poniedziałek, 21 września 2015

Rozdział 9

               Weszła do swojej komnaty. Nawet nie pamiętała drogi tutaj. Cały czas płakała. Nie widziała mijających ją ludzi. Nie słyszała ich słów. Zamknęła drzwi, a potem rzuciła się na łóżko i wtuliła mokrą twarz w poduszkę. Dlaczego tak się stało? Dlaczego los musiał być taki okrutny?
                Nigdy wcześniej nie była zakochana. Znała to uczucie z opowieści innych osób, z pieśni, z plotek. Nie doświadczyła go. A kiedy w końcu to się stało, to postanowiono z niej zadrwić i obiektem jej uczuć został całkowicie nieosiągalny dla niej mężczyzna. Już nawet nie chodziło o to, co obiecała Catherine w zamian za pomoc. Bash był Francuzem, a ona za kilka lat wróci do Polski, do domu, do rodziny. Naprawdę chciała kiedyś jeszcze zobaczyć rodziców, powdychać polskie powietrze, które jej zdaniem, było zupełnie inne. Pogratulować bratu ożenku, o którym dowiedziała się od Anny, gdy ta tutaj przyjechała. Być może nauczyć bratanka strzelać z łuku albo opowiadać bratanicy, jak to na dobrą ciotkę przystało, historię o pięknych księżniczkach.. Nie wiązała swojej przyszłości z Francją. Poza tym, był bękartem. Jej ojciec nigdy nie zgodziłby się na ten ślub. Był człowiekiem honoru i chociaż sama bardzo Sebastiana lubiła, to zdawała sobie sprawę, że dopóki nie otrzyma on od brata ziem i ważniejszego tytułu, nie będzie mogła go poślubić.
                A tak bardzo by chciała posłuchać serca i powiedzieć : ,,tak", kiedy jej się oświadczył. Nie chciała go ranić. Widziała ból w jego oczach. Zawiodła go. Wiedziała to, ale nie mogła nic zrobić. Musiała kierować się rozsądkiem, oboje musieli. Co nie zmieniało faktu, że oboje teraz cierpieli.
                Nie mogła się uspokoić. Nie zwróciła uwagi na to, że drzwi się otworzyły. Nie podniosła głowy. Dalej płakała, użalając się wewnętrznie nad sobą i tym, jaki to świat jest niesprawiedliwy.
                Anna miała na sobie strój do jazdy konnej. Przyszła tutaj, aby spytać siostrę, czy do nich dołączy. Wszystkie wybierały się na niedługą przejażdżkę po okolicy. I piknik. Jednak przestała myśleć o tych planach, kiedy dostrzegła siostrę w takim stanie. Chyba nigdy nie wiedziała tak zrozpaczonej Anieli. Zamknęła drzwi i podeszła do łóżka.
                - Siostrzyczko... co się stało? - spytała, siadając obok niej.  Martwiła się o nią. Widziała, że płacze, że cierpi. Chciała wiedzieć, co jest tego przyczyną, chociaż za dobrze ją znała : Aniela odpowie wymijająco, a potem będzie udawać, że nic takiego się nie stało.
                - Po prostu jestem wielką kretynką, która zniszczyła swoją szansę na szczęśliwe życie - odparła, czym zaskoczyła siostrę.
                - Na pewno nie... naprawisz to jakoś. Jesteś w końcu Anielą. Zawsze masz plan B - uśmiechnęła się lekko i chwyciła rękę zrozpaczonej dziewczyny.
                - Tu nie ma żadnych alternatywnych pomysłów. Odrzuciłam jego zaręczyny, chociaż go kocham, Aniu - spojrzała na nią. Miała zapuchnięte, zaczerwienione od płaczu oczy. - To już przepadło. Nie wiem, jak mu teraz spojrzę w oczy...     
