Nie potrafił
zrozumieć, co właściwie stało się w tej chacie. Jak tylko wrócił do zamku, poszedł
porozmawiać o tym z bratem. Owszem, wiedział, że Francis ma teraz mnóstwo spraw
na głowie. W sumie, to zawsze był zajęty. Ale Sebastian doskonale pamiętał, jak
wyglądały audiencje i jakie to było męczące, a przede wszystkim nużące. Chyba
tylko lekcje geografii były w jego życiu bardziej nudnym zajęciem. Nie cierpiał
ich i cieszył się, że ma ich o wiele mniej niż młodszy, przyrodni brat. Och, ile
to się zmieniło od czasów, kiedy byli chłopcami! Ich problemami były wtedy
skupione wokół edukacji, ewentualnych ożenków, turniejów rycerskich, szat,
dziewcząt...a teraz co? Jeden miał na głowie sprawy całej Francji, a drugiego
ktoś bardzo chciał wysłać na drugi świat. Naprawdę tęsknił za tym okresem w
życiu, kiedy przejmował się tym, że musiał nauczyć się recytować pieśni po
łacinie. Teraz to i nawet Biblię by wyrecytował z pamięci w zamian za kilka
spokojnych dni. Cóż, pomarzyć każdy może.
Stanął przed gabinetem brata,
ale strażnicy skrzyżowali halabardy, dając mu do zrozumienia, że najwyraźniej
król nie chce, aby mu przerywano. Westchnął i strzepał sobie z ramion resztki
śniegu. Czy wiosna kiedykolwiek nadejdzie, czy ziemię skuje wieczny mróz i zima
nigdy się nie skończy?
Usłyszał jakieś krzyki. Znał ten
głos. Mary Stuart, królowa Szkocji, a od roku także i Francji, głośno i
wyraźnie dawała do zrozumienia swojemu małżonkowi, co myśli o jego pomyśle
wyprawy przeciw Hugenotom. Francis planował ją od dłuższego czasu, ale każdy,
kogo zapytał o zdanie, zdecydowanie odradzał mu bardziej zdecydowanego działania.
Szukano innego rozwiązania problemu protestantów, bardziej pokojowego. Po co
mają ginąć ludzie? Zwłaszcza, że zazwyczaj najwięcej cywilów ponosiło śmierć.
Odszedł kawałek od drzwi, w końcu nie chciał słuchać tego, co dzieje się w
środku. Nigdy nie był zbyt ciekawską osobą. Czasami tego żałował, bo życie na
dworze było bardzo specyficzne i nie raz przekonał się, że niektóre rzeczy
wypadało wiedzieć. Wiedza była tutaj naprawdę potęgą. Na jej podstawie
powstawały intrygi. I spiski. Może czas, aby zaczął płacić służbie za
informacje? To było często praktykowane przez mieszkańców zamku.
Stał przy oknie, obserwując
uważnie dziedziniec. W pewnym momencie zauważył coś ruszającego się w cieniu
murów. Niestety, rozpętała się mała zamieć, w dodatku była spora odległość i
nie wiedział do końca co to lub kto to jest. Jednak przypomniał sobie
tajemniczą postać, którą gonił. Ten ktoś ocalił mu życie. To jeszcze bardziej
go zastanawiało. Nie rozumiał, kto i po co chciałby go ratować?
W końcu drzwi od gabinetu króla
otworzyły się. Maria wyszła z nich wściekła. Uprzejmie skinęła głową Sebastianowi, a
potem poszła w kierunku swoich komnat. Pamiętał, jak bardzo był w niej
zakochany przed rokiem. Był gotów zrobić dla tej dziewczyny wszystko, nawet
sięgnąć po koronę, która mu się nigdy nie należała. A ona ostatecznie i tak
wybrała jego brata... Ale pogodził się z tym. Nieco jednak unikał kontaktu z
nią, chociaż, kiedy chciała, zawsze był gotowy jej pomóc.
