sobota, 26 września 2015

Rozdział 10

               Catherine zazwyczaj potrafiła zachować spokój, nawet jeśli od wewnątrz wypełniała ją fala wściekłości, smutku czy innego, intensywnego uczucia, którego nie mogła uzewnętrznić przy obcych. Jednak nigdy nie była taka zła. I zawiedziona. Nawet kiedy Diana urodziła tego bękarta, który nagle stał się personą tak ważną, że chroniło go elitarne i sekretne Bractwo Lwa. Jednak ponieważ Aniela obiecała pomóc jej rozwiązać pewną delikatną sprawę, to królowa czuła się zobowiązana pomóc dziewczynie w jej tajnej misji i tym samym przyczynić się do obrony życia Sebastiana. Chociaż zaczęło ją interesować samo Bractwo i to, ilu ludzi z zamku, których mijała codziennie, mogło w nim być albo z nim współpracować. Czy ona także miała swojego obrońcę, chociaż o tym nie wiedziała? To niedorzeczne, zawsze wiedziała wszystko o wszystkich. Na dworze nikt nie kichnął bez jej wiedzy. Jednak nie znalazła śladu po członkach Bractwa, chociaż się starała takowy odnaleźć.
                Była jeszcze jedna sprawa, o której dowiedziała się nieco po czasie. To ją tak zdenerwowała tego ranka. Służąca upinała jej włosy i zdawała relację z tego, co udało się jej usłyszeć w ciągu nocy.
                - Król Francis odwiedził swego brata w pokojach medyka - powiedziała. To nie zdziwiło władczyni, mimo wszystko łączyła ich silna więź i nic nie mogła z tym zrobić. Fakt, że odwiedził rannego Basha był jak najbardziej zrozumiały. - Rozmawiali o małżeństwie...- dodała niepewnie. Ta informacja już Medyceuszkę jak najbardziej zaciekawiła. Uniosła brwi i dała jej znać, aby kontynuowała. - Król błagał go, aby ten poślubił dziewczynę imieniem Milena, pani. Mówił, że w innym przypadku wybuchnie skandal, że to jedyna szansa...  
                - Skandal? - powtórzyła królowa i gwałtownie wstała, nie przejmując się tym, że jej złociste włosy, w pewnych miejscach już przyprószone siwizną nie są do końca upięte. Spojrzała na służącą, młodą dziewczynę, chyba przechrztę żydowskiego pochodzenia, jeśli dobrze pamiętała. Musiała wiedzieć kogo wpuszcza do swojej komnaty. Podeszła do niej. -Słyszałaś coś więcej? Mówże i przestań się tak trząść, przecież nic ci nie zrobię - pracowała dla niej od niedawna i królowa nadal nieco ją przerażała. Wcześniej zajmowała się po prostu sprzątaniem korytarzy, jednak kiedy poprzednia osobista służąca Catherine wyszła za mąż i wyjechała z mężem do zamku, w którym on służył, los się do niej uśmiechnął. Wolała tą pracę. Szykowała stroje, czesała władczynię. I szpiegowała dla niej.
                - Sebastian powiedział, że doskonale wie, jaki los czeka bękarta, ale stwierdził, że po małżeństwie z lady Kenną nie chce drugiej żony z przymusu - wyrzuciła z siebie w końcu. Wiedziała, że rozgniewa to monarchinię. Ta faktycznie najpierw pobladła, a potem poczerwieniała. Nie wydusiła z siebie słowa. Była zaskoczona, w końcu zawsze wydawało jej się, że Francis kocha swoją żonę, nawet jeśli Mary już dwukrotnie go zdradziła. To, że miał kochankę może i by mu wybaczyła, ale dziecko? Czemu jej o tym nie powiedział? I co robili jej szpiedzy, że dowiaduje się o tym dopiero teraz?
