Niewysoka postać okryta ciemnym płaszczem szła szybko wąskimi
uliczkami Paryża. Nikt nie widział jej twarzy, bowiem tą zakrywał kaptur, a w
dodatku na niebie świecił już Księżyc i pierwsze gwiazdy. Na plecach miała kołczan z łukiem i
strzałami, a przy pasie miecz. To nie była zbyt bezpieczna okolica, chodzenie
tu w nocy, samotnie i bez broni było wyjątkowo lekkomyślnie.
Weszła do jakiejś rozpadającej się bramy. Zwinnie
przeskoczyła cegły, które spadły z dachu sąsiadującego z ruinami willi
kościoła, a potem weszła do owych ruin. Okropny pożar sprawił, że to niegdyś
tętnice życiem miejsce, obecnie było w opłakanym stanie, pełne szczurów i
gruzu.
Podeszła do północnej ściany, która jako jedyna się
zachowała. Pokrywał ją mech. Przy niej
leżały stare, spróchniałe deski, które przyniesiono tu, kiedy jeszcze planowano
odbudowanie posiadłości. Wpełzła pod nie i po chwili znalazła się w podziemnej
izbie, w której trzaskał wesoło ogień.
Byli już wszyscy. Zarumieniła się nieco. Było jej
wstyd, że kazała na siebie czekać.
- No w końcu,
Królewno - prychnął mężczyzna ubrany w najdroższe szaty.
Ich dowódca i mentor. Uwielbiała go i nie znosiła
jednocześnie.
Odrzuciła kaptur, a złoty warkocz opadł na jej
ramię. Uśmiechnęła się przymilnie i chwyciła puchar z winem, który podał jej
jeden z uczniów. Oh, sama niegdyś musiała usługiwać wojownikom. Wydawało jej
się, że to było zupełnie inne życie, odległe niczym sen, a prawda była taka, że
dopiero od roku była pełnoprawnym członkiem Bractwa. I tej nocy miała się
dowiedzieć, kogo ma chronić tym razem.
Jej poprzedni podopieczny wyszedł z całej sytuacji
bez szwanku, co nie spodobało się niektórym. Uważali, że to był ,,fart
nowicjuszki'', ale ona wiedziała, że po prostu była dobra w tym, co robi.
Przykładała się do każdego treningu, każdej lekcji, wyciągała wnioski z
porażek. Praktycznie nadal się doskonaliła, chociaż zapewne większość z nich
osiadłaby już na laurach, mając takie wyniki.
- Sam, Mistrzu,
powtarzasz, że mamy przybywać niepostrzeżenie, niezależnie od tego czy
punktualnie - powiedziała, upijając łyk wina.
Była jedyną kobietą, która ukończyła szkolenie. W
końcu misja Bractwa była zbyt ważna, aby byle kto mógł ją wypełniać. Kandydaci
musieli nauczyć się nie tylko walki, ale także i wielu języków obcych,
błyskawicznego obmyślania planów, a nade wszystko wielkiej odporności na ból.
Nie mogli wydać sekretu nawet na torturach. Jedynie podopieczny mógł znać
prawdę, a nawet powinien, bo to zdecydowanie ułatwiało zadanie. Jednak trzeba
było wyczuć odpowiedni moment do wyjawienia prawdy.
- Jednak wszyscy
wiemy, że byłabyś szybciej, gdybyś nie spędziła tyle czasu u krawcowej - odparł
chłopak mniej-więcej w jej wieku.
Był najmłodszy i nigdy jej nie lubił. Już jako
uczniowie robili sobie na złość. Zresztą wielu mężczyzn nie rozumiało
przyczyny, dla której Mistrz chciał koniecznie ją wyszkolić. Każdy jej błąd był
wypominany, wiele razy z niej szydzono, ale ona się tym nie przejmowała. Już
nie.
- Bo widzisz,
Thomasie... za kilka dni, zgodnie z wolą ojca, mam udać się na dwór króla
Francji. Muszę dobrze wyglądać - odgryzła mu się.
Nie lubiła chwalić się pochodzeniem, chociaż jej
ojciec był bardzo zamożnym i wpływowym szlachcicem. W większości do Bractwa
dołączali chłopi oraz mieszczanie, którzy dopiero tutaj uczyli się pisać i
czytać. Nigdy nie uważała ich za ludzi gorszych od siebie, bo przecież status społeczny,
w większości przypadków, był niezależny od człowieka. Bardzo trudno było go
zmienić, ona to rozumiała. Jednak sprowokowana nieraz podkreślała, że jest
szlachcianką, z bardzo dobrego rodu. Dlatego też często mówiono do niej ,,Królewno"
- A to oznacza, że potrzebuję nowych sukien,
odpowiednich na tą okazję. Ciekawi mnie jednak, po co mnie tu wezwałeś, Mistrzu
- znów spojrzała na ich dowódcę.
