niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział 1

    Niewysoka postać okryta ciemnym płaszczem szła szybko wąskimi uliczkami Paryża. Nikt nie widział jej twarzy, bowiem tą zakrywał kaptur, a w dodatku na niebie świecił już Księżyc i pierwsze gwiazdy.  Na plecach miała kołczan z łukiem i strzałami, a przy pasie miecz. To nie była zbyt bezpieczna okolica, chodzenie tu w nocy, samotnie i bez broni było wyjątkowo lekkomyślnie.
    Weszła do jakiejś rozpadającej się bramy. Zwinnie przeskoczyła cegły, które spadły z dachu sąsiadującego z ruinami willi kościoła, a potem weszła do owych ruin. Okropny pożar sprawił, że to niegdyś tętnice życiem miejsce, obecnie było w opłakanym stanie, pełne szczurów i gruzu.
    Podeszła do północnej ściany, która jako jedyna się zachowała. Pokrywał ją mech.  Przy niej leżały stare, spróchniałe deski, które przyniesiono tu, kiedy jeszcze planowano odbudowanie posiadłości. Wpełzła pod nie i po chwili znalazła się w podziemnej izbie, w której trzaskał wesoło ogień.
    Byli już wszyscy. Zarumieniła się nieco. Było jej wstyd, że kazała na siebie czekać.
    - No w końcu, Królewno - prychnął mężczyzna ubrany w najdroższe szaty.
    Ich dowódca i mentor. Uwielbiała go i nie znosiła jednocześnie.
    Odrzuciła kaptur, a złoty warkocz opadł na jej ramię. Uśmiechnęła się przymilnie i chwyciła puchar z winem, który podał jej jeden z uczniów. Oh, sama niegdyś musiała usługiwać wojownikom. Wydawało jej się, że to było zupełnie inne życie, odległe niczym sen, a prawda była taka, że dopiero od roku była pełnoprawnym członkiem Bractwa. I tej nocy miała się dowiedzieć, kogo ma chronić tym razem.
    Jej poprzedni podopieczny wyszedł z całej sytuacji bez szwanku, co nie spodobało się niektórym. Uważali, że to był ,,fart nowicjuszki'', ale ona wiedziała, że po prostu była dobra w tym, co robi. Przykładała się do każdego treningu, każdej lekcji, wyciągała wnioski z porażek. Praktycznie nadal się doskonaliła, chociaż zapewne większość z nich osiadłaby już na laurach, mając takie wyniki.
   - Sam, Mistrzu, powtarzasz, że mamy przybywać niepostrzeżenie, niezależnie od tego czy punktualnie - powiedziała, upijając łyk wina.
    Była jedyną kobietą, która ukończyła szkolenie. W końcu misja Bractwa była zbyt ważna, aby byle kto mógł ją wypełniać. Kandydaci musieli nauczyć się nie tylko walki, ale także i wielu języków obcych, błyskawicznego obmyślania planów, a nade wszystko wielkiej odporności na ból. Nie mogli wydać sekretu nawet na torturach. Jedynie podopieczny mógł znać prawdę, a nawet powinien, bo to zdecydowanie ułatwiało zadanie. Jednak trzeba było wyczuć odpowiedni moment do wyjawienia prawdy.
    - Jednak wszyscy wiemy, że byłabyś szybciej, gdybyś nie spędziła tyle czasu u krawcowej - odparł chłopak mniej-więcej w jej wieku.
    Był najmłodszy i nigdy jej nie lubił. Już jako uczniowie robili sobie na złość. Zresztą wielu mężczyzn nie rozumiało przyczyny, dla której Mistrz chciał koniecznie ją wyszkolić. Każdy jej błąd był wypominany, wiele razy z niej szydzono, ale ona się tym nie przejmowała. Już nie.
      - Bo widzisz, Thomasie... za kilka dni, zgodnie z wolą ojca, mam udać się na dwór króla Francji. Muszę dobrze wyglądać - odgryzła mu się.
    Nie lubiła chwalić się pochodzeniem, chociaż jej ojciec był bardzo zamożnym i wpływowym szlachcicem. W większości do Bractwa dołączali chłopi oraz mieszczanie, którzy dopiero tutaj uczyli się pisać i czytać. Nigdy nie uważała ich za ludzi gorszych od siebie, bo przecież status społeczny, w większości przypadków, był niezależny od człowieka. Bardzo trudno było go zmienić, ona to rozumiała. Jednak sprowokowana nieraz podkreślała, że jest szlachcianką, z bardzo dobrego rodu. Dlatego też często mówiono do niej ,,Królewno"
    - A to oznacza, że potrzebuję nowych sukien, odpowiednich na tą okazję. Ciekawi mnie jednak, po co mnie tu wezwałeś, Mistrzu - znów spojrzała na ich dowódcę.
    Upiła kolejny łyk wina. Było słodkie, takie, jakie lubiła najbardziej.
   - Przydzieliłem ci kolejnego podopiecznego - odparł mężczyzna. - Doskonale się składa, że jedziesz do zamku, bo tam go spotkasz.
    Zmarszczyła brwi. Ojciec wysyłał ją tam, aby nauczyła się dobrze francuskiego i być może znalazła sobie jakiegoś narzeczonego. Rodzice nie wiedzieli, że ich córka należy do tajnej organizacji. I tak miało pozostać już na zawsze. Im mniej osób wie o Bractwie Lwa, tym lepiej dla jego członków.
     - Ach tak...? A któż to taki? - zapytała.
     Odłożyła puchar na stół. Jakoś straciła nagle ochotę na picie wina.
   Obawiała się, że będzie musiała ochraniać samego króla, który chorował. Oni o tym wiedzieli, mieli swoich ludzi na zamku. Swoich szpiegów, tak dokładniej rzecz ujmując. Osoby, które z jakichś przyczyn nie mogły zostać wojownikami, ale chciały pomagać w misji.
    - Królewski bękart. Sebastian de Poitiers - padła odpowiedź, a ona nieco zmarszczyła brwi.
    Oh, oczywiście, że o nim słyszała. Cała Europa huczała od plotek na temat faworyty poprzedniego króla, Diany, i jej syna. Nie rozumiała jednak kto chciałby go zabić i dlaczego ochrona kogoś takiego tak zainteresowała Bractwo. Jednak wiedziała, że nie mogła zadawać takich pytań. Zostałoby to źle odebrane. Zamiast tego pokiwała głową, uśmiechając się lekko. Cóż, nigdy nie podejrzewała, że nauka dworskich manier pomoże jej i tutaj.
    - To dla mnie zaszczyt - powiedziała i dygnęła z gracją. - Jeszcze dzisiaj udam się incognito do zamku, zapoznam się z sytuacją - dodała i nim ktokolwiek zdążył powiedzieć słowo, wyszła z ich siedziby.

