że był dobry, to postanowiono spróbować. Trening zakończył szybko. Miał za sobą
kilka misji, ale potem się zakochał i z błogosławieństwem ojca się zaręczył.
Wybrał rodzinę zamiast służby, czego nikt nie miał mu za złe.
Stali razem przed dworkiem,
który zamieszkiwali. Podarował go im z okazji ślubu ojciec chłopaka. Dotknął
policzka dziewczyny, uśmiechając się smutno.
- Nie lubię kiedy wyjeżdżasz -
powiedziała.
- Wiem - skinął głową. Trudno
było mu się z nią nie zgodzić. Była młoda, zakochana w nim po uczy, nieco
przerażona porodem, a on musiał ją teraz zostawić. Ale nie miał wyjścia.
Oczywiście, nie mógł jej wyjawić, dokąd jedzie i po co. Na szczęście, Katarzyna
nigdy o to nie pytała. Nie interesowały ją interesy jej młodego męża, jego
zajęcia. Ważne, aby był z nią, reszta się nie liczyła. Nie spodziewał się, że
tak młodziutka, raptem czternastoletnia osoba, może być tak dojrzała i pełna
oddania oraz ufności. - Wrócę najszybciej jak się da. Zostawiam cię pod opieką
najlepszego medyka w okolicy, będzie dobrze, Kasiu...- przytulił ją. Nie było
już mrozów, ale nadal bywały chłodne dni. I deszczowe. Nie cierpiał deszczu.
Chyba, że mógł patrzeć na niego przez szyby okna. Wtedy deszcz był w porządku.
Ale nie, kiedy czekała go droga i to tak daleka.
- Uważaj na siebie, Piotrusiu -
wyszeptała. Wspięła się na palce i pocałowała go. Była od niego sporo niższa. I
bardzo drobna. Ciąże, o dziwo, znosiła całkiem dobrze, mogła spacerować, nie
było jej ciągle niedobrze. Teraz jej brzuch był już mocno zaokrąglony, bo
najpóźniej za dwa miesiące dziecko miało przyjść na świat.
- Zawsze na siebie uważam -
odparł rozbawiony, a potem musnął jeszcze ustami jej czoło i wskoczył na
konia. Posłał jej ostatni, pokrzepiający
uśmiech i spiął pietami boki wierzchowca. Jechał długą aleją drzew prowadzącą
do jego domu, a chłodny wiatr smagał jego twarz i rozwiewał blond włosy, tak
charakterystyczne dla jego rodziny.
Miał tylko nadzieję, że jego
siostry nie są w niebezpieczeństwie.
***
Czekała na niego w
nieużytkowanej przez nikogo komnacie. Strasznie się denerwowała. Siedziała na
łóżku, w samej koszuli nocnej, ciemne, gęste włosy miała jeszcze rozpuszczone.
Zwykle splatała je na noc w warkocz, ale teraz nie miała do tego głowy.
Zostawiła mu wiadomość. Miała nadzieję, że ją znalazł i przyjdzie. Wyłamywała
nerwowo palce.
Była już noc, widziała światło księżyca
wdzierające się do komnaty przez okna. Nie zasłaniano tu kotar, w końcu nikt tu
nie mieszkał, ani nie wchodził zbyt często.
W końcu usłyszała jak otwiera
się tajne przejście i ktoś wkracza do środka. Wstała i spojrzała na niego
zdenerwowana. Miał na sobie szlafrok i koszule nocną, w ręku trzymał świece.
Zmarszczył brwi na jej widok. Zwykle, kiedy się widywali, miała na sobie
makijaż, włosy uczesane... była starannie przygotowana. Teraz stała przed nim
niechlujna i roztrzęsiona. Oczywiście, nadal uważał ją za najpiękniejszą
kobietę, jaką kiedykolwiek widział. Jednak nieco się zdziwił. Nie rozumiał,
czemu nalegała na to spotkanie i skoro sama je zaplanowała, czemu była w takim
stanie.
- Francis... - wyszeptała, ale
nie mogła powiedzieć nic więcej. Nie panowała nad sobą. Po prostu rozpłakała
się niczym małe dziecko. Stał zaskoczony, patrząc na nią. W końcu jednak się
otrząsnął. Postawił świece na stoliku nocnym i przytulił dziewczynę. Tak po
prostu, aby było jej nieco lepiej. Chociaż wątpił, aby to cokolwiek pomogło.