                - Ubierz mnie szybko. Muszę z nim natychmiast porozmawiać - jej głos nieco drżał, nie potrafiła nad tym zapanować. Dziewczyna posłusznie wypełniła polecenie i patrzyła jak Catherine de Medici, potężna królowa matka opuszcza komnatę niczym gradowa chmura. Stukot obcasów uderzających energicznie o posadzkę odbijał się szerokim echem od zamkowych ścian.
                Praktycznie wpadła do ich komnaty. Mary spojrzała na nią zaskoczona. Cóż, zwykle ich nie odwiedzała. Chociaż nie zauważyła w pomieszczeniu chociażby śladu po synu.
                - Gdzie Francis?
                Młodziutka królowa powoli wstała z łóżka. Było widać, że płakała całą noc. Czekała na niego. A on znowu nie przyszedł. Od dawna nie przychodził. Odtrącił ją, a ona nie wiedziała do końca dlaczego. Owszem, popełniła błąd. Nie powinna mieć romansu z Conde. Jednak w porę się opamiętała i zrobiła wszystko, aby to naprawić. I na początku wydawało jej się, że wszystko między nimi jest w porządku, a potem nagle zmienił swoje zachowanie. Stał się oschły, trzymał ją na dystans. Okropnie cierpiała, bo domyśliła się, co jest tego przyczyną.
                - Nie tutaj, Catherine - powiedziała. - Ale co się stało? - podeszła do teściowej. Ciemne włosy były zaplecione w gruby warkocz, jednak kilka pojedynczych pasm uwolniło się ze splotu i okalało jej drobną, młodą twarz.
                - Ubierz się. Poczekam na ciebie. I pójdziemy do niego razem. Pospiesz się - padło polecenie. Mary była tak zaskoczona tą poranną wizytą, że nawet nie zaprotestowała. Skoro tak tu wpadła i była zdenerwowana, to sprawa musiała być nadzwyczajnie pilna. Kiedy już służące pomogły jej założyć wspaniałą suknię, rozczesano jej włosy i wpięto w nie diadem, obie poszły do prywatnych apartamentów Francisa. Ten smacznie jeszcze spał w swoim łożu z pierzyną naciągniętą na głowę. Zawsze lubił się zawijać w taki kokon. Wtedy spało mu się najlepiej i najwygodniej, zwłaszcza kiedy na zewnątrz było zimno. W lecie najczęściej sypiał odkryty albo przykryty tylko do pasa.
                Królowa wdowa nie kazała się zapowiadać. Po prostu weszła, energicznie otwierając drzwi. Te uderzyły z hukiem o stojącą za nimi komodę. Chłopak podskoczył i spadł z łóżka na podłogę. Wyplątał się z kołdry i wstał. Miał na sobie koszulę nocną. Patrzył na nie zdziwiony.
                - Mamo... Mary... co wy tu robicie? - spytał. Catherine podeszła i bez słowa uderzyła go w twarz. Nigdy czegoś takiego nie zrobiła.