Upiła kolejny łyk wina. Było słodkie, takie, jakie
lubiła najbardziej.
- Przydzieliłem
ci kolejnego podopiecznego - odparł mężczyzna. - Doskonale się składa, że
jedziesz do zamku, bo tam go spotkasz.
Zmarszczyła brwi. Ojciec wysyłał ją tam, aby
nauczyła się dobrze francuskiego i być może znalazła sobie jakiegoś
narzeczonego. Rodzice nie wiedzieli, że ich córka należy do tajnej organizacji.
I tak miało pozostać już na zawsze. Im mniej osób wie o Bractwie Lwa, tym
lepiej dla jego członków.
- Ach tak...? A
któż to taki? - zapytała.
Odłożyła puchar na stół. Jakoś straciła nagle ochotę
na picie wina.
Obawiała się, że będzie musiała ochraniać samego
króla, który chorował. Oni o tym wiedzieli, mieli swoich ludzi na zamku. Swoich
szpiegów, tak dokładniej rzecz ujmując. Osoby, które z jakichś przyczyn nie
mogły zostać wojownikami, ale chciały pomagać w misji.
- Królewski
bękart. Sebastian de Poitiers - padła odpowiedź, a ona nieco zmarszczyła brwi.
Oh, oczywiście, że o nim słyszała. Cała Europa
huczała od plotek na temat faworyty poprzedniego króla, Diany, i jej syna. Nie
rozumiała jednak kto chciałby go zabić i dlaczego ochrona kogoś takiego tak
zainteresowała Bractwo. Jednak wiedziała, że nie mogła zadawać takich pytań.
Zostałoby to źle odebrane. Zamiast tego pokiwała głową, uśmiechając się lekko.
Cóż, nigdy nie podejrzewała, że nauka dworskich manier pomoże jej i tutaj.
- To dla mnie
zaszczyt - powiedziała i dygnęła z gracją. - Jeszcze dzisiaj udam się incognito
do zamku, zapoznam się z sytuacją - dodała i nim ktokolwiek zdążył powiedzieć
słowo, wyszła z ich siedziby.
***
Miał dość tego
zimna. Śniegu. Marzył już o wiośnie. Niby widziano już pierwsze kwiaty
zwiastujące wiosnę, ale biały puch nadal nie znikał.
Jechał spokojnie przez las, samotnie. Zignorował
ostrzeżenie, które znalazł niedawno w swojej komnacie. Nie powiedział nikomu o
wiadomości, a ona sama była już zaledwie popiołem w jego kominku Nie da się
zastraszyć.
Poruszał się na południe, w kierunku najbliższej wsi.
Podobno była tam czarownica, a on, jako Zastępca Króla, musiał się tym zająć.
Miał już po dziurki w nosie wiedź, magii, rytuałów, przepowiedni i innych tego typu
rozrywek.
Oczywiście, podejrzewał, że to po prostu samotnie
mieszkająca kobieta, która zna się na ziołach, jeszcze zapewne właścicielka
czarnego kota. Tyle wystarczyło, aby ludzie ze wsi nazywali ją czarownicą,
chociaż większość z nich zawdzięczała życie jej wiedzy.
Kiedy dojechał do wsi został skierowany do
niewielkiej chaty znajdującej się w lesie za wioską. Teraz miał już pewność, że
to tylko głupie pomówienia. Ile już razy interweniował w sprawie takich
czarownic? No dobrze, Delphine go oszukała, ale chciano spalić nawet Clarissę,
bo miała zeszpeconą twarz.
Zeskoczył z konia. Zdziwił go brak świateł w
oknach. Przywiązał rumaka do niewielkiego drzewa, rosnącego obok domostwa.
Widział w śniegu ślady, ale skoro ktoś mieszkał, nie wzbudziło to w nim
podejrzeń. Zapukał, a kiedy nie usłyszał odpowiedzi wszedł do środka.
W niedużej izbie
panował bałagan. Zobaczył roztrzaskane meble, powylewane mikstury, porozrzucane
zioła... a pod deskami, które zapewne niegdyś były łóżkiem, zobaczył rękę i
kałużę zaschłej krwi.
Podszedł tam i ukucnął. Odrzucił na bok kilka desek
i znalazł ciało młodej kobiety. Przeżegnał się i w myślach zmówił szybką
modlitwę.
Po co go wzywano, skoro wieśniacy sami wymierzyli ,,sprawiedliwość"?
Czasami cieszył się, że Francis mianował go
Zastępcą, ale często miał dosyć tego urzędu.
Będzie musiał znaleźć grabarza. Gdyby była wiosna,
to sam pochowałby tą biedaczkę, ale teraz ziemia nadal była twarda od mrozów, a
on nie dałby rady sam wykopać dołu.
Nie usłyszał
kroków. Poczuł na szyi zimne ostrze i cały zesztywniał.
- Wstań -
powiedział szorstki, niski głos.