- Mil, co się dzieje? Czemu
płaczesz? Stało się coś? - spojrzał na nią zatroskany. Nie sądził, że to
kiedykolwiek usłyszy. Myślał, że na to też ma jakieś zioła, albo inne sposoby,
nigdy w to nie wnikał.
- Jestem w ciąży, Francis - wyszeptała.
Cztery słowa. Tylko tyle powiedziała, a całe życie nagle mu się zawaliło.
Bękart. Będzie miał nieślubne dziecko. Znowu. Chociaż zawsze zastanawiał się,
mimo sympatii do Basha, jak ojciec mógł to zrobić jego matce. A teraz sam
zrobił to swojej żonie, Mary. Nie potrafił jej już kochać, ale brak uczuć to
jedno, a ranienie to drugie. Westchnął, przyciskając do siebie szlochającą
nadal dziewczynę.
- Ci... poradzimy sobie, Mil -
powiedział cicho, chociaż sam w to nie wierzył. Matka nie da mu żyć z tego
powodu. W końcu zdradził żonę, której przysięgał wierność. Catherine zawsze
uważała syna za odpowiedzialnego i pełnego cnót, chociaż epizod z Lolą pokazał,
że nawet on popełnia błędy. Tylko, że wtedy to była inna sytuacja. Myślał, że
stracił wszystko, że Sebastian mu to odebrał, a jednocześnie czuł się wolny i
to była jedna noc. Jedna! A z Mileną miał regularny romans. Co prawda, mógł
zawsze skłamać, mimo, że tego nie lubił.
W dodatku dziecko komplikowało
ich plan. I to znacznie. Jak teraz mieli uciec i zniknąć? Będą musieli coś
wymyślić, aby wyjść z tej sytuacji. Zaczynał się zastanawiać, czy to ma sens.
Może powinien dać sobie z tym wszystkim spokój? Znaleźć Milenie męża i ją
odesłać, a samemu skupić się na rządzeniu? To będzie trudna decyzja. Chyba
najtrudniejsza.
I potrzebował czyjejś rady. Więc
kiedy udało mu się uspokoić roztrzęsioną dziewczynę i odprowadzić ją tajnymi
korytarzami do jej komnaty, poszedł odwiedzić kogoś jeszcze. Najwyższy czas, aby
znów zacząć z nim rozmawiać, tak jak dawniej. Potrzebował go, po prostu.
Wszedł do komnaty brata przez
ukryte przejście. Sebastian siedział przy stole razem z Anielą. Oboje mieli na
sobie grube płaszcze, nieco mokre. Padał lekki deszczyk na zewnątrz. Grzali się
przy kominku, jedząc kolację. Nie spodziewał się, że zastanie taki widok.
Myślał, że jego brat będzie już leżał w łóżku, może czytał, może spał. Ale nie,
że będzie jeszcze w ubraniu, w dodatku w jej towarzystwie. Od razu w jego
głowie pojawiły się pytania. Gdzie byli? Dlaczego opuszczali zamek? I kim ona, do diaska, jest?
- Francis...- powiedział
zaskoczony Bash i wstał od stołu. Nie sądził, że ktokolwiek go odwiedzi o tej porze,
a już zwłaszcza jego młodszy brat. - Stało się coś?
Ona siedziała tyłem. Król
dopiero po chwili dostrzegł leżące obok niej strzały w kołczanie i łuk oraz
dwa krótkie miecze u jej boku. Nigdy nie widział takich ostrzy. Przywykł do
prostych, długich mieczy rycerskich, którymi zawsze walczył. Również wstała i
odwróciła się w jego kierunku. Miała na sobie coś na kształt zbroi lekkiej
jazdy, tak by to określił. Chociaż ten pancerz nie przypominał żadnego, jaki
kiedykolwiek widział. Nic już nie rozumiał. Czemu ta dziwna dziewczyna miała na
sobie strój niczym jakiś wojownik? Czemu tyle czasu spędzała z jego bratem?
- Chcę z tobą porozmawiać, Bash.
