wtorek, 15 grudnia 2015

Rozdział 13

               Alexander rozglądał się uważnie po zamkowym korytarzu. Oglądał rzeźby, obrazy, podziwiał malowidła na suficie. To było jak inny świat, nieco bajkowy, odległy. Mijali go ludzie. Dworzanie, służba, nawet w pewnym momencie przemknęła mu rudowłosa postać księżniczki Claude w towarzystwie dwórki o ciemnych włosach. Nikt nie zwrócił uwagi na niezbyt wysokiego mężczyznę wątłej postury w stroju zamkowego służącego. Miał pomagać Anieli w jej misji, a ponieważ nie nadawał się do roli dworzanina, postanowiono, że będzie udawał właśnie sługę. Nie był do końca zachwycony tą decyzją. Nie lubił słuchać rozkazów kogoś innego tylko z racji tego, że ta osoba pochodziła z wyższej grupy społecznej. Co innego Mistrz w Bractwie - w końcu ten tytuł nie był dziedziczny, trzeba było sobie na niego zapracować przez lata służby.
                Wiosna zaczęła się na dobre. Wszędzie kwitły kwiaty, było zielono. Dni stawały się coraz cieplejsze i dłuższe. Święta Wielkiej Nocy spędził jeszcze z Giselle i swoim ojcem oraz braćmi, niestety, jego matka, cudowna kobieta, która psu z drogi by zeszła, umarła kilka lat wcześniej podczas swojego ostatniego porodu. Ich najmłodsza siostra także zmarła w wyniku zarazy. Mimo to były to cudowne dni, pełne rodzinnej, radosnej atmosfery.
                Był tak zafascynowany swoimi rozmyśleniami i podziwianiem otoczenia, że nie zauważył Królowej Matki. Catherine de Medici od jakiegoś czasu była wyjątkowo nerwowa i coraz więcej czasu spędzała we własnych komnatach. Nikt nie wiedział, co jest przyczyną takiego zachowania kobiety, jednak nikt nie uważał za stosowne, aby zadać jej pytanie o to.  Stała obok niego, ubrana w cudowną, bordową suknię, jednak gorset nie ściskał jej talii tak jak zwykle, był nieco poluźniony.
                - Jesteś głuchy, chłopcze? - warknęła, kiedy zdała sobie sprawę, że sługa chyba jej nie słyszy. Ten drgnął, a potem zamrugał zaskoczony jej widokiem.
                - Wasza Wysokość... - powiedział. Miał udawać sługę, a właśnie rozgniewał Medyceuszkę. Zaraz jego kłamstwa wyjdą na jaw, a Mistrz go chyba skróci o głowę. Zresztą, będzie miał rację.
                - Idź do Nostradamusa i powiedz mu, że ma natychmiast do mnie przyjść... - przyjrzała mu się uważniej i zmarszczyła brwi. - Nie widziałam cię tu wcześniej... - zrobiła krok w jego stronę.
                - To moje pierwsze dni tutaj - odpowiedział spokojnie. - Dlatego podziwiam te piękne rzeczy, które tutaj są. Już idę, królowo - skłonił się jej i niemalże pobiegł do uzdrowiciela. Serce biło mu jak oszalałe. Słyszał różne plotki na temat tej kobiety. Chyba cała Francja wiedziała o jej talentach trucicielskich, jak i dość władczym charakterze. Wolał się nie przekonywać na własnej skórze, czy te pogłoski są prawdziwe. Jednak, kiedy już powiadomił Nostradamusa, zaczął zastanawiać się nad paroma rzeczami. Nie wychodzi z komnat, mówiono o tym w pałacowej kuchni. Je coraz więcej. Nie ściska tak mocno gorsetów. Chce, aby najważniejszy z zamkowych uzdrowicieli do niej przyszedł.
                Szybko poskładał to w logiczną całość. I postanowił jak najszybciej odnaleźć Anielę.