                - Więc czemu mu odmówiłaś, głupia? - spytała zaskoczona Anna. - Skoro ty go kochasz, a on ciebie... ja liczę na to, że kiedyś mi się to przytrafi! Wielka miłość! A ty swoją szansę tak zaprzepaściłaś? Masz tam teraz do niego iść i błagać o przebaczenie - była naprawdę wzburzona tym, co usłyszała. Ona marzyła o czymś takim, o scenie jak z marzenia sennego. Pragnęła, aby zakochał się w niej jakiś przystojny, młody i wypływowy mężczyzna. Ona też by się w nim zakochała. Wzięliby ślub i żyli długo i szczęśliwie. Dlaczego więc Aniela, mając okazję na taki scenariusz, odmówiła tego mężczyźnie? - Kim on w ogóle jest?
                - To Bash. No wiesz... ten przyrodni brat króla. Syn Diany de Poitiers.
                - Jesteś więc naprawdę jeszcze większą kretynką niż sądziłam - odparła młodsza z sióstr.          Nie potrafiła zrozumieć toku rozumowania swojej rozmówczyni. Czy ona naprawdę sądziła, że odmówiła mu, bo tak? Bez żadnego powodu? Miała powód. Miała tak naprawdę całą masę powodów, aby powiedzieć ,,nie". Dlaczego Anna się nad tym nie zastanowiła, tylko wyzywała ją w ten sposób i wzbudzała w niej poczucie winy? Miała je bez jej głupiego gadania.
                - Nie pomagasz mi - warknęła zła i odwróciła się do siostry plecami. - Najlepiej by było, jakbyś już sobie stąd poszła. Leć, szukaj swojego księcia na białym koniu i daj mi spokój! - krzyknęła.
                Zamrugała zaskoczona. Nie sądziła, że jej słowa tak rozgniewają Anielę. Dotknęła jej ramienia.
                - Przepraszam. Nie krzycz już - powiedziała i po chwili zastanowienia przytuliła ją. To była dziwna sytuacja. Zazwyczaj było zupełnie odwrotnie : to Anna miała złamane serce i płakała, a starsza siostra ją pocieszała i pomagała jej wziąć się w garść. - Na pewno jakoś to się jeszcze ułoży. Zobaczysz - pogłaskała ją po głowie. Aniela odwróciła się i spojrzała na nią.
                - Nie ułoży się... odtrąciłam go. Nie będzie chciał nawet ze mną rozmawiać.
                Urwała. Rozległo się pukanie do drzwi. Dość mocne i energiczne. Podniosła się i wytarła szybko resztki łez rękawem sukni. Wzięła głęboki wdech. Ktokolwiek to był, nie chciała, aby widział ją w takim stanie. Co prawda i tak ujrzy jej zapuchniętą twarz, ale będzie silna. Jak zwykle.
                - Proszę - jej głos był niezwykle spokojny. Siedziała prosto na łóżku i patrzyła na drzwi. Te się powoli otworzyły. Stał w nich Sebastian. Spojrzał zaskoczony na Annę. Ta pospiesznie wstała i poprawiła suknię. Uśmiechnęła się do niego uroczo.
                - To ja was zostawię. Macie dużo rzeczy do wyjaśnienia, nie będę wam przeszkadzać - kiedy wychodziła, spojrzała na niego znacząco. Znał to spojrzenie. Był w nim upór, determinacja. Dała mu do zrozumienia, że jest gotowa walczyć o dobro siostry. Wyglądała przy tym naprawdę groźnie, to nie pasowało do jej delikatnej, młodej buzi.
                Podszedł do łóżka. Usiadł obok dziewczyny i chwycił jej dłonie. Nie cofnęła ich. Podniosła na niego wzrok.
                - Po co tu przyszedłeś? - zapytała ostro. Nagle poczuła falę gniewu. Po co on się jej oświadczał? To, co było między nimi wcześniej, było wyjątkowe, a on to zniszczył, odebrał jej. Czuła więc do niego ogromny żal, chociaż to było irracjonalne. Ale od kiedy to uczucia były racjonalne?