***

    Miał dość tego zimna. Śniegu. Marzył już o wiośnie. Niby widziano już pierwsze kwiaty zwiastujące wiosnę, ale biały puch nadal nie znikał.
    Jechał spokojnie przez las, samotnie. Zignorował ostrzeżenie, które znalazł niedawno w swojej komnacie. Nie powiedział nikomu o wiadomości, a ona sama była już zaledwie popiołem w jego kominku Nie da się zastraszyć.
    Poruszał się na południe, w kierunku najbliższej wsi. Podobno była tam czarownica, a on, jako Zastępca Króla, musiał się tym zająć. Miał już po dziurki w nosie wiedź, magii, rytuałów, przepowiedni i innych tego typu rozrywek.
    Oczywiście, podejrzewał, że to po prostu samotnie mieszkająca kobieta, która zna się na ziołach, jeszcze zapewne właścicielka czarnego kota. Tyle wystarczyło, aby ludzie ze wsi nazywali ją czarownicą, chociaż większość z nich zawdzięczała życie jej wiedzy.
    Kiedy dojechał do wsi został skierowany do niewielkiej chaty znajdującej się w lesie za wioską. Teraz miał już pewność, że to tylko głupie pomówienia. Ile już razy interweniował w sprawie takich czarownic? No dobrze, Delphine go oszukała, ale chciano spalić nawet Clarissę, bo miała zeszpeconą twarz.
    Zeskoczył z konia. Zdziwił go brak świateł w oknach. Przywiązał rumaka do niewielkiego drzewa, rosnącego obok domostwa. Widział w śniegu ślady, ale skoro ktoś mieszkał, nie wzbudziło to w nim podejrzeń. Zapukał, a kiedy nie usłyszał odpowiedzi wszedł do środka.
  W niedużej izbie panował bałagan. Zobaczył roztrzaskane meble, powylewane mikstury, porozrzucane zioła... a pod deskami, które zapewne niegdyś były łóżkiem, zobaczył rękę i kałużę zaschłej krwi.
    Podszedł tam i ukucnął. Odrzucił na bok kilka desek i znalazł ciało młodej kobiety. Przeżegnał się i w myślach zmówił szybką modlitwę.
    Po co go wzywano, skoro wieśniacy sami wymierzyli ,,sprawiedliwość"?
    Czasami cieszył się, że Francis mianował go Zastępcą, ale często miał dosyć tego urzędu.
   Będzie musiał znaleźć grabarza. Gdyby była wiosna, to sam pochowałby tą biedaczkę, ale teraz ziemia nadal była twarda od mrozów, a on nie dałby rady sam wykopać dołu.
    Nie usłyszał kroków. Poczuł na szyi zimne ostrze i cały zesztywniał.
    - Wstań - powiedział szorstki, niski głos.
   Powoli podniósł się z kucek i odwrócił. Nie przypominał sobie, aby kiedykolwiek widział tego mężczyznę.
  Nieznajomy miał siwe włosy, ale był dość barczysty. Zapewne bez trudu skręciłby kark królewskiego bękarta albo roztrzaskałby mu głowę.
    Nim jednak którykolwiek z nich zdołał się odezwać w szyję tajemniczego jegomościa wbił się nóż. Sebastian patrzył zaskoczony jak jego niedoszły oprawca wykrwawia się u jego stóp. 
   Spojrzał w kierunku drzwi i zobaczył niewysoką, zakapturzoną postać biegnącą lasem. Ruszył natychmiast za nią.
     - Hej! Zaczekaj! - krzyczał za nią.
    Biegła szybko, bez trudu przeskakując powalone drzewa. Gonił ją aż do pierwszych budynków wsi, a tam stracił ją z oczu. Ciężko dyszał i rozglądał się zdezorientowany. Nie rozumiał o co chodzi. Ktoś zwabił go w zasadzkę i zamordował tamtą kobietę? Może faktycznie miała takie zdolności jak Delphine i ostrzegłaby go o planowanym zamachu? A potem pojawia się ta osoba, ratuje go...i ucieka. Westchnął.
    - Ani chwili spokoju - pomyślał gorzko, a potem zawrócił.
    W końcu przy tamtej chacie zostawił konia.
   Obserwowała go z dachu. Schowała się za kominem wiejskiej piekarni. Niewiele brakowało, a przybyłaby za późno. Musi go bardziej pilnować. Najwyraźniej ktoś był bardzo zdesperowany, aby zabić Sebastiana. Pytanie tylko - komu i czym zalazł tak za skórę, że wydano na niego wyrok śmierci?