Ale ty będziesz pierwszy. Powiesz mi, o co w tym wszystkim chodzi - patrzył na
niego niezbyt zadowolony. De Poitiers zerknął na Anielę, a ta skinęła głową.
Nie mieli wyjścia. Wyjęła zza pazuchy płaszcza poskładany list i podała go
władcy.
- Przeczytaj. Tu wszystko
zostało wyjaśnione.
Błękitne oczy Francisa szybko
przesuwały się po linijkach tekstu. Powoli wszystko stawało się jasne. Była
jego strażniczką, opiekunką. Przeszła pewnie jakieś szkolenia, dlatego dobrze
walczy. I ma bliznę na twarzy. Poczuł ulgę, że już wie i nie musi snuć
irracjonalnych domysłów o ich romansie.
- Zgodnie z tymi słowami -
uniósł list, który następnie spalił, aby pozbyć się dowodu. - Zapewne wiesz o
czym chcę pomówić, prawda, Anielo? - spytał. Sebastian uniósł brwi, patrząc na
nich, nieco zaskoczony wypowiedzią brata.
Ta tylko się uśmiechnęła.
- Wolę sformułowanie, że się
domyślam, Francis. Nie czytam ci w myślach. Dlatego was zostawię - chwyciła
jednak swój talerz z kolacją. - Dobranoc - rzuciła tylko na odchodnym, znikając
w sekretnym wejściu do komnaty.
- Napijesz się wina? -
zaproponował Sebastian. - Coś czuję, że to będzie długa i trudna rozmowa, skoro
nawiedzasz mnie w środku nocy bez zapowiedzi...
- Tak, nalej mi - Francis zajął miejsce
w fotelu przy kominku. Bash chwycił dwa puchary i postawił je na stoliku. Nalał
do każdego z nich wina z ozdobnej karafki, a potem przysunął bliżej drugi z
foteli, który zwykle stał przy biurku. Usiadł i spojrzał na brata.
- Więc...? - chwycił kielich i
upił łyk trunku, patrząc na monarchę uważnie, próbując domyślić się, co jest
przyczyną jego wizyty.
- Będziesz wujem. I musisz pomóc
mi jakoś z tego wybrnąć - nie sądził, że wypowiedzenie kilki słów może być tak
trudne. A jednak.
- Domyślam się, że to nie Mary
będzie matką - mruknął i upił nieco większy łyk. - Nie ożenisz się z nią, a aby
jej reputacja nie ucierpiała, musi mieć męża. Powinieneś więc szybko znaleźć
jej jakiegoś kandydata...
- Wiem...pomożesz mi? - spojrzał
na niego błagalnie. Na początku sądził, że Francis miał na myśli jedynie
szukania tej dziewczynie męża. Ale widząc ten wzrok, domyślił się, o co chodzi.
I nie do końca mu się to spodobało.
______________________________________________
Przepraszam, że rozdział jest tak późno, chociaż obiecywałam go Wam na środę. Niestety Wen mi trochę uciekł, paskudny stwór. Mam jednak nadzieję, że mimo wszystko nie wyszło najgorzej i zaintrygował was kolejny, niekanoniczny pan oraz to, co Francis planuje względem brata. Z przykrością informuję, że teraz publikacje będą bardzo nieregularne, bo mam dość intensywny okres w życiu, a potem wracam już na uczelnię i nie wiem jak będę stała z czasem. Do napisania! :D
Oho! Tego to ja się zupełnie nie spodziewałam! Że niby Bash i Milenka zostaną małżeństwem...? Cholera, druga żona i to znowu taka beznadziejna. Chłopak ma zdecydowanie pecha, a Francis to dupek. Nie powinien wykorzystywać tak brata, bo Bashowi też się coś od życia należy.
OdpowiedzUsuńA tak swoją drogą - pisz szybko kolejny rozdział, bo ja nie, to pożałujesz. I radzę Ci potraktować tą groźbę bardzo, bardzo, bardzo poważnie. *śmiertelnie poważna mina*
Twoja cudowna i najwspanialsza
Strażniczka Przecinków i wierna czytelniczka
Nox
O to chodzi, że macie nie mieć możliwości przewidzenia mojego kolejnego ruchu! Jakby opowiadanie było oczywiste, to byłoby nudne, a tu ma się dziać. A no ma pecha, nie przeczę, ale za bardzo go lubię, aby zła passa się długo ciągnęła :p
UsuńNapiszę, jak napiszę, nie moja wina, że zaraz październik :(
próbująca się ogarnąć i zorganizować
Rój Pszczół
Ależ namieszałaś biednym bohaterom! Teraz to już wszyscy będą mieli ciężkie życie.