                Pogubił się w swoich uczuciach. Kiedyś kochał żoną, pragnął jej szczęścia i cierpiał kiedy ta najpierw zakochała się w jego starszym bracie, a potem w kuzynie. Znienawidził ją za to, chociaż nadal, co było irracjonalne, nie chciał jej krzywdzić. Odsunął się od niej. Wykorzystała to Milena. Przeżył bardzo silną fascynację tą młodą, piękną dwórką jego matki. Naprawdę chciał z nią uciec, poślubić ją, żyć z dala od tego wszystkiego. Życie na dworze i rządzenie niezwykle go męczyło, marzył o ustatkowaniu, o jakimś poczuciu bezpieczeństwa i stabilności. Wizje rozsnuwane wokół niego przez tą dziewczynę naprawdę do niego przemawiały, trafiały w głębokie skrywane marzenia. Jednak nie był pewny, czy ona odwzajemnia jego uczucia. Może to wszystko robiła dla korzyści, jakie jej to przyniosło? Drogie podarki, wpływy?
                A potem pojawiła się Aniela. Początkowo nie zwracał na niej większej uwagi. Poskąpiono jej urody, była dziwna. Później dowiedział się kim naprawdę jest i zaczął się nią naprawdę interesować. Początkowo tylko uczyła go lepiej strzelać, jej uwagi były fachowe i faktycznie mu pomogły w doskonaleniu tej umiejętności. Była taka... niezwykła. Inna niż wszystkie kobiety, jakie dotąd poznał. Sam nie wiedział, co mu wtedy odbiło po tej ich wspólnej kolacji. Czemu chciał za wszelką cenę ją pocałować? Jej reakcja również była odmienna od tego, co zrobiłaby każda inna dziewczyna. Uderzyła go. Podniosła rękę na władcę kraju, którego była gościem. Ale jednak on nie mógł czuć do niej urazy. Miała prawo się wystraszyć. W dodatku widział, jak ona patrzy na Sebastiana, a on na nią. Nie chciał tego niszczyć, nie miało to szans powodzenia.
                - Co to ma znaczyć? - spytał. Czuł gniew. Nie powinna go bić. W dodatku w obecności jego małżonki. Co ona sobie myślała?! Oczywiście, była jego matką, miało prawo do wielu rzeczy, jednak tym razem uważał, że przesadziła. Uniósł dłoń do policzka, na którym już pojawiło się zaczerwienienie.
                Mary stała nadal przy drzwiach, całkowicie oszołomiona ta sytuacją. Nie rozumiała, co się działo. Co mogło aż tak rozzłościć Catherine, że ta się zachowuje? Ta kobieta zwykle sprawiała pozory osoby pozbawionej wszelkich ludzkich odruchów czy uczuć. Cokolwiek wyprowadziło ją z równowagi, musiało być śmiertelnie poważną sprawą. Zaczynała się denerwować, co to mogło być, a w jej głowie pojawiały się coraz to czarniejsze scenariusze.
                - Ja naprawdę wiele mogę zrozumieć, Francis - powiedziała. - Jednak kochanka i bękart w drodze? Kolejny? Gdzie ty masz głowę? Rozumiem, że z lady Lolą to był jednorazowy incydent, jednak tutaj chyba jest dłuższy romans, prawda? Zamierzałeś mi o tym kiedykolwiek powiedzieć? Ta dziewczyna musi stąd zniknąć. Znajdę jej męża i ją odeśle.
                - Ale...- chciał jej przerwać. Traktowała go jak dziecko. Nie mogła mu rozkazywać, to on nosił koronę. Zerknął na swoją małżonkę. Widział łzy w jej brązowych oczach.
                - Nie ma żadnego ,,ale"! Milena wyjedzie w ciągu tygodnia. Nigdy więcej jej nie zobaczysz. A jeszcze jedna taka sytuacja, a osobiście się postaram, aby królem został Bash! Ten bękart Diany ma więcej oleju w głowie niż ty! - nie pozwoliła mu odpowiedzieć. Odwróciła się na pięcie i wyszła, zostawiając ich samych.
