czwartek, 13 sierpnia 2015

Rozdział 3

               Wydawało mu się, że to był sen. Obudził się w swoim łóżku trawiony gorączką. Majaczył. Wydawało mu się, że widzi Kennę. Siedziała obok niego i głaskała go po ręce, uśmiechając się, chociaż widział, że się martwi. Jej troska była widoczna w oczach, w lekko zmarszczonych brwiach, w mocno zaciśniętych zębach...
                Sebastianie...
                Tym razem była to Mary. Miała na głowie złoty diament z drogimi kamieniami. Jej długie, ciemne włosy łaskotały go, kiedy się nad nim pochylała. Czuł słodki zapach jej perfum. Brakowało mu tej woni, nawet nie wiedział jak bardzo, dopóki znowu tego nie poczuł. Uśmiechała się do niego lekko i pogłaskała go delikatnie po policzku.
                Bash...
                Aniela marszczyła brwi, przyglądając się mu. Na głowie miała kaptur. Zielone oczy, jak teraz zauważył, nie były do końca zielone. Owszem, duża część tęczówki miała ten kolor, ale przy samej źrenicy dostrzegł brązową otoczkę, która przechodziła w żółty. Podobały mu się te oczy. Były takie...nietypowe. Ona cała nie przypominała żadnej innej kobiety, którą kiedykolwiek spotkał. Czuł się przy niej dziwnie, teraz, kiedy widywał się z nią częściej. Strzelała z łuku lepiej niż on. Nawet Francis nie miał tak dobrego oka. To trochę raniło jego męską dumę...
                Bash, do cholery!
                Otworzył nagle oczy. Dostrzegł nad sobą zatroskane oblicze brata. Blondyn przyłożył mu do czoła kawałek płótna zamoczony w zimnej wodzie. Wyglądał na naprawdę zdenerwowanego i zatroskanego. To w końcu była niewielka rana. Ale chyba ostrze, którym nią zadano, było zatrute. Wdało się okropne zakażenie, z którym walczyli medycy. Nie chciano w końcu amputować mu tej nogi, więc robiono wszystko, aby trucizna opuściła ciało młodego mężczyzny. Dlatego ten już drugi tydzień gorączkował.
                - Za każdym razem kiedy coś do ciebie mówię, a ty przestajesz reagować, panikuję, że cię stracę - powiedział młody król, jakby usprawiedliwiając się przed nim. Ten tylko niepewnie ruszył głową. - Jesteś głodny? - spytał.
                - Dlaczego się o mnie tak martwisz? Nie masz ważniejszych rzeczy na głowie? - spytał. Ostatnio nie był zbyt miły. Zmęczony i wiecznie podirytowany przesypiał większość doby. Męczyła go walka z tą raną i wszyscy starali się akceptować jego humorki.
                - Jesteś członkiem mojej rodziny. To chyba normalne, że się tobą zajmuję. Zwłaszcza, że nie masz nikogo innego - nie chciał być niegrzeczny, ale sam nie czuł się najlepiej i złośliwość brata mu się udzielała.
                - Mam matkę...- wymamrotał cicho. Francis zagryzł lekko wargę. Robił tak od zawsze, kiedy tylko się denerwował. Niedawno wyłowiono z rzeki ciało Diany de Poitiers. Kiedy Sebastian walczył z trucizną, pochowano kobietę w ich rodzinnym grobowcu. Ciągle odkładał na później chwilę, kiedy mu to powie. Powtarzał sobie, że taka wiadomość go załamie, że straci chęć do życia... Był egoistą. Bo nie chciał tracić brata, którego, mimo wszystko, kochał. I potrzebował.
                - Bash... Diana tu nie przyjedzie... - zaczął niepewnie. Poczuł na sobie zdziwione spojrzenie niesamowicie niebieskich oczu królewskiego bękarta. Nigdy nie spotkał drugiej osoby o takiej barwie tęczówek.
                - Jak to? Niby dlaczego? - zapytał się niepewnie. Potem odwrócił wzrok. Domyślił się, co się stało. Catherine musiała dowiedzieć się, kto tak naprawdę zabił bliźniaczki. I sama wymierzyła sprawiedliwość. Pomimo tego, że sam potępiał uczynek swojej matki... to nadal była to jedyna osoba, którą miał. Poczuł, że jest sam na tym świecie. Francis miał zbyt wiele zmartwień. Był królem. Ciężko chorym.
                Chwycił go mocno za rękę. Musiał mu powiedzieć. Chociaż widział, że ten się już domyślił prawdy.
                - Jej ciało znaleziono w rzece... już jest po pogrzebie. Nie chciano z tym czekać aż wyzdrowiejesz... i naprawdę mi strasznie przykro, Bash - mówił to spokojnym głosem, obserwując jednak starszego brata. Wiedział, że ten miał silną więź z matką. W sumie, sam kochał swoją i nie wyobrażał sobie nawet, jak źle musi być teraz Sebastianowi. Chociaż, gdyby sam został osierocony przez rodziców, to nadal miałby żonę. I synka.
                Bash nie odzywał się. Mrugał, aby odpędzić łzy, chociaż wiedział, że brat go zrozumie. Mimo tego uważał, że nie powinien płakać. Jest na to zbyt dojrzały i...
                Walić to... stracił matkę. Poza Francisem nie miał już nikogo. Kennę sam odesłał, Mary była mężatką...
                Nadchodziły naprawdę ciężkie dni.