***

                Stała na polu łuczniczym i korygowała postawę Francisa. Młody król przeprosił ją za tamten pocałunek, a ona mu dobrodusznie wybaczyła, chociaż była teraz nieco uważniejsza i nie dopuszczała do sytuacji, gdzie była z nim sama. Teraz towarzyszyła im jej siostra, która niemalże piszczała ze szczęścia, kiedy Aniela jej to zaproponowała. Anna, ubrana w swoją najlepszą suknię spacerowała niedaleko nich z samą królową Mary i jej dwórkami. Była przeszczęśliwa, w końcu bycie blisko pary królewskiej było jej największym marzeniem.
                - Jakim cudem wy dwie macie takich samych rodziców? - spytał król, opuszczając łuk po oddanym strzale. Zbliżało się południe, słońce zaczynało niemiłosiernie prażyć i niedługo będę musieli schronić się gdzieś w cieniu przed jego promieniami. Aniela jedynie wzruszała ramionami.
                - Ty też nie jesteś taki sam jak twoja siostra - zauważyła. - Jesteśmy po prostu kompletnie różnie. Wiesz, jaki nudny byłby świat, gdyby wszyscy ludzie byli tacy sami?
                Uśmiechnął się. Skinął na sługę, a ten przyniósł mu wodę. Mokra od potu koszula kleiła się do pleców młodego monarchy. Jego ciało zareagowało ogromną radością na zimną wodę.
                Ta dziewczyna była niesamowita. Może i nie była wyjątkowej urody, ale jej inteligencja i inne atuty sprawiały, że mu to kompletnie nie przeszkadzało. Bardzo lubił jej towarzystwo i nie mógł doczekać się jakiś bezwietrznych dni, kiedy miał odrobinę czasu i mogli sobie razem poćwiczyć strzelanie z łuku.
                - Gdzie jest Bash? - nagle uświadomił sobie, że nie widział brata od rana. Dziewczyna westchnęła.
                - Zbliżają się moje urodziny, więc uparł się, że pojedzie kupić mi prezent. A ponieważ to ma być dla mnie niespodzianka, to zabronił mi ze sobą jechać... - westchnęła. Czasami upór Sebastiana ją naprawdę irytował i denerwował. Jeśli cokolwiek mu się stanie, ona za to odpowie, więc modliła się, aby szybko wrócił do zamku. - Mój przyjaciel miał z nim pojechać. Wiesz... - ściszyła głos do szeptu, żeby tylko on ją słyszał. - Mistrz twierdzi, że sama sobie nie radzę i wyznaczył mi pomocnika. Więc teraz Alex jest z nim - wzruszyła ramionami.
                - Myślisz, że i ja mam jakieś takiego obrońcę? - spytał. - Nie rozumiem do końca, jak to działa.
                - Ty? Po co ktoś miałby cię chronić? Jesteś tylko królem Francji - odparła Aniela ironicznie, jak to miała w zwyczaju. - Oczywiście, że masz. Podobnie jak twoja matka, królowa Mary... ale jeśli wasi obrońcy nie uznali za stosowne się ujawniać, to i ja nie powiem ci, kto cię strzeże. A teraz wybacz, ale jestem zmęczona, te suknie okropnie grzeją - zaśmiała się. Cały czas rozmawiali ściszonymi głosami.
                Kiedy powiedziała te słowa, jego wzrok mimowolnie padł na pewne miejsce jej ciała, pod którym faktycznie były nieco ciemniejsze plamy.
                - Czuję się niezręcznie, jak tam patrzysz, zwłaszcza, że jesteś żonaty, a ja spotykam się z twoim bratem, Francis - powiedziała spokojnie, chociaż wyglądała tak, jakby chciała się na niego rzucić i go na miejscu zabić. Król się nieco speszył.               
                - Przepraszam...oczywiście, idź do zamku i odpocznij. Dziękuję, że poświęciłaś mi dzisiaj swój czas - powiedział, nieco się rumieniąc. Aniela skinęła mu głową i odeszła, ale Francis mimowolnie odprowadził ją wzrokiem.
                - Pieprzony bękart jak zwykle ma szczęście - wymamrotał sam do siebie.