Francis wezwał go do siebie. Sebastian wszedł do gabinetu, w którym wyglądało tak, jakby przeszło przez niego tornado. Mapy,
listy, dokumenty... leżały po prostu wszędzie. A na środku stał złotowłosy
monarcha z bardzo bezradnym wyrazem twarzy.
- Przynieście nam wina -
powiedział do strażników, nim jego starszy brat zamknął drzwi. - Bo chyba
chętnie się ze mną napijesz, prawda? Skoro to takie pilne, że czekałeś pod
drzwiami tak długo, to na pewno masz ochotę...
- Tak...dobrze mi to zrobi -
odparł po chwili zastanowienia. Usiedli przy sporych rozmiarów, dębowym stole,
który ich ojciec otrzymał w prezencie dawno temu. - Potrzebuję prywatnej straży
- powiedział prosto z mostu. Jakoś zabawy w dworskie uprzejmości i owijanie w
bawełnę nie były w jego stylu. Mówił prosto z mostu to, co myśli. Zdawał sobie
sprawę, że tym też nie zyskiwał sympatii niektórych osób, ale mówi się trudno.
Cenił sobie czas, swój oraz monarchy.
- Prywatnej straży? - Francis
spojrzał na niego nieco zdziwiony. - Po co ci ona? Wyruszasz gdzieś? Kolejne
pilne wezwanie?
- Nie...komuś zależy na tym, aby
mnie zabić - padła odpowiedź. Ich rozmowę przerwał służący, który przyniósł im
trunek. Król go odprawił i sam rozlał wino do pucharów.
- Kto chciałby zabić ciebie? -
zapytał Francis. Upił spokojnie łyk, rozkoszując się tym smakiem. Lubił wino. I
pił je chyba zbyt często, chociaż mógł z czystym sumieniem powiedzieć, że nigdy
nie był tak pijany, aby stracić nad sobą kontrolę. Po prostu w pewnym momencie
robił się z niego wesoły lekkoduch, co było miłą odmianę, bowiem często przez
wiele godzin musiał zachowywać się poważnie, niezależnie od sytuacji. Nie zawsze
wypadało mu się śmiać, czy nawet uśmiechać.
- Nie wiem, ale się dowiem.
Szybko, mam nadzieję - odparł Bash, a potem pokrótce zrelacjonował zajście w wiosce. Francis zgodził się z
nim i obiecał, że przydzieli mu straż.
Sebastian spędził w gabinecie
około godziny. Potem udał się do swoich komnat. Wino go rozgrzało, ale mimo to
poprosił, aby przygotowano mu kąpiel. Zdjął z ramion płaszcz i powiesił go na
krześle. Pozbył się także rękawiczek i butów. Usiadł koło kominka i czekał.
Często czuł się samotny. Po prostu brakowało mu Kenny. Mimo wszystkiego, co
zrobiła, on ją kochał. Tęsknił za jej śmiechem, za ciepłem jej ciała obok niego
w łożu, wspólnymi posiłkami...potrzebował obecności drugiej osoby. Po prostu.
Służba przygotowała balię z
gorącą wodą. Wyprosił wszystkich z komnaty. Był baronem, zastępcą króla, ale
nadal nie lubił, kiedy w jego pokojach kręciło się zbyt wiele osób. Zwłaszcza
teraz. Rozebrał się i z rozkoszą wszedł
do ciepłej wody, do której w dodatku wlano nieco olejku zapachowego. Zamknął
oczy, uśmiechając się błogo. Westchnął. Naprawdę zaczynał się odprężać. Chciał
chociaż na chwilę zapomnieć o problemach, które zaprzątały jego umysł. Teraz
był tego naprawdę bliski.