Powoli podniósł się z kucek i odwrócił. Nie
przypominał sobie, aby kiedykolwiek widział tego mężczyznę.
Nieznajomy miał siwe włosy, ale był dość barczysty.
Zapewne bez trudu skręciłby kark królewskiego bękarta albo roztrzaskałby mu
głowę.
Nim jednak którykolwiek z nich zdołał się odezwać w
szyję tajemniczego jegomościa wbił się nóż. Sebastian patrzył zaskoczony jak
jego niedoszły oprawca wykrwawia się u jego stóp.
Spojrzał w kierunku drzwi i zobaczył niewysoką,
zakapturzoną postać biegnącą lasem. Ruszył natychmiast za nią.
- Hej! Zaczekaj!
- krzyczał za nią.
Biegła szybko, bez trudu przeskakując powalone
drzewa. Gonił ją aż do pierwszych budynków wsi, a tam stracił ją z oczu. Ciężko
dyszał i rozglądał się zdezorientowany. Nie rozumiał o co chodzi. Ktoś zwabił
go w zasadzkę i zamordował tamtą kobietę? Może faktycznie miała takie zdolności
jak Delphine i ostrzegłaby go o planowanym zamachu? A potem pojawia się ta
osoba, ratuje go...i ucieka. Westchnął.
- Ani chwili
spokoju - pomyślał gorzko, a potem zawrócił.
W końcu przy tamtej chacie zostawił konia.
Obserwowała go z
dachu. Schowała się za kominem wiejskiej piekarni. Niewiele brakowało, a
przybyłaby za późno. Musi go bardziej pilnować. Najwyraźniej ktoś był bardzo
zdesperowany, aby zabić Sebastiana. Pytanie tylko - komu i czym zalazł tak za
skórę, że wydano na niego wyrok śmierci?
Poprawiła kaptur
i zeskoczyła na dół. Lubiła wyzwania.
_____________________________________________
Sama jestem zaskoczona, że rozdział pojawił się tak szybko. Mam nadzieję, że wena będzie mi dalej dopisywać. Na początku nie byłam do końca zadowolona, ale ostatecznie stwierdzam, że nie wyszło najgorzej. Bractwo jest moim pomysłem, nieco zainspirowałam się Bractwem Assasynów z popularnych gier, jednak ich misja jest zupełnie inna. Dajcie znać, czy Wam się podoba i wypatrujcie rozdziału 2 już wkrótce :)
PS. Tak, wiem, że wcięcia w akapitach nie są najrówniejsze, ale muszę robić je ręcznie i tak to wygląda, niestety.
PS. Tak, wiem, że wcięcia w akapitach nie są najrówniejsze, ale muszę robić je ręcznie i tak to wygląda, niestety.
Wyrażam swój stanowczy sprzeciw co do kończenia rozdziału przed sprezentowaniem nam choćby odrobiny dialogu między Bashem a Królewną (padło w ogóle jej imię? przegapiłam?). Fajnie, że perspektywa się zmienia, bo uwielbiam widzieć oba punkty widzenia. O spoilerach moje zdanie znasz, prawda? :P
OdpowiedzUsuńI Bractwo jest bardzo interesujące, mam duży sentyment do wszelkich tego typu organizacji. Poza tym, domagam się Franciszka i kobiety-która-nie-jest-Mary. Dużo. Z wielką dozą słodyczy i uroczych żarcików Francisa, jak za starych dobrych czasów pierwszego sezonu.
Pozdrawiam,
Monte, która (w przeciwieństwie do Basha), śnieg darzy nieskończoną miłością
PS. Jaki piękny szablon! Chciałabym wiedzieć, któż to ma takie zdolności...
PS2. Poczułam się zachęcona zakładką "o mnie", może faktycznie do Ciebie napiszę?
Kochaj mnie. Czytam mimo spojlerów, a to dowodzi temu, że jestem najlepszą przyjaciółką na całym świecie. Czas to docenić, kochanie :*
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział. Doczekam się...? ^^
Twoja ukochana i najwspanialsza na świecie
Nox
No, rozdział pierwszy mam za sobą ;).
OdpowiedzUsuńZaintrygowała mnie postać Królewny. Podoba mi się, jak ją przedstawiasz, że mimo szyderstw, z którymi się spotkała, wie, że jest dobra w tym co robi. :) To ciekawa bohaterka i chętnie będę śledzić jej losy.
Oczywiście, zainteresowałam się też tym, dlaczego komuś zależy na zabiciu Sebastiana.
Swoją drogą, ciekawe jaka mogłaby się wywiązać relacja między nim, a Królewną :)...?
Zobaczysz w kolejnych rozdziałach jak to się między nimi będzie układać :D
UsuńOj tak, to moja ulubiona postać, bo całkowicie autorska, nieprzewidywalna i inna niż typowa Mary Sue. Idziesz jak burza z tym czytaniem :)