***

                Mury zamku były bardzo chłodne, a więc przyjemniej się tu przebywało niż na zewnątrz. Aniela poszła do swoich komnat. Kazała przygotować sobie chłodną, orzeźwiającą kąpiel. Sama się rozebrała i podpięła wysoko włosy w nawet ładny, chociaż niechlujny koczek, nie chciała ich teraz moczyć. Kiedy służba wypełniła drewnianą balię zimną wodą, dziewczyna z radością się w niej zanurzyła. Uśmiechnęła się lekko i przymknęła oczy. To było takie przyjemne!
                Słyszała śpiew ptaków pod oknem. Zawsze lubiła odgłosy natury, nie wyobrażała sobie życia w mieście, na dłuższą metę. W Polsce jej rodzina też miała dużo posiadłości ziemskich i pięknych, chociaż niewielkich pałacyków myśliwskich, w których spędzali większość lata. Jej brat i ojciec jeździli na polowania, a one z siostrą biegały po lesie, bawiąc się z innymi dziewczętami. Czasami zdejmowały buty i dreptały w płytkich strumykach, aby chociaż odrobinę się ochłodzić...
                Te wspomnienia były zarazem przyjemne, ale po chwili stały się też bolesne. Jej matka nie żyła, a ukochanego brata nie widziała od kilku lat. Zawsze łączyła ich szczególna więź, to Piotr nauczył ją strugać w drewnie, strzelać z łuku i procy, jeździć konno. Była jego ukochaną siostrzyczką, bo niezależnie od tego jak bardzo była poobijana to nigdy nie płakała i nie skarżyła niańkom, w przeciwieństwie do Anny. To on pokazał jej, że jeśli nie chce być damą, to nie musi nią być i nauczył ją rzeczy, które być może zaważyły na tym, że zainteresowało się nią Bractwo. Żałowała, że nawet jeśli jeszcze kiedyś się spotkają, w co szczerze wątpiła, to jej starszy brat nigdy nie dowie się o tym, że jego siostra należy do tej elitarnej, tajnej organizacji. Na pewno byłby z niej dumny, gdyby wiedział.
                Nie usłyszała dźwięku otwieranego, tajnego przejścia. Alex, nieco spocony po podróży z Sebastianem wszedł do jej pokoju tak po prostu. Nie spodziewał się zastać jej w wannie, na szczęście ta była ustawiona tyłem do niego, więc widział jedynie głowę dziewczyny. Jej złote włosy zawsze mu się podobały.
                - Anie...- odezwał się niepewnie. Ta drgnęła i odwróciła się w jego stronę. Przestraszył ją, wiec teraz ciskała w niego piorunami z oczu. Zasłaniała się rękami, aby na pewno nie zobaczył nic, czego nie powinien. Na jej bladej twarzy pojawiły się rumieńce.
                - Alex! - warknęła na niego - Czy ty nie możesz nigdy wejść tutaj jak cywilizowany człowiek? Zawsze musisz wchodzić tutaj jak jakiś pieprzony skrytobójca? - spytała. Ten się roześmiał.
                - Spokojnie, nie masz tam nic, czego bym wcześniej nie widział... a poza tym nie ciekawi ci powód mojej wizyty? - spytał.
                - Jak podasz mi ręcznik oraz szlafrok, a ja przestanę się wkurzać, to o tym porozmawiamy - powiedziała, niezbyt zadowolona faktem, że przerwał jej relaksującą kąpiel.
                Wziął rzeczy, o które go poprosiła. Szlafrok przerzucił sobie przez ramię, a ręcznik trzymał przed sobą, w obu rękach, gotowy ją nim otulić. Miał na sobie zwykłą, lnianą koszulę i spodnie, było za ciepło, aby nosić cokolwiek więcej.
                Wstała niepewnie, tyłem do niego. Była od niego dużo niższa, toteż bez trudu położył jej ręcznik na ramionach, a potem się odsunął. Dziewczyna zaczęła wycierać swoje ciało, przeklinając pod nosem po polsku, aby przyjaciel nie mógł jej zrozumieć. Chociaż Bracia uczyli się języków obcych bardzo niewielkiej liczbie z nich udało się opanować język polski, Alex się do niej nie zaliczał, więc mogła sobie pozwolić na używanie niewybrednych określeń pod jego adresem, w jego obecności, bez ryzyka, że ją zrozumie nawet w stopniu minimalnym. Oczywiście, wiedziała, że to nie przystoi, ale miała dość tego, że gapią się na nią mężczyźni, których uwagi wcale nie chciała. Najpierw Francis, potem Alexander...