                Nie chciał, aby żadna z nich się o tym dowiedziała. Zwłaszcza Mary. Podszedł do niej. Łzy spływały po jej twarzy. Chciał je obetrzeć, ale odsunęła się szybko i spojrzała na niego z nienawiścią w oczach.             
                - Nie dotykaj mnie nawet. Nie chcę cię znać. Od tej pory nasze małżeństwo to jedynie fikcja i gra przed poddanymi. Nic więcej.
                - Pozwól mi wytłumaczyć... proszę cię. Nie róbcie ze mnie potwora - udało mu się chwycić ją za rękę. - Poza tym, to doszedłem do ciekawego wniosku, Mary. I mogę unieważnić twój ślub i odesłać cię do Szkocji, jeśli będę tego chciał.
                Dziewczyna zamrugała, zaskoczona jego słowami. Nie rozumiała co się wokół niej w ogóle dzieje, to wszystko było jak sen. Nocny koszmar, z którego nie mogła się wybudzić. Gdyby nie fakt, że trzymał jej dłonie, zaczęłaby się szczypać.
                - O czym ty mówisz, Francis? - spytała w końcu. Uśmiechnął się nieco wrednie. Widziała okrucieństwo w jego twarzy. Gdzie podział się jej ukochany? Jej dobry, wspaniały mąż, który chciał wraz z nią u boku zmienić świat? Uczynić go bardziej sprawiedliwym? Patrzyła na niego, próbując znaleźć tamtego Francisa, księcia, którego pokochała. Musiał gdzieś tam jeszcze być.
                - Jesteś jałowa - jego słowa były bezlitosne. - Skoro obie moje kochanki dadzą mi dzieci, a ty nie, to znaczy, że mogę płodzić potomstwo i to przez ciebie mimo małżeństwa trwającego taki czas nadal nie mamy dziedzica.
                Miała ochotę go uderzyć, ale umocnił uścisk, przewidując to. Zaczęła się szarpać i w końcu się uwolniła. Rozmasowała obolałe ręce, a potem spojrzała na niego. Wyprostowała się dumnie.
                - Jeśli się nie mylę, to kiedy dochodzi do niepokalanego poczęcia na niebie pojawia się gwiazda, a ze wschodu przybywają mędrcy - odparła. - Jak niby miałabym zajść w ciążę, skoro nie chodzisz do naszej małżeńskiej komnaty, tylko sypiasz z dwórkami, co?  - przelała w tą wypowiedź całą swoją złość. Patrzyła na niego wściekła, gotowa się na niego rzucić, bić go i drapać, aż nie opadnie w sił. Furia roznosiła ją od środka, chyba nigdy nie czuła się tak rozzłoszczona, zdruzgotana i upokorzona jak w tej chwili.
                Był nieco wyższy, więc patrzył na nią z góry. Nie spodziewał się po niej tak odważnej odpowiedzi. Zaimponowało mu to. Niewiele myśląc... pocałował ją.
                Na początku naprawdę chciała go odepchnąć. Uderzyć i wyjść. Jednak tak bardzo za nim tęskniła i chociaż ją zranił, nadal go kochała. Oddała pocałunek, chociaż miał on słony smak jej łez.
                - Co ty robisz? - spytała. Francis bez chwili namysłu po prostu wziął ją na ręce. Była tak zaskoczona, że nie protestowała.
                - Naprawiam mój błąd, Mary - padła odpowiedź.