    Poprawiła kaptur i zeskoczyła na dół. Lubiła wyzwania. 


_____________________________________________

Sama jestem zaskoczona, że rozdział pojawił się tak szybko. Mam nadzieję, że wena będzie mi dalej dopisywać. Na początku nie byłam do końca zadowolona, ale ostatecznie stwierdzam, że nie wyszło najgorzej. Bractwo jest moim pomysłem, nieco zainspirowałam się Bractwem Assasynów z popularnych gier, jednak ich misja jest zupełnie inna. Dajcie znać, czy Wam się podoba i wypatrujcie rozdziału 2 już wkrótce :)

PS. Tak, wiem, że wcięcia w akapitach nie są najrówniejsze, ale muszę robić je ręcznie i tak to wygląda, niestety.

4 komentarze:

  1. Wyrażam swój stanowczy sprzeciw co do kończenia rozdziału przed sprezentowaniem nam choćby odrobiny dialogu między Bashem a Królewną (padło w ogóle jej imię? przegapiłam?). Fajnie, że perspektywa się zmienia, bo uwielbiam widzieć oba punkty widzenia. O spoilerach moje zdanie znasz, prawda? :P
    I Bractwo jest bardzo interesujące, mam duży sentyment do wszelkich tego typu organizacji. Poza tym, domagam się Franciszka i kobiety-która-nie-jest-Mary. Dużo. Z wielką dozą słodyczy i uroczych żarcików Francisa, jak za starych dobrych czasów pierwszego sezonu.

    Pozdrawiam,
    Monte, która (w przeciwieństwie do Basha), śnieg darzy nieskończoną miłością

    PS. Jaki piękny szablon! Chciałabym wiedzieć, któż to ma takie zdolności...
    PS2. Poczułam się zachęcona zakładką "o mnie", może faktycznie do Ciebie napiszę?

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochaj mnie. Czytam mimo spojlerów, a to dowodzi temu, że jestem najlepszą przyjaciółką na całym świecie. Czas to docenić, kochanie :*
    Czekam na kolejny rozdział. Doczekam się...? ^^

    Twoja ukochana i najwspanialsza na świecie
    Nox

    OdpowiedzUsuń
  3. No, rozdział pierwszy mam za sobą ;).
    Zaintrygowała mnie postać Królewny. Podoba mi się, jak ją przedstawiasz, że mimo szyderstw, z którymi się spotkała, wie, że jest dobra w tym co robi. :) To ciekawa bohaterka i chętnie będę śledzić jej losy.
    Oczywiście, zainteresowałam się też tym, dlaczego komuś zależy na zabiciu Sebastiana.

    Swoją drogą, ciekawe jaka mogłaby się wywiązać relacja między nim, a Królewną :)...?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczysz w kolejnych rozdziałach jak to się między nimi będzie układać :D

      Oj tak, to moja ulubiona postać, bo całkowicie autorska, nieprzewidywalna i inna niż typowa Mary Sue. Idziesz jak burza z tym czytaniem :)

      Usuń