                Kiedy jej ciało było już suche i dziewczyna stanęła na podłodze, założyła na siebie szlafrok. Zawiązała pasek i dopiero wtedy spojrzała ponownie na czarnowłosego mężczyznę, nadal mocno się rumieniąc. Nigdy tego u niej nie rozumiał - oczywiście, była dziewicą, ale przecież uczyła się sztuki uzdrawiania, znała sie na ziołach, musiała radzić sobie z różnymi obrażeniami, więc czemu tak bardzo się wstydziła, skoro ludzka anatomia nie była dla niej czymś kompletnie obcym?
                Ta dziewczyna zawsze wszystkich intrygowała. Była inna niż wszystkie panny,  znała sie na męskich sprawach, a jednak nadal potrafiła być urocza. Nic więc dziwnego, że albo ją lubiano, albo nienawidzono. Nie można było być wobec niej obojętnym.
                - Więc...? Powiesz po co tu przyszedłeś, Al? - spytała po dłuższej chwili mierzenia się wzrokiem.
                Zanim jednak zdążył odpowiedzieć do pomieszczenia wszedł Sebastian. Stanął w drzwiach i zamrugał oczami na widok jego ukochanej, w szlafroku, w towarzystwie jej przyjaciela. Tak, doskonale wiedział kim jest Alexander i jaka jest jego rola na dworze, jak również co go łączy z Anielą. Mimo to wydało mu się dziwne to, że widział ich razem w takiej sytuacji...
                - Kolejny, który nie umie pukać - wywróciła oczami - Bash, zamknij proszę buzię, bo ci mucha wleci.  A zanim wysnujesz jakiekolwiek wnioski z tego wszystkiego to oboje wysłuchamy Alexa, który ma chyba ważny powód, aby nachodzić mnie w środku dnia podczas kąpieli, prawda? - spojrzała na przyjaciela. Ten zerkał na Sebastiana. Nie przypadli sobie do gustu, lekko mówiąc. Kiedy o niej rozmawiali, podczas podróży, Alexander odniósł wrażenie, że Zastępca Króla jest o niego...zazdrosny.
                - Oczywiście, że mam - powiedział Alexander - mam dość ciekawą informację...Catherine de Medici spodziewa się dziecka.
                Chyba do końca życia nie zapomni ich min w tamtej chwili. Zaskoczony wcześniej już i tak Sebastian zrobił jeszcze bardziej zdziwioną minę, a Aniela patrzyła na niego jakby zobaczyła co najmniej Ducha Świętego.
                - Ale...jesteś pewien, Al? - spytała niepewnie - w końcu...jest wdową od przeszło roku...
                - W kuchni mówi się, że je coraz więcej, głównie łakoci. Służki ostatnio rozmawiały, że codziennie rano muszą opróżniać misę po mdłościach królowej. Dzisiaj podczas mojego krótkiego spotkania z królową matką zobaczyłem, że nosi bardzo poluzowany gorset, a w dodatku w trybie natychmiastowym kazała mi przyprowadzić do siebie Nostradomusa...gdyby nie to, że Sebastian uparł się na te zakupy dzisiaj, to bym podsłuchał jej rozmowę z uzdrowicielem i miałbym pewność - zrelacjonował wszystko dokładnie.
                Spojrzeli na siebie uważnie. Aniela nerwowo poprawiła szlafrok.           
                - Domyślasz się, kto mógłby być ojcem? - spytał Sebastian dziewczyny. Ta wzruszyła ramionami.
                - Mam swojego typa, ale pewności mieć przecież nie mogę, prawda? - uśmiechnęła się rozbawiona - ale to jest ironia losu...nie tak dawno zrobiła awanturę własnemu synowi z powodu bękarta w drodze...a teraz sama takiego nosi - zaśmiała się cicho - francuski dwór jest jednak cudownym miejscem...a teraz obaj stąd wyjdźcie. Chcę się w spokoju ubrać. Bash, mam pewien pomysł, gdzie moglibyśmy poszukać informacji o zamachowcach, ale musimy tam pojechać wieczorem. Jeśli chcesz mi towarzyszyć, oczywiście - powiedziała i rozpuściła włosy, które miękko opadły na jej ramiona i plecy.