                - Nie chcę wojny między nami... może faktycznie moja propozycja była głupia. Zapomnij więc o tym. Przebacz mi mój błąd i pozwól mi nadal być twoim przyjacielem - powiedział cicho, patrząc jej prosto w oczy. Chciał ujrzeć w nich jej prawdziwą reakcję. I zobaczył. Łzy. Rozpłakała się znowu i wtuliła w niego.
                - Bash... nie jestem na ciebie zła. Znaczy, trochę jestem. Odrobinę. Ale wiem, dlaczego to zrobiłeś. Co chciałeś osiągnąć. I uwierz mi... dałabym wszystko, aby pewnego dnia móc nazywać cię mężem i nazywać się Aniela de Poitiers. Ale to nie ma prawa się ziścić - mówiła cicho, szlochając w jego tors. Objął ją i przytulił. Westchnął.
                - Obiecuję ci... znajdę sposób, aby tak było. Nawet, jeśli będę musiał zabić twojego męża. Ty brudzisz się krwią moich wrogów. Mógłbym ci się odwdzięczyć tym samym... - sam nie wiedział czemu to powiedział. Brzydził się zabijaniem. Jednak tak naprawdę czuł. Dla niej był gotowy dopuścić się nawet tak okrutnej zbrodni, jaką jest morderstwo. Pogłaskał ją po głowie.
                Spojrzała na niego i pociągnęła nosem. Uśmiechnął się lekko i starł z jej buzi łzy.
                - Nie musisz... nie rób nic więcej. Wystarczą mi słowa - odwzajemniła jego uśmiech. A potem, bardzo niepewnie go pocałowała. Sama nie wiedziała, dlaczego to zrobiła. Serce biło jej jak oszalałe. To był jej pierwszy pocałunek. Jednak czuła, że niezależnie od tego, czy kiedyś zostanie jego żoną, Bash był odpowiednią osobą do tego.
                Nieco go zaskoczyła. Nie spodziewał się tego, ale nie odepchnął jej. Przymknął oczy i przyciągnął ją do siebie. Chciał ją całować, tulić ją do końca swojego życia.  Naprawdę ją kochał. Była bardzo zdecydowana, nieco uparta, ale przy tym czasami zachowywała się jak każda inna dziewczyna. Wiedział, że byłaby nie tylko dobrą żoną, ale także bardzo dobrym kompanem. Znała się na broni, na walce. Potrafiła przemykać niezauważona korytarzami, biegać po dachach, pokonywać wielu wrogów, o wiele lepszych od niej. Imponowała mu. Nie czuł się przy niej gorszy, tylko chciał robić wszystko, aby pewnego dnia stać się tak dobry w tym wszystkim jak ona. Wiedział, że jej nie będzie musiał bronić przed nikim, tu role się odwróciły. No i nie wydawała kroci na stroje czy biżuterię, co też mu się podobało.
                Odsunęli się od siebie. Od razu pocałował ją w czoło, nie rozumiejąc do końca, po co to zrobił. Jednak czuł taką wewnętrzną potrzebę.
                - Damy sobie radę. Znajdziemy sposób, aby być razem. Obiecuję ci. A teraz musimy zając się Mileną. Naprawdę nie mam ochoty na kolejny ślub z kobietą, która nie jest dla mnie.
                Pokiwała głową. Uspokoiła się nieco. Chociaż nadal przeżywała w środku ich pocałunek. Nie mogła uwierzyć, że to zrobiła. Czuła ogromną ekscytację i szczęście. Nie mogła powstrzymać uśmiechu, który pojawił się jej na twarzy. Ani rumieńców, które oblały jej policzki.
                - Myślę, że jest tu kobieta, która nam pomoże - powiedziała. Spojrzał na nią pytająco, unosząc jedną brew. - Catherine na pewno zadba o to, aby nie powstał taki skandal. Będzie naszym sprzymierzeńcem. I to dość wpływowym. Na pewno szybko znajdzie tej dziewczynie męża.
                - Uważaj, jeszcze trochę i znajdowanie pannom odpowiedniego mężczyzny stanie się jej głównym zajęciem - roześmiał się.