***

                Siedziała przy toaletce i różowiła policzki. Odprawiła służki, bo i tak żadna nie potrafiła jej dobrze pomalować. A publika przy robieniu kresek na powiekach nie była jej potrzebna. Kiedy skończyła, odłożyła pędzel na blat i wstała. Podeszła do większego lustra, takiego, w którym mogła oglądać całą swoją sylwetkę. Spojrzała na swoje odbicie i uśmiechnęła się lekko.
                Miała na imię Milena. Pochodziła z Polski, na dwór francuski przybyła kilka lat temu wraz z ojcem, który dostąpił zaszczytu bycia ambasadorem króla Zygmunta Augusta. Początkowo była dwórką starszej siostry obecnego monarchy, księżniczki Elisabeth. Po jej ślubie jednak została dwórką królowej matki. Na jej szczęście, Catherine de Medici niespecjalnie lubiła przebywać w towarzystwie dziewcząt, których paplanie o sukniach nie szczególnie ją interesowało. Więc oficjalnie pełniła tą funkcję, a nieoficjalnie całe dnie mogła robić, co jej się podobało.
                Przyglądała się obrazowi w lustrze. Widziała w nim niewysoką, acz szczupłą dziewczynę, której długie, ciemne włosy opadały falami na ramiona i plecy, sięgając jej pasa. Twarz miała kształt serca,  skóra była blada i aksamitnie miękka, pozbawiona wszelkich niedoskonałości. Dzięki Bogu, ospa, którą przeszłą w dzieciństwie, nie zostawiła na jej obliczu żadnych blizn. Chociaż to była zasługa ich medyka i jego cudownych maści, które łagodziły swędzenie i sprawiły, że dziewczynka nie drapała się. Oczy miała duże, błękitne, rzęsy gęste i podkręcone, usta różane i pełne. Jedynym jej mankamentem, w jej własnej opinii, były piegi. Nienawidziła ich i próbowała je za wszelką cenę ukryć pod grubą warstwą pudru. Nie zawsze jej się jednak to udawało. Ubrana była w cudowną, fioletowo-złotą suknię, której gorset podkreślał figurę dziewczyny. Wiedziała, że jest piękna i podoba się mężczyznom, ale jej zależało tylko na tym, aby jeden zwrócił na nią uwagę. I od niedawna zaczął się nią interesować.
                Teraz właśnie była z nim umówiona. Spóźniła się już sporo czasu, ale wiedziała, że poczeka. Zawsze czekał. To było takie urocze, że nie potrafił się na nią złościć. Podeszła do ogromnego obrazu, wiszącego na ścianie. Przedstawiał on Dzień Sądu Ostatecznego. Lubiła go. Dostała go od królowej matki, która została nim z kolei obdarowana przez własnego krewnego. Płotno było autorstwem włoskiego malarza, który w mistrzowski sposób naniósł nań wiele detali. Catherine stwierdziła, że obraz jest jednak zbyt kiczowaty i przerażający, aby zawisł w jej komnatach, więc oddała go Milenie.
                Weszła do ukrytego korytarza. Jej obcasy stukały nieco w kamienną posadzkę. Nie zabrała świecy. Znała tę drogę na pamięć, a nie była ona długa. W końcu weszła do komnaty, która od lat stała opuszczona. Znajdowała się też w zachodnim skrzydle, z którego rodzina królewska już tak nie korzystała, jak niegdyś. Były tu pokoje bliźniaczek oraz innych członków rodu de Valois, którzy nie byli już wśród żywych albo wyjechali z zamku. Nikt nie rozumiał, dlaczego żona poprzedniego króla nie pozwalała na to, aby te pokoje uprzątnąć i oddać innym do użytku. Ale w sumie ich to nie martwiło, bo dawne pokoje były dobrym miejscem na tajemne schadzki...