                - Chcę - odparł krótko, rzucił ostrzegawcze spojrzenie Alexandrowi i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.           
                - Wiesz, że on jest o ciebie cholernie zazdrosny, Anie? - spytał Alexander. Dziewczyna usiadła przy toaletce i zaczęła rozczesywać włosy. Spojrzała na niego w odbiciu lustra.
                - Kocha mnie... jak ty byś się czuł, gdybyś zobaczył Giselle w szlafroku rozmawiającą z mężczyzną, który znałby ją dłużej od ciebie i nie był z nią spokrewniony? - uniosła do góry jedną brew i patrzyła na niego, oczekując odpowiedzi.
                -  No dobrze... wracam do mojej pracy. A ty uważaj na was wieczorem - po tych słowach i on opuścił jej komnatę.

***

                Nie do końca rozumiał, dlaczego byli akurat w tej części miasta. Mieszkali tu głównie rzemieślnicy, Bash podejrzewał, że za atakami na jego życie stoi jakieś protestancki lord, któremu zaszedł za skórę i jest to bardziej osobista zemsta owego człowieka, nieudolnie wykonywana przez jego służących. Czemu więc nie byli w tej części Paryża, gdzie znajdowały się posiadłości bogatych i wpływowych osób? Tego nie wiedział. Poprawił kaptur, który prawie został mu strącony z głowy przez lekko pijanego, zataczającego się mężczyznę. Słońce zaszło dosłownie przed godziną, zdziwiła go nieco ilość spitych w trupa osób na tej ulicy.
                - Jeszcze kawałek - powiedziała Aniela, której przepychanie się przez nietrzeźwą, w większości, gawiedź też się nie podobało. Trzymała go cały czas za rękę, dość mocno, jakby nieco nerwowo. Bash już dawno zauważył, że dziewczyna jest niezwykle silna fizycznie, czasami, z bólem to przyznawał, nawet silniejsza od niego. A raczej bardziej wytrzymała, bo siłowanie na rękę nadal wygrywał on. Jednak jeśli czasami trenowali razem walkę na miecze, zazwyczaj w lesie, z daleka od ciekawskich spojrzeń, to ona dłużej była w stanie ćwiczyć niż on. Podziwiał ją za to. Docierało do niego jak wiele pracy i czasu musiało zająć jej pełne szkolenie, aby zostać członkinią Bractwa.
                W końcu się zatrzymali. Bash dostrzegł czerwone latarnie przed budynkiem i spojrzał na nią zdziwiony.
                - Ahm... - musiał ubrać swoją uwagę w słowa, najlepiej w dość delikatne, ale nie potrafił do końca tego zrobić. - Jesteś pewna, że to właściwe miejsce? Dla ciebie? - spytał.
                Posłała mu takie spojrzenie, na widok którego mitologiczni Bazyliszek i Meduza uciekliby z płaczem do mamusi.
                - BB... to jest burdel. Dom Rozkoszy, Zakątek Grzechu, nazywaj sobie jak chcesz - westchnęła. - Zazwyczaj w takich miejscach pracują panny lekkich obyczajów. Czasem również chłopacy, zaskoczę cię. I uwierz mi, poza zamkową kuchnią, nie znajdziesz lepszego źródła informacji niż ten oto burdel, bo jest, podobno, najlepszy w całej Francji - odpowiedziała mu.       
                - Wiem, co oznaczają czerwone latarnie, naprawdę - odparł, czując się nieco niezręcznie. - Bywałem w takich miejscach. I sądzę, że panna na wydaniu ze szlacheckiej rodziny nie powinna tam wchodzić - dodał, patrząc na nią. Zaśmiała się.
                - Nagie kobiety mnie nie ruszają. Mężczyźni też nie. Jestem panną, fakt, ale to nie znaczy, że jestem taka niewinna, jak ci się wydaje - na szczęście ich rozmowa nie wzbudzała zainteresowania innych, którzy szukali po prostu kolejnej beczułki alkoholu do opróżnienia. Nikt nie zwracał na nich uwagi, bo jak beczki wina lub piwa w końcu nie wyglądali.