***

                Anthony przyszedł wieczorem do brata, aby zjeść razem z nim kolację. Bash czekał na niego. Stał oparty o krzesło z kielichem wina w dłoni. Patrzył w ogień palący się w kominku i myślał o Anieli. Naprawdę chciał spędzić z nią resztę życia. Musiał teraz wymyślić jakiś sposób na to, aby tą wizję urzeczywistnić. Odwrócił się i spojrzał na brata. Czasami czuł się dziwnie w jego obecności. Nie rozumiał, czemu matka ukrywała przed nim fakt jego istnienia. Byli jednak bardzo podobni do siebie. Mieli taki sam kolor oczu i włosów, chociaż Bash miał sztywne, podobno po ojcu (tak twierdziła ich matka, sam nie pamiętał króla Henry'ego z włosami), a Tony miękkie i lekko kręcone, po matce.
                - Jak podoba ci się na dworze, Tony? Lepiej niż na wsi? Czy jednak tęsknisz za jej urokiem i spokojem? - spytał grzecznie i uprzejmie, aby jakoś zacząć ich rozmowę. To była dla niego nowa sytuacja i musiał się z nią oswoić. Poznać lepiej młodszego brata, znaleźć z nim wspólny język.               
                - Tu jest ciekawiej, chociaż bardzo niebezpiecznie - odpowiedział. Chwycił talerz z mięsem i podszedł do ognia. Po chwili wziął spory kawałek potrawy i wrzucił ją do kominka, mamrocząc coś pod nosem.
                Bash patrzył na to w zupełnym osłupieniu.
                - Co ty robisz? - spytał zaskoczony. Zamrugał. Ogień już pochłaniał mięso. To była wołowina, bardzo dobra, specjał szefa kuchni. Sebastian ją uwielbiał, ale prosił o nią raz na jakiś czas, aby jej smak mu nie zbrzydł, co się zdarzało, jeśli dane danie było spożywane zbyt często. Przez pierwszą chwilę był tak zdziwiony tym, że jego młodszy brat wrzucił ten przysmak w ogień, że nie połączył faktów.
                - Składam ofiary bogom. Ty tego nie robisz? - Anthony podniósł się i spojrzał uważnie na starszego brata. Sądził, że Sebastian wierzy w to, co on. W to, co cała ich rodzina.
                - Nie. Jestem katolikiem... czemu mi nie powiedziałeś? - warknął wyraźnie zły. To sprawiało, że chłopak nagle znalazł się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Jeśli ktokolwiek się dowie i powie o tym Mary, to Tony spłonie na stosie. Pogaństwo było karane śmiercią, a królowa nie znała litości.
                - Ja... myślałem, że wiesz. Że to oczywiste - wydukał chłopak. Patrzył w rozgniewane oblicze brata z lękiem. O Bashu mówiono, że jest służbistą, że nie nagina reguł i zawsze egzekwuje prawo. Zaczął się bać, czy zaraz nie zostanie przez niego wydany na śmierć.
                - Tony... - westchnął. Co miał zrobić? Nie może przecież przyczynić się do egzekucji brata, a jednocześnie w jego głowie pojawiła się obawa o własne życie, jeśli to wyjdzie na jaw. Sam nie wiedział czemu nagle zaczął myśleć tylko i wyłącznie o sobie. Kiedyś taki nie był. Dbał o innych. Jednak doświadczenia z Kenną sprawiły, że zaczął postrzegać świat i ludzi nieco inaczej. - Może powinieneś pomyśleć o zmianie wiary? - spytał ostrożnie. To było najprostsze wyjście, które rozwiązywałoby wszelkie problemy. - Jako katolik byłbyś bezpieczny. Nikt nie miałby prawa ani powodu, aby cię skrzywdzić. Przemyśl to, proszę.
                - Myślałem nad tym, ale... nie znam tej religii. Jest dziwna. Obca. Nie potrafię jej zrozumieć - brzmiała odpowiedź. Owszem, kiedyś podjął próbę przejścia na chrześcijaństwo, jednak został przy pogańskich bogach. Znał dobrze te zwyczaje, bo ciotka i wujek, którzy go wychowywali praktykowali je. Podobnie jak cała wioska, w której mieszkali.
                Bash odłożył puchar na stół i położył chłopakowi rękę na ramieniu. Uśmiechnął się lekko w celu dodania mu otuchy, wsparcia.
                - Nauczę cię wszystkiego razem z naszym pałacowym kapłanem - obiecał. - Zjemy i pójdziemy do niego, dobrze? Musimy cię już dzisiaj ochrzcić, na nauki przyjdzie czas później. Nie martw się, wszystko będzie dobrze - poklepał go lekko po plecach. - Siadajmy i jedzmy, nie lubię jeść zimnych potraw, jeśli mogę zjeść je ciepłe - dodał.