                - Znów się spóźniłaś. Słowo daję, na urodziny kupię ci zegarek - powiedział. Stał tyłem do niej, a przodem do kominka. Miał na sobie czarne bryczesy, ciemne spodnie, czerwoną kamizelkę i białą koszulę. Lubiła go w czerwonym. To był jego kolor. Odwrócił się i spojrzał na nią. Uśmiechnął się szeroko. - Wystroiłaś się tak dla mnie? Zatem warto było tyle czekać... - roześmiał się.  
                Posłała mu szeroki uśmiech i podeszła do niego. Ich romans zaczął się niedawno. Kiedy Mary go od siebie odsunęła, a potem zaczęła spotykać się z Louisem Conde, był bardzo nieszczęśliwy. Potrzebował pocieszenia, a ona wyczuła w tym swoją szansę. Była młoda i ambitna. Wiedziała, po przykładzie Diany de Poitiers, że bycie królewską faworytą przynosi wiele korzyści. A poza tym, zawsze jej się podobał młody Delfin. Chyba ślepej by się nie spodobał...
                Pocałowała go czule. Zawsze zastawiała się, czy Catherine wie. Ta kobieta wiedziała wszystko o wszystkich. Ale skoro tak... to czemu nie odesłała dziewczyny? I nadal martwiła się o syna?
                - Wyglądasz za dobrze - powiedziała i wydęła usteczka niczym obrażone dziecko. Parsknął śmiechem.
                - Przepraszam. Obetnę włosy i oszpecę twarz. Wtedy będziesz zadowolona? - lubił się z nią droczyć. Kiedy się złościła, przestawała panować nad mimiką twarzy. Czasami nawet podskakiwała. To było takie urocze i słodkie.
                - Francis, wiesz o co mi chodzi. Oni naprawdę mają wierzyć, że jesteś śmiertelnie chory. A tu proszę... wyglądasz na zdrowego!
                - Mil... - westchnął. Tylko on tak do niej mówił. - Staram się. Podczas balu sylwestrowego byłem przeziębiony, więc Mary się o mnie martwiła. Nie lubię intryg, oszukuję wszystkich dla ciebie. Mogłabyś zacząć to doceniać, że chcę zrezygnować ze wszystkiego, co mam w imię uczuć - powiedział. - Czasami sam się w tym wszystkim gubię... a te zioła, które dla mnie zdobywasz sprawiają, że naprawdę źle się czuję - dodał.
                Spojrzała na niego i zmarszczyła brwi.
                - Doceniam to wszystko. Ale sam się zgodziłeś. To jest nasz plan. Nie zrzucaj teraz wszystkiego na mnie. Mnie zadowoliłaby pozycja twojej faworyty.
                - Matka nie zgodziłaby się na to, dobrze wiesz, jak Diana działała jej zawsze na nerwy, a poza tym jest jeszcze Mary...
                - Która najpierw chciała żenić się z twoim bękarcim bratem, a potem po gwałcie odsunęła cię od siebie, aby wpaść w ramiona twojego kuzyna. Po prostu żona tysiąclecia - prychnęła, a on mimowolnie się roześmiał. Wiedział, że Milena jest zazdrosna o jego królową. Podobało mu się to.
                - Przestań się złościć... masz kolejną porcję ziół? - dziewczyna kupowała od starej zielarki specjalne zioła, które przyjmowane przez dłuższy czas sprawiały, że zapadało się w sen podobny do śmierci na kilka tygodni. Wymyślili sobie, że jeśli Francis,,umrze", to będą mogli spokojnie uciec, zmienić swoje imiona i żyć ze sobą aż do końca ich dni. Nikt nie będzie ich gonił i szukał. Ich oszustwo nigdy nie wyjdzie na jaw, bo kto by otwierał trumnę w grobowcu?
                - Mam... - podała mu je. Pogłaskała go po policzku. - Nawet nie wiesz. jak bardzo cię kocham... - wyszeptała i pocałowała go czule. On objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie.
                Nie mieli wielu okazji do spotkań sam na sam. Zazwyczaj widywali się, kiedy skończył mu się zapas ziół. Poza tym pokojem nie okazywali sobie czułości, nie chcieli, aby ktokolwiek zaczął coś podejrzewać.