                Zamrugał powoli. Czy ona mu właśnie powiedziała, że...
                - Nie jesteś dziewicą? - spytał. Dostrzegł rumieńce na jej twarzy, a potem po prostu uderzyła go otwartą dłonią w tył głowy
                - Auł! Za co to? - spytał, masując to miejsce. Cios nie był mocny, ale odczuwalny na pewno.
                - Za głupie pomysły. Oczywiście, że nią jestem! Obiecałam królowej matce, że wyjdę za mężczyznę wybranego przez nią, zresztą sam zauważyłeś, że jestem panną na wydaniu, w dodatku szlachcianką. Jak mogłeś w to zwątpić? - warknęła zła Aniela.
                - Ale sama powiedziałaś, że nie jesteś tak niewinna jak mi się wydaje... - odparł niepewnie, patrząc na jej reakcję.
                - Bo widywałam nagich mężczyzn, dobrze? Ciebie też. Pamiętasz? Siedziałeś kiedyś w wannie, a ja zabiłam zamachowca. Zresztą, ty potem widziałeś mnie także bez ubrań, więc jesteśmy kwita. A teraz chodź i przestań mieć jakieś durne myśli w głowie, bo słowo daję, sama cię zabiję... - była ostatnio strasznie nerwowa i wpadała w irytację dużo łatwiej niż zazwyczaj. Sebastian zaobserwował, że ma takie dni dość regularnie, przez krótki okres co miesiąc, a ponieważ miał to (nie)szczęście być już żonaty, wiedział, co to oznacza, więc wolał schodzić jej wtedy z drogi. Co prawda u Kenny ten zły nastrój przebiegał mniej burzliwie, za to częściej miewała zmiany humoru. Aniela po prostu stawała się drażliwa.
                Weszli do środka. Było tu duszno, a Bash od razu zaczął się krztusić tytoniowym dymem. Nieco się tym zdziwił, w końcu tytoń był dość drogim towarem, sprowadzanym aż z Nowego Świata. Sam palił to raz, jeszcze jako dzieciak podkradł ojcu cygaro z gabinetu i zapalił go razem z Francisem. Było mu potem tak niedobrze, że od tamtej pory nawet go do tego nie ciągnęło. Z tego co wiedział, jego brat też nie ponowił tej próby.
                Nie musieli długo czekać, aby, jak spod ziemi, wyrosła przed nimi zarządczyni całego przedsięwzięcia. Aniela powiedziała coś dziwnego, w języku, którego Bash nie znał. Jednak to słowo wypowiedziała już przy nim kilka razy i domyślił się, że jest to swoiste hasło używane przez Bractwo, aby jego członkowie i osoby współpracujące wiedziały, z kim mają do czynienia.
                - Czego sobie życzycie? - spytała, patrząc uważnie na Sebastiana. Była niską, dość pulchną kobietą, o okrągłej twarzy pokrytej grubą warstwą makijażu. Nie była wcale stara, chociaż mężczyzna miał problem z określeniem jej wieku. Uśmiechnęła się lekko, nawet sympatycznie.
                - Najdroższych twoich pracowników, obu płci - powiedziała bez chwili zastanowienia Aniela, podając jej cały worek złota. Oczywiście, to było tylko dla zachowania pozorów, w końcu w Domu Rozpusty było całkiem sporo osób, Zastępcy Króla udało się rozpoznać nawet kilkoro znaczących dworzan, a nawet kilka dwórek, które były już zamężnymi kobietami. Nikt nie chciał, aby wyszły na jaw jakiekolwiek układy burdelu z Bratcwem, zresztą o Bractwie wiedziało niewiele osób.
                - Oczywiście...proszę za mną - odparła, biorąc sakiewkę. Zaprowadziła ich do góry, do pokoi. - Zaraz wam przyprowadzę Megan i Fidosa - dodała i zamknęła drzwi. Aniela zdjęła kaptur z głowy.