***

                Jego stan się poprawiał, chociaż psychicznie nie czuł się najlepiej. Tony został porwany, a on nie zdołał temu zapobiec. Nie mógł go obronić i czuł, że zawiódł tego chłopca. Jednak tamtych było zbyt wielu, nie miał szans w tym starciu. Jednak wyrzuty sumienia nie dawały mu spokoju. Kiedy zamykał oczy, widział, jak go wynoszą, dostrzegał przerażenie na jego twarzy podczas walki. Mógł kazać mu uciekać. Kiedy Aniela go broniła, zawsze najpierw zajmowała się jego bezpieczeństwem, a potem dopiero walką.
                Tyle, że ona była do tego szkolona. Wiedziała, co robić. On nie miał o tym pojęcia. Owszem, umiał walczyć. W obronie własnej, ewentualnie na wojnie. Ale nie tak jak ona. Zazdrościł jej tych umiejętności i chociaż nie chciał, to miał do niej sporo żalu. Powinna tam być, bronić ich. Gdzie była tego wieczoru? Pamiętał, że kiedy tam przyszła, wyglądała, jakby z kimś się szarpała i była przerażona. Wątpił, aby było to spowodowane jego ranami, na pewno oglądała o wiele poważniejsze obrażenia. Ciekawiło go, jak wyglądało szkolenie w Bractwie. Kiedyś ją o to zapyta. Na pewno. O ile będzie mogła mu to powiedzieć. Nie był pewny, czy to nie są już zbyt sekretne informacje, aby je komuś wyjawiać. To były sprawy Bractwa.
                Nie zauważył nawet, kiedy weszła. Usiadła obok jego łóżka i chwyciła go za rękę. Był wieczór, medyk podał mu ostatnią dawkę leków na dziś i zostawił go samego. Zapewne skorzystała z tajemnego przejścia, nie było osoby, która lepiej znałaby siec tych sekretnych korytarzy niż ona. Potrafiła błyskawicznie przemieszczać się po zamku, a co najważniejsze, niezauważona. Miała na sobie gruby płaszcz, wełnianą tunikę i spodnie. Przy pasie miała swoje dwa miecze, a na plecach kołczan ze strzałami i łukiem. Ciekawiło go, jak walczy tymi swoimi dwoma, krótkimi ostrzami. Nie wiedział jej jeszcze w akcji z użyciem tej broni. Zazwyczaj atakowała sztyletami. Albo tym, co miała akurat pod ręką.
                Zdjęła z głowy kaptur. Miała potargane włosy, widział w nich kawałki gałęzi, a na twarzy dostrzegł pojedyncze zaczerwienia. Jakby przedzierała się przez zarośla.
                - Znalazłam trop, Bash. Znajdę Anthony'ego, obiecuję ci to. Wygląda na to, że to nie byli ci sami ludzie, którzy chcą cię zabić - powiedziała.
                - To dobrze, czy źle? - spytał. Nadal był osłabiony, jednak temperatura wróciła do normalności i jego życiu na pewno nic nie zagrażało. Wymagał jednak opieki, którą mu zapewniono.
                - Nie wiem, BB. Trudno to określić. To Poganie. Nie wiem dlaczego zabrali twojego brata, skoro to jeden z nich...- wzruszyła ramionami. - Ale się dowiem... w ogóle słyszałeś o porannej awanturze? Królowe dowiedziały się o Milenie - uśmiechnęła się szeroko. Z nieznanej mu przyczyny od kilku dni Aniela nie kryła się ze swoją niechęcią do jego młodszego brata. Nie rozumiał tego, ale nie chciał pytać o powód zmiany jej nastawienie względem niego z neutralnego na wrogi.
                - Biedna Mary - westchnął. Nawet nie chciał sobie wyobrażać, jak jego bratowa musiała się poczuć, kiedy dowiedziała się o zdradzie jej męża. To musiał być druzgocący cios. - I co z Mileną? Catherine coś postanowiła?
                - Nie wiem... pewnie znajdzie jej męża i ją odeśle - powiedziała i wstała. W tym samym momencie do komnaty wszedł Francis. Zmarszczył brwi, widząc ją tutaj.
                - Ciekawe, gdzie byłaś, kiedy ich zaatakowano - prychnął kpiąco. Zamrugała zaskoczona.