Mężczyzna bez trudu otworzył
ukryte za arrasem drzwi. Wyjął zza pasa nóż i podszedł do nieświadomego
zagrożenia Sebastiana. Jedną ręką zakrył mu usta, a drugą przycisnął mu ostrze
do gardła. Ten jednak nie pozostawał
bierny. Zaczął się szarpać, przez co został płytko skaleczony w szyję. Próbował
ugryźć napastnika, ale ten miał założone grube rękawice. Nie miał jak wezwać
pomocy, ale w pewnym momencie szarpanina się skończyła. Zbój padł martwy obok
bali. Zastępca króla odwrócił się i ujrzał rąbek płaszcza znikający za arrasem.
Szybko wyskoczył z wanny, narzucił na siebie szlafrok, ale tak jak poprzednio, ów cudowny obrońca znowu mu uciekł.
***
Sytuacja wydawała się jej być
beznadziejna. W ciągu tygodnia powstrzymała niemalże tuzin zamachów na życie
królewskiego bękarta. Próbowano zabić go na różne sposoby. Trucizny, ataki w
nocy, w kąpieli, przycinanie lin od żyrandoli... pełen wachlarz pomysłów
skrytobójstwa. Była wyczerpana, ale przecież nie mogła powiedzieć w Bractwie,
że zadanie ją przerasta. Musiała więc zmienić taktykę. Nie tylko go bronić, ale
także zacząć szukać osób biorących udział w spisku. Zdobyła więc nadzwyczajne
pozwolenie od Mistrza, aby wyjawić istnienie Bractwa Lwa królowi Francisowi
oraz jego matce, Catherine de Medici. Udała się więc do tej pierwszej.
Podejrzewała, że tak zdolna intrygantka na pewno posiada potrzebne jej
informacje, lub znajdzie sposób na ich zdobycie. Czekała na nią wieczorem, w
jej komnatach. Królowa, jak zwykle, wróciła późno do siebie. Wcześniej
rozmawiała z obecnie panującą parą królewską, chociaż drażnił ją fakt, że ci
niewiele robili sobie z jej rad. Spojrzała zaskoczona na intruza, który stał
spokojnie przy oknie, tyłem do niej, okryty ciemnym płaszczem.
- Nie wzywaj straży, królowo -
powiedziała spokojnie. Dziewczęcy głos sprawił, że kobieta poczuła się jeszcze
bardziej nieswojo. - Chcę porozmawiać. To bardzo pilna i bardzo delikatna
sprawa, ale wierzę, że pomożesz mi wypełnić mą misję, Catherine de Medici -
spojrzała na nią i zdjęła kaptur. Miała okrągłą twarz, nawet ładną, ale poza
bliznami po ospie miała też okropną szramę na policzku. Zielone oczy obserwowały uważnie królową,
która nalewała sobie ze spokojem wina do pucharu. Zawsze miała w swoich
pokojach co najmniej jedną butelkę tego trunku. Blond włosy dziewczyny były
proste i niezbyt gęste. Na pewno nie można byłoby nazwać jej piękną, chociaż
była to postać intrygująca, zważywszy, że na plecach miała kołczan pełen strzał
i łuk, a przy pasie dwa krótkie miecze.
- W porządku... ale powiedz coś
za jedna i jak na Boga się tu dostałaś? - spytała królowa, siadając w fotelu.
Oczywiście, mogła wezwać straż, ale postanowiła wysłuchać swojego gościa.
- Mam na imię Aniela... a reszty
dowiesz się stąd, pani - podała jej list. Catherine rzuciła okiem na pieczęć.
Nie znała jej. Przedstawiała skrzyżowany miecz i strzałę oraz lwa. Przełamała
ją i zabrała się za lekturę. Była nieco zaskoczona tym, że istnieje taka
organizacja. Międzynarodowa. I dość stara. Spojrzała na dziewczynę niepewnie.
Zwinęła list i wstała. Kluczykiem, który zawsze nosiła przy sobie, otworzyła
szufladę biurka i tam schowała pismo.