                Anthony milczał. Stracił apatyt. Tak naprawdę to czuł wielkie przerażenie. Rozumiał, dlaczego brat chciał go ochrzcić, tu chodziło o ochronę jego życia. Ich żyć, bo Sebastiana zapewne też posądzono by o pogaństwo, kiedy odkryto by, że jego krewni czczą bożków. Nie wiedział co ma zrobić, bo z jednej strony czuł, że to jest część jego samego, tak głęboko zakorzeniona w nim była wiara jego bliskich, jego przodków. Ale oczywiście z drugiej strony wiedział, jakie to niebezpieczne. Zwłaszcza tu, na dworze, gdzie mieszkała Mary Stuart - królowa słynąca z nienawiści do innych wyznań.
                Starszy z braci z kolei dosłownie zmiatał wszystko z talerzy. Jadł i jadł, aż nie poczuł się wypełniony po brzegi jego żołądka. Ostatnio zaczynał zajadać stres. Wiedział, że to nie jest zbyt mądre, w końcu zacznie tyć, a pewnego dnia będzie potrzebował pomocy, aby założyć buty. Jednak na chwilę obecną nic nie mógł z tym poradzić. Obwiniał w duchu siebie. Powinien się domyślić i zadziałać wcześniej, już wtedy, kiedy chłopak na dwór przybył. Bóg raczy wiedzieć, ile osób widziało go składającego ofiary albo robiącego coś innego w zakresie rytuałów.
                Sytuacja była naprawdę trudna i skomplikowana, jednak nie było innego wyjścia. Anthony musiał zostać katolikiem, jeśli nie chciał zginąć na stosie jako heretyk. Po spożyciu kolacji bracia chcieli udać się do księdza, jednak kiedy Anthony otworzył drzwi, do środka wpadło ciało strażnika, który tego wieczora pełnił wartę przed komnatą Basha. Po chwili do środka wtargnęło kilkunastu mężczyzn w czarnych płaszczach. Sebastian wciągnął brata za swoje plecy i wyjął miecz. Jak dobrze, że jeszcze miał go przy boku, że go nie odpiął i gdzieś nie zostawił.
                Młodszy de Poitiers był przerażony. Nie wiedział, co ma robić, gdzie uciec. Obserwował więc, będąc sparaliżowanym strachem, jak jego starszy brat walczy, ale ostatecznie przegrywa i zostaje zraniony w bok. Dopiero, kiedy Sebastian upadł na ziemię, Tony oprzytomniał. Chciał rzucić się ku niemu, ale został schwytany jakimiś silnymi ramionami za barki. Ktoś inny przystawił mu do nosa kawałek materiału nasączonego czymś, co miało strasznie nieprzyjemny zapach. Po chwili zrobiło mu się ciemno przed oczami i stracił przytomność.
                Bash leżał na podłodze przyciskając ręce do rany, aby zatamować chociaż odrobinę upływ krwi. Widział, jak tamci wynoszą jego brata, a on nie miał siły nawet zawołać straży albo krzyczeć po pomoc. Omdlał po chwili, a kiedy się obudził, zobaczył nad sobą Anielę. Dziewczyna miała podartą suknię, dostrzegł też zadrapania na ramionach.
                - Zaraz przyjdzie medyk... leż spokojnie - powiedziała.
                Nie mogła sobie wybaczyć tego, że jej tu z nim nie było. Król Francis zaprosił ją na kolację, zgodziła się, bo ostatnio spędzali ze sobą trochę czasu, sądziła, że to nic takiego. Ot, takie przyjacielskie spotkanie. Jakieś było jej zdziwienie, kiedy po posiłku monarcha zaczął się do niej przystawiać. Obejmował ją, ona się odsuwała. W końcu jednak dotarła do ściany, dotknęła chłodnego kamienia plecami. Pocałował ją, a ona, machinalnie, nie myśląc o tym, uderzyła go w twarz otwartą dłonią. Potem próbowała go minąć, ale chwycił ją za ramiona. Oczywiście, ostatecznie mu uciekła, ale jej suknia była zniszczona. A sama dziewczyna chciała zobaczyć się z Bashem, opowiedzieć mu o tym. Ale znalazła go w kałuży krwi na podłodze i ta cała sytuacja z młodym władcą stała się teraz mało ważna. Kiedy zaniesiono go do medyka, była z nim. Trzymała go za rękę, kiedy opatrywano ranę, sama potem obmyła mu twarz i podała mleko makowe, aby zmniejszyć ból. Wiedziała, że z tego wyjdzie, reakcja była szybka, a zawsze najgroźniejsze było zakażenie, które mogło się wdać. Trwała przy jego łóżku cały czas. Bo teraz był dla niej najważniejszy na świecie. 