                - Słucham? - spytała zaskoczona. Doskonale wiedział, gdzie była. Z nim. W jego komnacie. Jadła z nim kolację, a on potem próbował ją pocałować.
                - Jakim cudem tolerujesz jej obecność? To wszystko przez nią - nie wiedział czemu nagle całą gorycz i złość z dzisiejszego dnia postanowił przelać na nich. Zniszczyć ich związek, tak jak zniszczono relację jego i Mileny. Nie wiedział dlaczego, ale nagle widok ich razem, takich szczęśliwych i zakochanych, działał na niego drażniąco.
                - Kiedy ją widzę, czuję się lepiej. Kiedy jednak widzę dzisiaj ciebie, czuję się dużo gorzej - powiedział Sebastian spokojnie. - Rozumiem, że ta sytuacja nie jest dla ciebie łatwa. Możemy o tym porozmawiać. Jednak ten atak nie był winą Anieli. I nie życzę sobie, abyś tak mówił i ją obrażał.
                - Jestem królem! Czemu nikt tego nie dostrzega?! Wszyscy mnie dzisiaj poniżają i obrażają!
                - Może zasłużyłeś? - powiedziała Aniela i podeszła do niego. Spojrzała mu w oczy.  Była odważna, musiał to przyznać. Obserwował ją, jak tak staje przed jego bratem, monarchą, urażonym, młodym mężczyzną. - Korona to tylko ładna ozdóbka, Francis. Jednak łatwo można ją zdjąć z twojej główki. I cię jej pozbawić na zawsze. Nie będę cię oceniać, bo miłość jest kapryśna. Jednak źle to rozegrałeś i jeśli chcesz mieć do kogokolwiek pretensje, to tylko i wyłącznie do samego siebie. To ty popełniłeś błąd i ty jesteś ten zły. Więc musisz to naprawić albo się zrehabilitować. Robienie sobie kolejnych wrogów wśród życzliwych ci osób nie jest zbyt rozsądne. Musisz się uspokoić i przemyśleć to wszystko. Zdecyduj czego chcesz. Bądźże facetem, a nie rozchwianym emocjonalnym dzieciakiem. Jeśli chcesz mnie teraz aresztować i zamknąć w lochach, śmiało. Zrób to. Jednak myślę, że mimo tego, że pomniejszyłam twoje ego i zdeptałam twoją męską dumę, przyznasz mi rację - wróciła na krzesło przy łóżku rannego ukochanego.
                Patrzył na nią z podziwem. Właśnie powiedziała Francisowi to, co każdy myślał, ale bał się wypowiedzieć. Ona to zrobiła. Nie bała się. Imponowało mu to i sprawiło, że jeszcze bardziej się w niej zakochał.
                - Przepraszam...- westchnął blondyn, a potem wyszedł. Spojrzała na zamykające się drzwi, a potem jej wzrok znowu skoncentrował się na Sebastianie.
                - Jesteś strasznie odważna, ale nie wiem, czy w tym przypadku tez nie strasznie głupia - powiedział szczerze. Roześmiała się tylko.
                - Postawiłam wszystko na jedną kartę, ale naprawdę uważam, że powinien wziąć się w garść - pocałowała go w czoło. - Idę do siebie, a ty odpoczywaj. Postaram się zdobyć jak najwięcej informacji na temat porywaczy Tony'ego, zanim przystąpię do odbicia go. Muszę wiedzieć, z kim się mierzę.
                -Oczywiście - uśmiechnął się lekko. - Chciałbym ci pomóc, ale sama rozumiesz...
                Znowu się zaśmiała. Zawsze przebywanie z nim poprawiało jej humor. Sama nie wiedziała dlaczego. Mogła mieć fatalny humor, a jednak wystarczyło kilka minut w jego towarzystwie, aby znowu zaczęła się uśmiechać.
                - Jeśli jutro nie przyjdę, to znaczy, że jestem w lochach i czekam na egzekucję za obrazę Jego Królewskiej Mości - pocałowała go czule. Lubiła to robić. Zawsze kiedy go odwiedzała, całowali się na pożegnanie. To było już normalne. Początkowo nie była pewna, czy to wypada, ale skoro nie posuwali się do niczego więcej (nawet kiedy wyzdrowieje, dopilnuje, aby nic takiego się nie wydarzyło) to było chyba w porządku. - Dobranoc, Bash - dodała jeszcze, a potem zniknęła w ciemnym korytarzu. 