- Kogo masz bronić? - spytała
krótko. Tylko w sumie to ją interesowało. Chodziło o nią? Jej syna? Królową
Marię?
- Sebastiana de Potiers -
odparła. - Ale potrzebuję pomocy waszej wysokości...
- W ochronie bękarta mojego
męża? - prychnęła. - Jestem pełna entuzjazmu, przecież jego życie tak bardzo
leży mi na sercu... - powiedziała ironicznie.
-Och, nie wątpię. Nie cierpisz
go. To jest raczej oczywiste i nie podlega dyskusji... jednakże w całej Francji
nie ma drugiej osoby, która tak jak ty zna się na intrygach i spiskach. Na pewno
masz swoich szpiegów. Nie musisz zaprzeczać. Wiemy, że ich masz. Proszę, abyś
pomogła mi tylko ustalić, kto dokładnie stoi za tymi atakami. Nic poza tym -
spojrzała na nią uważnie. Próbowała z jej twarzy odczytać emocje, ale królowa
po mistrzowski je ukrywała.
- A co ja będę z tego miała? -
padło pytanie. Tak, była na to przygotowana. Westchnęła.
- Mój ojciec to wpływowy
szlachcic. Mam niedługo przyjechać oficjalnie na dwór, szukać męża. Więc jeśli
będziesz chciała, sama wybierzesz mi małżonka, wedle własnego upodobania. A na
pewno znajdzie się ktoś, wobec kogo masz dług wdzięczności...- wiedziała, że
był taki hrabia. Który miał młodego syna. Catherine zrozumiała delikatną
sugestię. Pokiwała głową i pożegnały się.
***
Kolejnego dnia zastępca króla
znowu otrzymał pilne wezwanie do jakiejś wioski, tym razem oddalonej o kilka
dni drogi od zamku. Niechętnie tam wyruszył. Miał ze sobą strażników, teraz już
bez nich nie podróżował. Jechanie za nimi niepostrzeżenie było szalenie trudne. Nie chciała na razie zostać wykryta. Owszem, Bractwo pozwalało, aby chroniona
osoba wiedziała o tym, że ma swojego Wojownika, ale na razie wolała działać w
ukryciu. Spędził tam kilka dni. Musiał wydać wyrok śmierci na pewnego
człowieka, który okradał nagminnie innych. Nie lubił tego robić, ale prawo było
prawem. Nic nie mógł z tym zrobić. Wracali bocznym szlakiem, aby zaoszczędzić
kilka dni. Chciał jak najszybciej wrócić do zamku. Był zmęczony tą wyprawą. Ona
zauważyła tych zbirów, ale nim zdążyła zbliżyć się do orszaku na tyle blisko,
aby ich ostrzec, doszło do ataku. Wyjęła z kołczanu łuk i nałożyła cięciwę.
Strażnicy walczyli dzielnie, ale padali jak muchy. A ona musiała bronić
Sebastiana, za wszelką cenę. Zaczęła strzelać. Bez trudu zabiła napastników, a
ci, którzy nie padli od jej strzał, uciekli. Królewski bękart też walczył,
jednak szybko został zraniony w nogę.
- Nic ci nie jest? - spytała, po
czym zaczęła wyjmować te strzały, które były jeszcze w całości z ciał mężczyzn.
Ocierała groty o śnieg. On czuł na sobie jej wzrok, chociaż nie widział go spod
kaptura. Był zdziwiony tym głosem. Owszem, owy łucznik był niezbyt wysoki i
drobny, ale...
- Jesteś dziewczyną - padło
stwierdzenie z jego ust. Zdjęła kaptur z głowy. Spod ciemnego, grubego
materiału na jej ramiona spłynęły pasma długich, blond włosów. Uśmiechnęła się
nieco półgębkiem.
- Bystry jesteś - powiedziała
sarkastycznie, zbierając dalej swoje strzały. Robiła to bardzo sprawnie, widać,
że nie jest delikatną dwórką, ma siłę i w ogóle nie brzydzi się dotykać ciał.