***

                - Zabiję go - wymamrotał Bash, kiedy wraz z Anielą wracali korytarzem do komnat Zastępcy Króla. - Doprawdy, co on sobie myśli?! - gorączkował się, jeszcze kiedy wrócili do jego komnat. Dziewczyna westchnęła.
                - Zakochał się... ty też dla Mary byłeś gotowy na wszystko, prawda? - spytała, siadając wygodnie w fotelu. Wiedziała o planie Francisa od jakiegoś czasu, postanowiła podzielić się tą wiedzą z Sebastianem. - I ochłoń, BB. Dobrze ci radzę...  Na razie udawaj, że nie masz o tym pojęcia.
                - Łatwo ci mówić - burknął i nalał sobie wina do pucharu. - Poza tym, nie porównuj nas. Ja nie chciałem oszukać całego kraju i swojej rodziny, że umieram - napił się. Gdyby wiedziała, że aż tak się zdenerwuje, nie pokazałaby mu tego. Westchnęła.
                -  Nie znasz mnie, Bash. Więc mnie nie oceniaj - powiedziała i wstała. - Na mnie już czas... jutro mój wielki dzień.
                Uniósł zdziwiony do góry jedną brew i odstawił kielich.
                - Wychodzisz za mąż? - spytał zaskoczony. No bo co innego mogła mieć na myśli kobieta, używając tych słów?
                - Nie, BB - odparła i wywróciła oczami. Zauważył, że często to robi, kiedy jest zirytowana. - Czy naprawdę sądzisz, że ślub to jedyna wyjątkowa okazja, która może wydarzyć się w moim życiu? - spytała.
                - Nie... przepraszam. Nie chciałem cię urazić - spuścił wzrok, nieco zażenowany. Faktycznie to tak mogło zabrzmieć.
                - Nie uraziłeś. Musiałbyś powiedzieć coś gorszego, abym poczuła się dotknięta. Nie jestem jak te wszystkie damusie, które tu spotykasz. A ślub... kiedyś pewnie będzie. Jak Bóg da - powiedziała, a potem zniknęła w tajnym korytarzu.