OdpowiedzUsuńMuszę się powtórzyć: Aniela jest tak cudownie nieszablonową postacią, że nie sposób jej nie lubić. Naprawdę chciałabym, żeby była szczęśliwa. W dodatku jej niechęć do oceniania wzbudziła we mnie ogromny szacunek. Ale jednocześnie smutno mi, że nigdy nie czuła zakochania. Ale może niebieskie oczka Sebastiana zmienią ten stan. Coś czuję, że będę trzymała kciuki za ten parring #Bashniela <3.
Zupełnie nie spodziewałam się wiadomości Mileny. Dlatego bardzo łatwo mi wyobrazić sobie, w jakim szoku był biedny Franek. Ale zastanawiam się, czy to nie jest jakiś przekręt. Z drugiej strony, nie wiem jak mogłaby to obrócić, przebiegła bestia, na swoją korzyść. Za to ogromny plus dla Franka, że nie stracił głowy jeszcze kompletnie i zachowuje się tak, jak król powinien w tej sytuacji. Realizm na propsie. Do tego realizm jeszcze pojawia się przy opisie mieczy. Podoba mi się, że zwracasz uwagę na takie "niebabskie" szczegóły. To nadaje klimatu tamtych czasów.
A na końcu wspomnę Piotrusia. Też oklaski za tą scenę. Była ciekawa w swojej prostocie, no i zostawiłaś ogromne pole na domysły. A czternastoletnia Kasia w mojej głowie istnieje jako słodkie, kochane stworzonko, które sama miałabym ochotę bronić. Też plus za to, że trzymasz się realiów: czternastka to przecież był IDEALNY wiek do rodzenia dzieci. Grrr, przerażające dla mnie na teraz.
Gratuluję udanego odcinka i mam nadzieję, że ten potworny Wen nie będzie Ci uciekał. Mogę Ci pożyczyć mojego, bo mi nie daje spokoju ;P
pozdrawiam ;*
candlestick z
crownsjewel.blogspot.com
i
buzzingblood.blogspot.com
Ciesze się, że ta postać jest tak lubiona, sądziłam, że wyjdzie mi kolejna irytująca, nielogicznie postępująca bohaterka, a tu proszę! Oh, autorka też zdecydowanie uważa ich za OTP #teamAniash #teamSebaniela
UsuńOj, Milenka z kolei jest po to, aby mieszać, jak najwiecej, jak najczęściej. I komplikować życie Frankowi jak tylko się da, niech się chłopak trochę namęczy :P Dziękuję, chociaż w sumie ja tylko zwracam uwagę, nie opisuje ich jakoś wybitnie, bo się nie znam kompletnie na broni i zbrojach, dobrze, że Bractwo to moj twór i mogę ich uzbrajać jak mi się żywnie podoba :D
Piotruś to postać-spontan, ciekawe co mi z niego wyjdzie. Taki lekki hołd w stronę Narnii, mojej pierwszej fandomowej obsesji jeszcze z podstawówki. No i oczywiście ten Piotruś także ma buzię Williama Mosely'a. Bo tak. Inny wizerunek mi nie pasuje i tyle.
Kasia wątpię, aby się później jeszcze gdzieś pojawiła, to postać raczej epizodyczna, ale chciałam nadać jego wyjazdowi nieco dramaturgii - zostaje wezwany i musi zostawić ciężarną, młodą żonę.
Myślę, ze na wykladach z socjologii albo podejmowania decyzji w warunkach niepewności mój Wen będzie miał się doskonale i będę pisała sporo rozdziałów w roku akademickim.