______________________________________
Wen jest we mnie silny. Bardzo :) Dlatego teraz jest takie natężenie notek. Ten rozdział mi się podoba. Bardzo. Jest taki słodko-gorzki, moim zdaniem. Mam nadzieję, że wam się podoba. Jak zwykle zachęcam do komentowania, a dla tych, którzy nie widzieli wczorajszej publikacji to zapraszam do czytania krótkiego opowiadania bonusowego. Do napisania! :D

4 komentarze:

  1. Naprawdę super i takie słodkie nie mogę się doczekać co będzie dalej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie powiedziałabym, że jest tu dużo słodyczy, widzę tu elementy goryczy, chociażby w sytuacji Aniela-Francis (tylko wspomnianej) oraz w samym porwaniu Anthony'ego, ale każdy ma prawo odbierać wszystko inaczej.

      Słuchająca w kółko jednej piosenki i przygotowująca się do akcji-przeprowadzki
      Rój Pszczół

      Usuń
  2. Rzeczywiście, bardzo fajny rozdział. Początek smutny, było mi szkoda Anieli... Nie przywykłam do "oglądania" jej w takim stanie :). Cieszę się natomiast, że siostra ją odwiedziła i pomimo tej krótkiej nagonki i pretensji, jednak starała się ją pocieszyć ^^.
    No a później w komnacie pojawił się Sebastian... Ah, on ją naprawdę kocha ^^. Jak miło mi się czytało o ich uczuciach, że są takie same. I ta determinacja, która ogarnęła Basha, by móc być z Anielą pomimo wszystko... Ten pocałunek :). Naprawdę piękna scena.

    Przyznam, że z takiego romantycznego nastroju wytrąciła mnie scena z Tonym, a bardziej w tym momencie, kiedy ich zaatakowano i zabrano Tonego... Jejku, gdzie go zabrali? :(
    Całe szczęście, że Aniela przyszła do Sebastiana, biedaczek. Jak dobrze, że jest obok niego...
    Ale, ale o czym ja czytam? Czyżby król dostawiał się do Anieli? I co teraz będzie? Zwłaszcza, że dostał od niej płaszczaka, czyli został po prostu spławiony xD. Da jej za wygraną?
    Ja jak zawsze dopatruję się jakiś kolejnych intryg i zawiłości... Jakaś walka o Anielę między Sebastianem a królem?
    No i proces Anthonego o herezję? Oby nie...

    Ale się rozpisałam i wybacz, że tak chaotycznie, ale emocje się we mnie buzują XD. To był kawał świetnego tekstu ^^.
    Życzę dalszej weny i pozdrawiam :*.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiałam się, czy to nie za szybko, ale nie miałam pomysłu za bardzo jak inaczej to rozegrać, wolałam, aby wszystko sobie wyjaśnili i resztę opowiadania oprzeć na ich dążeniu do bycia razem, wbrew wszystkiemu i wszystkim :P

      Nie może być tak bardzo słodko, bo by nas zemdliło. Dlatego też zdecydowałam się na ten atak i porwanie, ale więcej nie powiem, gdyż zamierzam improwizować (jak przez dobre 99% opowiadania xD). Zobaczymy co mi wyjdzie.

      Tak, postanowiłam ciut popsuć wizerunek Frania, a co mi tam! Milenka ma brzuszek, to szuka kolejnej (a tak na serio to poświece na opis tej sytuacji bardziej z jego perspektywy fragment w kolejnym rozdziale, na pewno to zrobię). Czy będzie jakaś walka sama nie wiem, w końcu uczucia Anieli są raczej określone, a nie chcę powtarzać serialu, gdzie Bash i Francis tłukli się (nawet dosłownie w dwóch scenach!) o Mary. Zobaczymy, po prostu lubię kłaść postaciom różne kłody pod nogi :)

      Co do procesu... zobaczę jak zakończę to porwanie i jak akcja będzie się rozwijać, to był też motyw po to, aby Bash miał kolejną zagwostkę :)

      Feelsy usprawiedliwiają wszystko <3 I dziękuję za słowa uznania, one dla mnie zawsze wiele znaczą :)

      Powoli ogarniająca rzeczy do przeprowadzki
      Rój Pszczół

      Usuń