***

                Dzień był wyjątkowo ciepły jak na tę porę roku. Świeciło słońce, a śnieg praktycznie całkowicie się roztopił. Karoca wjechała na brukowany dziedziniec zamku. Zdenerwowana mięła w ręku rękaw bordowej sukni. Na ramionach miała ciężki płaszcz, w kolorze szafirów, podbity jasnym futrem królików. Nie wyglądała za okienko, w przeciwieństwie do jej towarzyszek. Ojciec kazał jej siostrze oraz dwóm kuzynkom jechać z nią. Nie była zachwycona. Na szczęście droga z Paryża tutaj nie była długa. Bo przecież oficjalnie to tam spędziła te kilka lat. W domu ciotki, która od dawna była szpiegiem Bractwa. To ona ją w to wszystko wplątała...
                Rozległy się trąby. Nieco się zdziwiła. Owszem, jej ojciec miał duże wpływy w Koronie. Ale takie przywitanie? Nie była żadną księżniczką. Sługa otworzył drzwi i podstawił jej stopień. Podał jej dłoń, a ona wysiadła, uśmiechając się do niego lekko. Może i nie była urodziwa, ale starała się być miła, kiedy musiała. Wyszła z karocy i zamrugała, aby przyzwyczaić oczy do tak ostrego słońca. Podeszła powoli do króla i ukłoniła się przed nim.
                - Witaj na moim dworze - powiedział Francis. Dlaczego jego matka uparła się na tak huczne powitanie tej dziewczyny, sam nie wiedział.  Ale skoro tak zdecydowała, to wypełnił jej wolę. Dziewczyna podniosła się powoli.
                - Ja również cieszę się, że tu jestem - odparła uprzejmie. Jednak mimowolnie zerknęła w bok.
                Dostrzegła go. Gapił się na nią jak cielę na malowane wrota. Chyba nie spodziewał się, że spotka ją w takich okolicznościach. Zwykle widywali się, kiedy jego ktoś chciał zabić. Albo ona chciała mu coś pokazać.
                - Witaj, Sebastianie - uśmiechnęła się lekko Aniela. 



______________________________________
Ten rozdział zdecydowanie należał do pana z gifa, chociaż zaczęłam czuć do niego sympatię w drugim sezonie. Ale Monte go kocha, więc postanowiłam zrobić jej tą przyjemność. Prosiłabym jednak, aby każdy kto czyta moje ff zostawił po sobie jakiś ślad. Chociażby kropkę, emotikonkę, cokolwiek. Chciałabym wiedzieć, ile osób faktycznie to czytuje. Oczywiście jeśli macie jakieś propozycje, to chętnie je przeczytam. Do napisania :)

6 komentarzy:

  1. Powiem Ci dokładnie to, co już i tak sama wiesz - zdecydowanie za mało Basha! Gdzie jest mój Sebastianek? :<

    Poza tym nie cierpię imienia Milena - bardzo bardzo bardzo źle mi się kojarzy, ale chyba jakoś ją zdzierżę. Ten romans to świetny pomysł i nie wierzę, że mi się wcześniej o nim nie wygadałaś! :P

    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, bo, szczerze powiedziawszy, zaczyna mi się naprawdę podobać to twoje opowiadanie.

    Twoja kochana i cudowna
    Strażniczka Przecinków

    Nox

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pysiaczku, sama rozpaczam nad tym, że jest go tak mało. Jednak jak mówiłam - podejrzewam, że wkrótce akcja przeniesie się gdzieś indziej i nie będę miała okazji pisać pewnymi bohaterami. Chcę się nimi nacieszyć. Chociaż większość akcji tworzę pod wpływem impulsu, mam zaledwie kilka wydarzeń, które wiem, że będą, a reszta to improwizacja.

      Też za nim nie przepadam, ale to postać i wątek na życzenie Monte :D A nie mogę ci za wiele mówić, bo mi czytać nie będzie i co wtedy ? :(

      Wątpiłaś, że ci się spodoba?! No wiesz ty co!!!