Również pozdrawiam,
czekająca na premierę kolejnego sezonu z utęsknieniem
Rój Pszczół
Nowy rozdział naprawdę super choc Milena to taki denerwujący babsztyl. Cieszę się że dodajesz nowe rozdziały którymi choć trochę pomagasz znieść czas oczekiwania na nowy sezon:)
OdpowiedzUsuńJa chyba sobie jeszcze raz obejrzę niektóre odcinki. Chyba wezmę się za 16 pierwszego sezonu, ten, w ktorym Bash brał ślub z Kenną. Jakoś tak mnie wzięło :P
UsuńOj tak, ta postać jest irytująca, ale staram się kreowac bohaterów tak, aby wzbudzali określone uczucia. Gdyby wszyscy byli lubiani przez 100% czytelników, opowiadanie byłoby nudne i zbyt słodkie, a zalezy mi na jego autentyczności. Wiadomo, że nie wszyscy ludzie nas otaczający wzbudzają w nas pozytywne emocje :D
Ciesząca się ostatnimi chwilami wakacji
Rój Pszczół
Witaj.
OdpowiedzUsuńStrasznie Cię przepraszam, że jestem tutaj dopiero teraz, ale mój czas jest bardzo ograniczony i po prostu wyszukuję jakiejś wolnej chwilki, by nadrabiać blogi. Postaram się jakoś szybko przeczytać nowy rozdział. Tymczasem teraz udało mi się nadrobić ten :). Uff...
No to się porobiło. Naprawdę jestem pełna uznania i satysfakcji, gdyż uwielbiam takie zawiłości na królewskim dworze. Po prostu nie ma dla mnie nic lepszego xD. Uwielbiam :). Wszystko jest idealnie.
Ciekawi mnie, jak postąpi Francis... Spodziewam się jakiegoś wielkiego bum, sama nie wiem czemu. Mam jakieś przeczucie, że cała ta sprawa z ciążą będzie niezwykła. Nie mogę się doczekać, żeby się dowiedzieć, jak to rozegrasz.
Cieszę się też, że Francis poznał sekret Anieli i bardzo podobała mi się scena, w której poprosił ją o naukę strzelania. Szczerze nie spodziewałam się tego, myślałam, że będzie chciał się odegrać, czy coś.. a tu proszę. Bardzo fajnie ;).
Mam nadzieję, że szybko uda mi się zabrać za kolejny rozdział i że dowiem się więcej o Piotrusiu :).
Dużo weny, pozdrawiam :*!
Nic nie szkodzi, ja też piszę w wolnych chwilach, zazwyczaj wieczorami, bo to mnie odpręża, ale też jestem zabiegana. Zwłaszcza, że zaraz rusza rok akademicki, zaczną się zajęcia, nauka i to wszystko od czego odpoczywałam od czerwca :p
UsuńStaram się jak mogę. Chcę dużo akcji i wielu nieoczekiwanych zdarzeń, przez które nie zanudzę czytelników opisami przeżyć wewnętrznych i jakimiś ich refleksami. Staram się po prostu dorównać serialowi, w ktorym również jest dużo zdarzeń i widz często zostaje zaskoczony jakimś nagłym zwrotem akcji.
Francis...oh, mam na niego plan. I na ten cały motyw ciąży Milenki również, cierpliwości, kiedyś się wszystkiego dowiecie. W swoim czasie. Nie chce za szybko odkrywać wszystkich swoich kart, bo mam nadzieję, że to opowiadanie będzie długie. Już nawet planuję drugą część. Żeby było śmiesznie, tam główny wątek mam już dopracowany, tutaj ciągle myślę, zmieniam, kombinuje...zobaczymy, jak mi to wszystko wyjdzie.
Staram się zrobić z Francisa ciekawą i złożoną postać, a nie tylko taką...jednowymiarową. Nie tylko Anielę kreuję na prawdziwego człowieka, usiłuję to samo zorbić z innymi, jednocześnie w wypadku bohaterów kanonicznych mając na względzie to, jacy są w serialu.
Piotruś pojawi się później, w końcu dopiero wyjechał z RP, zanim dojedzie konno do Francji trochę minie czasu, ale kiedy się pojawi, nie będziecie się tego spodziewać. I odegra sporą rolę, chociaż powstał pod wpływem impulsu. Na zasadzie "Oh, William Moseley jest cudowny, brakuje mi go w galerii z bohaterami!". Tak, ta podstrona powstanie. Kiedyś. Na razie mam tam za dużo spoilerów, chcę, aby fabuła "dogoniła" opisy stamtąd. :P
Zmęczona, ale szczęśliwa
Rój Pszczół