- Zabiłaś ich - dodał po chwili.
Powaliła dwunastu mężczyzn. Strzelała albo w szyję, albo w oko. Był pod
wrażeniem, niejeden łucznik nie dałby rady. Ani razu nie chybiła.
- Kolejne trafne spostrzeżenie.
Macie we Francji jakiś konkurs na najbystrzejszego bękarta? Czy to twoja
natura? - znów spytała z wyraźną ironią. Niepewnie wstał i przycisnął rękę do
zranionego uda. Podeszła do niego. Wyjęła z niewielkiej torebki przy pasie
kawałek płótna i podała mu go.
- Masz, zrób sobie
opatrunek... do zamku nie jest już daleko, dasz radę sam dojechać, prawda? - tym
razem w jej głosie dało się słyszeć troskę. Ta sytuacja nie mogła być chyba
jeszcze dziwniejsza.
- Kim jesteś? I czemu wcześniej
ze mną nie porozmawiałaś?
- Oh, mój drogi BB... wiele
rzeczy o mnie nie wiesz. Ale wkrótce znowu się spotkamy, zapewniam cię -
powiedziała spokojnie. Uniósł do góry jedną brew.
- BB? - powtórzył, nie
rozumiejąc, o co jej chodzi.
- Bystry Bash - roześmiała się -
wybacz, lubię nadawać ludziom z mojego otoczenia dziwne przydomki - dodała.
Zagwizdała, a jej klacz posłusznie przycwałowała bliżej. Dziewczyna bez trudu
wspięła się na siodło. Była niższa od swojego rozmówcy. Jednak nie wyglądała
jak kobiety, które spotykał na dworze. Bez trudu można było dostrzec jej siłę i
mocną budowę ciała, dość mało kobiecą.
- A jak ty masz na imię, mój
tajemniczy aniele stróżu? - on również zajął miejsce w siodle. Z jego oddziału
nikt nie przeżył. Będzie musiał posłać ludzi po ciała, nie mieli możliwości ich
teraz ze sobą zabrać.
- Aniela - odparła, a potem
uderzyła końskie boki piętami. Wspólnie ruszyli do zamku.
_______________________________________
Kolejny rozdział za nami. Mam nadzieję, że bloga czyta więcej niż 3 osoby, które dały o sobie znać w komentarzach. Bardzo dziękuję fanpage'owi Reign Polska za opublikowanie na facebooku informacji o tym opowiadaniu. Wyszło nieco dłużej niż sądziłam, ale skoro w tym tygodniu to jedyna notka, to niech i tak będzie, zwłaszcza, że obiecałam Monte rozmowę Basha z Anielą. Do napisania następnym razem :)
Trochę o niczym trochę akcja się ślimaczy, ale bez tragedii. Jest nieźle i czekam aż wszystko się rozkręci, tak więc już możesz pisać kolejny rozdział :>
OdpowiedzUsuńZa mało Anieli. Za mało Basha. Zdecydowanie za mało Basha.
Twoja kochana i cudowna
Nox
Wiem, że mało Basha, ale pojawił się Francis i moja ulubiona Catherine :P Niedługo będzie już tylko Bash, więc chcę nacieszyć się innymi postaciami. A rozdział napiszę jak Wen się pojawi. I przestanie być tak parno, bo mi mózg się rozpuszcza.
UsuńNo i ślicznie dziękuję za bycie Strażniczką Przecinków! :D
Rój Pszczół
Ale fajnie się czyta o tych mrozach, kiedy cały dzień duszę się w tym upale... Wydaje mi się, że Bash długo już za Kenną tęsknić nie będzie :P. I wyczuwam taki niemy cień satysfakcji Autorki, gdy opisywała scenę, w której to biedny Bash leży sobie w wannie, hmh?