_____________________________________

Przepraszam wszystkie fanki Francisa, że robię z niego takiego furiata, ale wydaje mi się, że w jego sytuacji każdy byłby nieco nerwowy i nie postępowałby racjonalnie. W kolejnych rozdziałach na pewno postaram się, aby wrócił dawny Francis, którego wszyscy kochają. Od wtorku chodzę na zajęcia, więc pewnie ograniczę publikację do jednej w tygodniu, albo nawet jeszcze rzadziej będę pisać, trudno mi określić, ale w tygodniu raczej na sto procent nie dam rady już nic pisać :(
Do napisania! :D

8 komentarzy:

  1. MARY I FRANIO TAK BARDZO!
    Oj, oj, tak bardzo podobała mi się ta scena, że po prostu nie mogę! Moja naj jak do tej pory. Była tak bardzo awwwwww, że aż mi słów brakuje i jestem zakochana, a przy tym wszystkim to było po prostu takie... prawdziwe. Jak to w małżeństwie - nie układa się, jest źle, pojawiają się osoby trzecie, wszystko się wali, ale oni i tak się kochają i świata poza sobą nie widzą.
    Moja dusza romantyczki rozpływa się nad tą sceną i jest zadowolona <3

    No cóż, niestety, ta scena przyćmiła tą drugą, przynajmniej w moim odczuciu. BO MARY I FRANIO. Ale Bash i Aniela też są uroczy. Chyba nawet za bardzo jak na nich, ale tak to już bywa na początku związków. Czekam na pierwszy kryzys ^^

    Twoja kochana i cudowna
    Strażniczka Przecinków
    NOX

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiedziałam, że jesteś taką shipperką Frary xD

      A moim zdaniem ta scena była średnia i strasznie się męczyłam, aby dobrnąć do końca. Chyba mamy skrajnie różne gusty i inaczej oceniamy sceny. Cóż, bywa.

      Bash i Aniela są uroczy, bo on jest uroczy, ona tez, na swój sposób...ale na pewno będzie jakiś kryzys w tym związku. Już się nie mogę doczekać pierwszego spotkania Anielci i Kenny xD Na pewno kiedyś do niego dojdzie. I będzie zabawnie ^^

      podjrana jutrzejszym jaraniem się Dylanem O'Brienem w kinie
      Rój Pszczół

      Usuń
  2. No, no, jestem pełna podziwu. Czyżbyś zapałała nagłą namiętnością do Mary? Przedstawiłaś ją w wyjątkowo korzystnym, jak dla mnie, świetle. Bardzo spodobała mi się riposta o niepokalanym poczęciu.
    No i CATHERINE!!! Tak, uwielbiam ją. Jest moją mentorką. Możesz być królem całej Francji i Szkocji jednocześnie, ale jak mamusia każe odesłać kochankę, to ją odsyłasz. I koniec dyskusji. Cudowna scena, świetnie się w nią wczułaś.
    Zastanawia mnie też, co to Frankowi się odkręca na temat Anieli. W życiu się nie zgodzę na zniszczenie tego, co ma Bash i ona. Bashniela 4 ever!
    pozdrawiam Cię,
    candlestick z buzzingblood.blogspot.com i crownsjewel.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie lubię nadal tej postaci, jednak staram się przedstawiać postaci i relacje między nimi jak najbardziej realistycznie. Kreuję Basha i Francisa nieco na zasadzie przeciwieństw - jeden ma jasno ukierunkowane uczucia, drugi się w nich gubi i sam nie wie, czego chce. A tekst o niepokalanym poczęciu znam z kilku seriali czy filmów i mi się bardzo podobał, więc skoro pasował do sytuacji, to postanowiłam go włożyć w usta Mary.

      Uwielbiam ją! Po prostu ta scena mi tak idealnie leżała, to zachowanie przypominało mi to serialowe idealnie. A Franek, moim zdaniem, jest synalkiem mamusi. Pasuje mi to do charakteru tej postaci i bez względu na to, jak potraktował Catherine w Reign u mnie liczy się z jej opinią. Więc skoro mamusia każe, to synek robi i tyle.