      Niezwykle kreatywna i oddana Bashowi
      Rój Pszczół

      Usuń
  2. To jest jeden z tych rozdziałów, które ma się ochotę skopiować, wydrukować i powiesić nad łóżkiem. Jestem absolutnie, absolutnie zachwycona :D. Chyba zwłaszcza dlatego, że Franciszek wychodzi Ci tak naturalnie (pomijając całą moją miłość do niego i patrząc zupełnie obiektywnie, o tak). Jego kwestie i zachowania są opisane bardzo plastycznie, potrafię sobie go wyobrazić w każdej z tych sytuacji. I rozwiązanie fabularne dot. ziółek i Mileny jest świetne, z niecierpliwością oczekuję, aż Another Battle stanie się scenariuszem czwartego sezonu i będę mogła wszystko jeszcze zobaczyć na ekranie ^^.
    Zostawiając na chwilę zachwyty (i tak do odpowiednich części rozdziału sobie jeszcze wrócę i będę czytać znowu i znowu :P), czyżby Anielka miała heterochromię? Interesujące :). Zastanawiam się też, czy Bash będzie próbował się mścić na Catherine za zamordowanie mu matki. Katarzyna solidnie ostatnio podpada, niech on się jeszcze tylko dowie o planowanym mariażu Anielki...
    Relacja Basha i Anielki też się zaczyna ładnie rozwijać, te ich dialogi są w pewien sposób urocze, gdy już dogryzają sobie nawet bez większych złośliwości, trochę jak stare dobre małżeństwo. I końcówka taka piękna, nie mogę się doczekać kolejnej rozmowy między nimi!
    Zostawiam mnóstwo kropek:
    ..............................
    mnóstwo emotek: :D :D :D :D :D :D :D :D :D
    i wysyłam mnóstwo weny! :)

    Enchanté!
    Monte Plażowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możesz sobie tym rozdziałem wytapetować pokój, pozwalam :P Albo wydrukuj go sobie na koszulce - dzięki temu zawsze będzie blisko Twego serca! Oj, moje marzenia, które nigdy się nie spełnią.. i dziękuję za miłe słowa odnośnie kreacji bohaterów. To dla mnie wiele znaczy!

      Skoro ma nieciekawe włosy i blizny na twarzy, to niech chociaż oczka ma interesujące no :P

      Jesteś taka miła... a ziółka wymyśliłam, bo czymś się musi 'podtruwać', co nie?

      Postaram się napisać 4 rozdział na niedzielę, ale zobaczę jak mi to wyjdzie.

      Obolała od buntującego się znowu żołądka
      Rój Pszczół

      Usuń
  3. Bardzo ciekawy rozdział. Przede wszystkim poruszyła mnie śmierć królewskiej kochanki, jak i samo zachowanie króla względem Sebastiana. Cieszę się, że obaj mogą na siebie liczyć.
    Tymczasem sama nie wiem, co sądzić o Milenie. To postać, co której od poczatku, gdy o niej tutaj przeczytałam, mam mieszane uczucia. Cały ten plan z "uśmierceniem króla" jest ciekawy i zaskakujący, ale obawiam się, że coś może pójść nie tak... Ehh, sama nie wiem. :)
    Niedługo biorę się za rozdział 4, bo wciągnęłam się w tą relację Sebastiana i Anieli :).
    Ściskam ;*.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bash i Francis to jedni z moich ulubionych braci jeśli chodzi o seriale. Czasem się kłócą, ale ostatecznie są w stanie zrobić dla siebie nawzajem wszystko.
      Milena też jest ciekawą postacią, postaram się ją nieco rozbudować w dalszych publikacjach. Co do "uśmiercania" sama nie wiem jak im to wyjdzie, ale spodobał mi się ten pomysł :D
      Oj tak, to jest moje OTP w tym opowiadaniu po prostu :P

      Pozdrawiam
      Czekają na chwilę czasu, aby napisać kolejny rozdział na jutro
      Rój Pszczół

      Usuń