OdpowiedzUsuńI nareszcie dowiaduję się jak postać ma na imię i jak wygląda, sukces! Przyznam jednak, że spodziewałam się po Katarzynie czegoś innego. W serialu była zawsze doskonale poinformowana i trochę to zaskakuje, że nie miała pojęcia o Bractwie. Za to z tym szukaniem męża dla Anielki wyczuwam problemy. Duże, duże problemy.
Oczywiście dialog mega, ogólnie z rozdziałem im dalej tym lepiej się czytało. Czekam na Milenkę, to jest bardzo dobry pomysł, aby obiecać mi ją na rozdział 3, nie sądzisz? :D
Domagająca się ogromnych ilości Franciszka
Monte
Przyznaję rację co do kwestii pogodowych, mi się cudownie pisze o śniegu i zamieciach kiedy mam ochotę zamieszkać pod prysznicem. Gdybym miała wodoodpornego laptopa, to chyba bym tak zrobiła :P
UsuńAutorka jest Bashoholiczką i nic na to nie poradzi, a w kąpieli jest sam, więc idealny moment na zamach no... i Torrance w takiej scenie też stanowi kuszącą wizję.
Katarzyna nie wie, bo to TAJNA organizacja. Wie o niej ten, kto może, a sam Brat (chociaż w przypadku Anieli można by używać także określenia Siostra), nawet na torturach nie wyda tajemnicy, bo tak są szkoleni. Oj tak, ta kwestia zaręczyn będzie potem wyjątkowo problematyczna, ale nie będę spoilerować. I ty też nie rób tego, bo za karę wprowadzę Milę za 10 rozdziałów, o!
Zdecydowanie bardziej lubiąca Sebastiana
Rój Pszczół
Rozdział bardzo ciekawy :). Widać nasza obrończyni ma pełne ręce roboty przy Sebastianie. Wciąż ktoś na niego czyha... Jejku, komuś bardzo musi zależeć na wysłaniu go na drugą stronę xD.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, jak opisujesz Anielę. Nie jest to taka typowa niesłychanie piękna główna bohaterka, jakie najczęściej można spotkać w opowiadaniach ;). To najbardziej rzuciło mi się w oczy i szczerze, chwalę to sobie :). Nie tylko uroda, ale i charakter może dodawać osobie uroku, a nasza bohaterka ma naprawdę świetny charakter. Bardzo dobrze ją kreujesz. Oby tak dalej :).
Weny :*.
Lubię, jak dużo się dzieje. No i zawsze lubiłam tworzyć wojowniczki, nasza droga Anielka musi mieć okazję powalczyć :P
UsuńTeż mi się to mega podoba. Wszystko przez to, że przeczytałam Fangirl , cudowną, pełną humoru książkę autorstwa Rainbow Rowell. Tam główna bohaterka też jest własnie taka...nieoczywista. Antyspołeczna, ucieka w pisanie kiedy sobie z czymś nie radzi, jest zagubiona, zupełnie nie taka jak typowa postać w książkach dla młodzieży, jeszcze obyczajówkach. A mimo to kocham Cather, te jej ironiczne wypowiedzi i nieprzewidywalne reakcje, które są bardziej ludzkie i bliskie prawdzie. Polecam tą lekturę każdemu, bo naprawdę czytając o przygodach Cath idzie się poczuć, jakby samemu się nią było. I to jest super. Więc próbuję nieco przenieść to tutaj. Dlatego Anielka nie jest piękna, ma cięty język, ale też nie jest nieustraszona.
Oj, wena jest. Wystarczy, że posłucham muzyki i już mam w głowie tysiąc pomysłów na dalsze wydarzenia. Wręcz muszę potem je przebierać, aby wybrać te najlepsze i najciekawsze, oraz pasujące do reszty.
Bardzo dziękuje za ciepłe słowa.
Pozdrawiam
Walcząca z brudem, bo na weekend trzeba posprzątać w domu
Rój Pszczół