                - Powiesz mi, po co tu jesteśmy? I o co chodziło z tym dziwnym słowem? - spytał Bash.
                - Bractwo ma swoich ludzi wszędzie, jak wiesz. Ten burdel ma wielu interesujących klientów, więc jego właścicielka i niektórzy pracownicy są osobami współpracującymi z Bractwem. Chcę się dowiedzieć, czy mają jakieś ważne dla nas informacje. Pieniądze zostaną mi zaraz oddane. No, chyba, że będziesz chciał spędzić noc z Megan, Fidosa ci nie proponuję, aczkolwiek nie wiem... Może akurat cię zainteresuje.
                Spojrzał na nią zaskoczony. Potem podszedł do niej i pocałował ją, bardzo czule i namiętnie. Zaskoczył ją tym, zazwyczaj składał na jej ustach krótkie pocałunki. Westchnęła cicho, lekko rozchylając wargi, ale w tym momencie Sebastian się od niej odsunął i chwycił ją za rękę
                - Jesteś jedyną osobą, której pragnę. I przykro mi, że uważasz inaczej, Nel - powiedział cicho, patrząc jej w oczy. Nigdy nie zdrabniał jej imienia. W sumie chyba odkąd przestała być małą dziewczynką wszyscy mówili do niej po prostu Anielo. Uśmiechnęła się w odpowiedzi i tym razem to ona go pocałowała.
                - Przepraszam... nie chciałam cię urazić - powiedziała mu cicho do ucha. Przytulił ją po chwili do siebie. - I... to słodkie, jak mnie nazwałeś - dodała po chwili.
                - Nel? Podoba ci się? - spytał.
                - Tak...możesz do mnie od teraz tak mówić, Bash - odsunęła się od niego. Lubiła te ich wszystkie pocałunki czy uściski, jednak z drugiej strony przez to coraz bardziej bolała ją myśl, że Sebastian nigdy nie zostanie jej mężem. Obiecała coś Catherine i dotrzyma słowa, nawet jeśli będzie przez to cierpieć do końca swojego życia. Oboje będą.
                Drzwi do pokoju otworzyły się. Do środka weszła dziewczyna o włosach białych niczym śnieg i dużych, niebieskich oczach. Miała na sobie dość wyzywającą suknię w kolorze krwistej czerwieni. Gorset podkreślał jej figurę, a przez rozcięcie w spódnicy było widać jej zgrabną, długą nogę w pończosze. Za nią wszedł młody chłopak, na oko w wieku Anthony'ego. Miał tak samo delikatnie, nieco dziewczęce rysy twarzy, był drobny i niższy od dziewczyny, ubrany był tylko w spodnie, dość przylegające do jego ciała.
                Aniela ich znała, podczas ochrony jej poprzedniego podopiecznego informację od tej pary były najbardziej pomocne ze wszystkich. Liczyła, że i tym razem tak będzie.
                Sebastian przyglądał się im. Jednak chłopak nie skupił jego uwagi tak bardzo jak dziewczyna. Te włosy... Widział je kiedyś. Tak białe niczym śnieg. Niebieskie oczy.
                Ale wtedy była młodsza. Dużo, dużo młodsza. Rozpoznał ją i aż go ścisnęło za serce. Ona też przyglądała mu się przez moment, ale także szybko odkryła prawdę.
                - Susan... Co ty tutaj robisz? - spytał jedynie, nie mogąc wydusić z siebie nic więcej. 



______________________________________
 No i mamy kolejną postać. Nic nie poradzę, że mam głowę pełną pomysłów, a sama nie lubię jak w jakiejś opowieści jest 5 głównych bohaterów i poza nimi to nikogo więcej. Jednak co łączy tajemniczą Susan, tudzież "Megan" z Sebastianem dowiecie się pewnie w kolejnym rozdziale. W ogóle tutaj każda scena ma jakieś nawiązanie do seksu, przepraszam za to xD Zorientowałam się w połowie ostatniej, że tak jest i nie chciało mi się już przerzucać gdzieś tych wydarzeń na później, albo zmieniać opisanych sytuacji. W sumie mają wiosnę, wtedy hormony szaleją, czyż nie? :P Do napisania!