      Tak jak pisałam wcześniej - o ile Bash kocha jedną kobietą i wie o tym, o tyle Francis nie jest w stanie do końca wybrać miedzy Mary, Mileną, a Anielą, bo u każdej podoba mu się coś innego. Jednak ponieważ autorka także jest shipperką Bashnieli, to na pewno ship Franiela długo nie będzie istniał :P

      W cudownym nastroju po obejrzeniu Prób Ognia i wieczorze spędzonym przy winie z przyjaciółmi
      Rój Pszczół

      Usuń
  3. Było kilka fajnych momentów np Catherina znów rządzi co często jest zabawne i bashniela to mój kolejny OTP niemoge sie doczekac aż akcja przyspieszy , ciekawa jestem jak będzie mi sie oglądało 3sez bez Anieli

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? To będzie mega dziwne, jak nie będzie Bashnieli. W ogóle ciekawi mnie jak 3 sezon wpłynie na Inną Bitwę , bo opowiadanie w większości piszę improwizując, nie mam dopracowanej każdej jednej sceny, tylko tworzę na bieżąco. Więc sądzę, że kanon silnie może oddziaływać na dalsza akcję, chociaż zakńczenie mam akurat dopracowane i go raczej nie zmienię. A Catherine w tym rozdziale po prostu wymiatała <3

      Studentka, która powinna już spać, bo jutro ma do załatwienia masę spraw
      Rój Pszczół

      Usuń
  4. Fajnie tak przeczytać rozdział u Ciebie na dobranoc :).
    Owszem przyznam, że Francis nieco pograł mi na nerwach, aczkolwiek starałam się, by nie wytrącił mnie z równowagi xD. Uf, jakoś mi się udało, bo lubię jego postać tak czy siak :). Nie spodziewałam się tego pocałunku, którym uraczył Mary, mimo wszystko ta scena zrobiła na mnie duże wrażenie. Ah, nie ma to jak natychmiastowy wybuch namiętności xD.
    Cieszę się, że Bash już dochodzi do siebie, przykro mi się tylko czyta o tym, że ma takie wyrzuty sumienia... Biedaczek, co mógł zrobić? Nie udało mu się obronić brata. Ale Aniela go znajdzie. Znajdzie go, prawda? XD Musi ^^.
    Poza tym, nasza Aniela nieźle wygarnęła królowi. Za takie słowa mogłaby ją czekać sroga kara, jednak spodziewam się, że nic takiego nie nastąpi... W rzeczywistości pewnie już siedziałaby w lochach za obrazę majestatu... cóż ^^.
    Dobry Franciszku wracaj!
    Czekam na poprawę jego humoru w przyszłym rozdziale... :) No i na więcej szczegółów w sprawie Mileny :)...

    Życzę dużo weny i pozdrawiam ciepło :*.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się, aby Francis był prawdziwy - młody, przystojny, ze sporą władzą, ma prawo popełniać błędy, gubić się we własnych uczuciach i próbować wszystkiego w życiu. Nie chce tez robić z niego jakiegoś kobieciarze, czy kogoś w tym rodzaju. Po prostu to postać u mnie bardziej złożona i mam nadzieję, ze w kolejnych rozdziałach lepiej rozpracuję jego psychikę.
      Myślę, że Antoś pojawi się dopiero w rozdziale 12, ale zobaczymy. Jednak jeszcze nie wykorzystałam potencjału tej postaci, więc nie zamierzam go na razie zabijać i trwale okaleczać, to powinno wam wystarczyć na chwilę obecną :P
      Tu kłania się znowu moja próba rozpracowania psychiki Frania i nadania tej postacji realizmu - zamurowało go. Totalnie nie spodziewał się, że ktokolwiek ośmieli się na takie słowa, w jego obecności. Ba! Patrząc mu prosto w oczy. Tak samo jak Aniela dwa rozdziały temu - znalazł się w całkowicie nowej sytuacji i zareagował na nią w sposób nieprzewidywalny, bo nie zawsze wiemy, jak dane wydarzenie na nas zadziała.

      Dziewczyna od ostatniego palącego się w bloku światła w oknie
      Rój Pszczół

      Usuń